środa, 20 września 2017

#3 Historia nauczycielką życia | Gdy szkiełko i oko wymiękają

Istnieje w Neapolu krew, która nie może doczekać się zmartwychwstania...



Kochani, witam Was serdecznie już w trzecim odcinku mojego bloga Historia nauczycielką życia. Tym samym zapraszam serdecznie na wyprawę w głąb dziejów, z której pragniemy wyłuskać kolejną naukę, przydatną na dziś i jutro, teraźniejszość i przyszłość.

Z dzieciństwa pamiętam taką wieczorynkę o pewnej dziewczynce, która przechowywała różne skarby przywiezione z odległych stron świata. Każdy epizod poświęcony był jednej wyprawie i jednemu przedmiotowi, który główna bohaterka miała jako pamiątkę z tej konkretnej podróży. Myślę sobie, że u nas jest podobnie. Nie tyle wyruszamy jednak w sensie geograficznym (choć poniekąd też), co raczej przenosimy się w przeszłość, żeby odszukać jakiś skarb, czyli naukę. Bo chyba przecież o to w historii przede wszystkim chodzi, nieprawdaż?


Około 270 r. n.e. przyszedł na świat przyszły biskup Benewentu (obecnie miasto i gmina we Włoszech w regionie Kampania; prowincja Benewent) – św. January. Wedle przekazu z V w. ów biskup, w czasach panowania cesarza Dioklecjana (284-305) i w okresie prześladowań chrześcijan udał się do więzienia, żeby pocieszyć przebywającego tam diakona Sozjusza. Towarzyszyło mu w czasie wizyty dwóch innych diakonów – święci Festus i Dezyderiusz. Niestety odwiedzających aresztowano i zmuszono do złożenia ofiary bożkom pogańskim. Skutkiem owego nieposłuszeństwa miało być pożarcie przez niedźwiedzie w amfiteatrze.

Wówczas zabrano ich do Puteoli (obecnie miasto Pozzuoli). Nie pomogły protesty diakona św. Prokula i świętych świeckich – Eutychesa i Akucjusza, których za karę publicznie ścięto.

Prastara chrześcijańska tradycja wskazuje na 19 września 305 r. jako datę śmierci wszystkich wspomnianych mężów. Przyjmuje się jednak różne miejsca męczeństwa: January, Festus i Dezyderiusz – Benewent; Sozjusz – Miseno; Prokul, Eutyches i Akucjusz – Puteoli.

Wedle jednego z podań św. January ostatecznie został jednak ścięty mieczem, gdyż niedźwiedzie, które miały go pożreć, ociągały się z wykonaniem zadania. Po egzekucji ciało krwawiło, a pewna pobożna kobieta miała zebrać nieco krwi do flakonika (a raczej flakoników) jako relikwię. I tutaj zaczyna się niezwykle ciekawa i pasjonująca historia owych ampułek.


Św. January, wizerunek będący prawdopodobnie kopią utraconego obrazu Caravaggia, 
źródło: By Louis Finson - Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=15261285

Krew świętego przechodziła różne koleje losu i znajdowała się w ciągu wieków w różnych miejscach. W tym momencie jest to może nieco mniej istotne; zainteresowanych odsyłam po szczegóły na stronę brewiarz.pl. Szczególnie ważne jest to, że w 1497 r. przybyła do Neapolu i tam znajduje się po dziś dzień, a św. January jest wielkim patronem tego miasta (dla kibiców małe wyjaśnienie: Neapol to tam, gdzie teraz (wrzesień 2017) grają Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński :). Wątpliwości co do autentyczności krwi i jej pochodzenia od św. Januarego rozwiał arcybiskup Neapolu, kardynał Alfons Castaldo w 1964 r., po wykonaniu kanonicznego badania relikwii (znaleziono m.in. bezdyskusyjny napis).

Ktoś może zarzuci: „No dobra, w Neapolu znajduje się relikwiarz z krwią świętego. I co z tego? Takich relikwiarzy jest na świecie wiele więcej niż może nawet samych świętych w niebie. Co w tym intrygującego? Dla wierzącego może to coś jeszcze znaczy, ale dla kogoś może to po prostu nieco starej krwi w ampułce, pochodzącej od dawnego człowieka, z której robi się wielkie halo”.

Jest tu jednak coś bardziej intrygującego niż mogłoby się wydawać. Od XIV w. notowane jest pewne zjawisko, wobec którego trudno przejść obojętnie pomimo odmiennego światopoglądu. Kilka razy w ciągu roku, krew mająca już kilkanaście wieków na karku, PRZECHODZI z postaci stałej w płynną. Jest wtedy jasna i pulsująca, jakby dopiero co wypłynęła z ciała męczennika. Ostatecznie można by się pokusić o absurdalną hipotezę, że to tylko jakiś dziwaczny wybryk krwi. Jednakże ów „wybryk” jest nadzwyczaj regularny, bo do opisanego wyżej tzw. cudu krwi św. Januarego dochodzi najczęściej (ale nie zawsze) 19 września, we wspomnienie liturgiczne św. Januarego. W takim stanie utrzymuje się przez następnych 8 dni. Czyżby krew znała się na kalendarzu... Inne daty, które od czasu do czasu „wybiera” krew jako czas cudu to pierwsza niedziela maja i 16 grudnia oraz z okazji niezwykłych wydarzeń.

Może i w tym miejscu ktoś zarzuci: „No dobra, ale może to są jakieś tam zwyczajne chrześcijańskie halucynacje. Co mi do tego?”. W tym miejscu trzeba jednak jasno i jednoznacznie stwierdzić, że nauka jest bezradna wobec tego tajemniczego wydarzenia w Neapolu. Nie jest to jakieś tam zjawisko, które jest tylko czymś w rodzaju legendy, dającej się obalić i w 100% wyjaśnić z pomocą twardych, naukowych dowodów. W przypadku cudu krwi św. Januarego zachodzi nie tylko coś, co się starożytnym i średniowiecznym filozofom nie śniło, ale nie mają na to wyjaśnienia nawet najtęższe umysły XXI w., które planują ludzkie eskapady na Marsa. Nauka rejestruje zjawisko, opisuje je, ale nie jest w stanie w jakikolwiek racjonalny sposób dowieść, dlaczego tak się dzieje. Co tu jest grane?

Ampułkę z krwią świętego przebadano wielokrotnie i to gruntownie. Obalono tezę, jakoby ktoś kiedyś tam w średniowieczu dolał tam czegoś i dlatego ta substancja tak się dziwnie zachowuje. Dziś wiemy, że nie ma tam innych materii poza prawdziwą tętniczą krwią żywego człowieka. Żywego? Tak! Choć św. January jest już dawno w innym wymiarze, który my wierzący określamy mianem Nieba, jego krew jest ciągle żywa, bo i on przecież ciągle żyje, bo jest właśnie tam – w Niebie. Jak to inaczej, niż na drodze wiary, wyjaśnić?


Girolamo Pesce, Męczeństwo św. Januarego, olej na płótnie, 262 x 193,
źródło: By Girolamo Pesce - Bishop's Library, Vác, Hungary, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=10291523

Skąd ta pewność, że w ampułce, a konkretnie ampułkach, bo gwoli ścisłości zaznaczmy raz jeszcze, że są w sumie dwie, jest tylko i wyłącznie krew? Otóż flakoniki posiadają szczelne mastyksowe zamknięcia jeszcze z IV w. i w żadnym wypadku nie można dostać się do krwi inaczej, jak tylko przez rozbicie ampułek. Wobec tego wszelkie badania przeprowadza się z pomocą tzw. metody spektralnej (zainteresowani znajdą informacje na ten temat w Sieci; nie będę Was tu może tym zanudzać :).

W starciu z krwią św. Januarego poddają się wszelkie prawa fizyki. Zmiany konsystencji krwi i jej właściwości fizycznych (np. kolor, objętość, a nawet ciężar) zachodzą zupełnie niespodziewanie i w sposób trudny do naukowej systematyzacji. Zmiany stanu substancji nie są związane ani z temperaturą, ani nawet... psychicznymi uwarunkowaniami i pobożnymi życzeniami wiernych. Tak, przeprowadzono poważne naukowe badania dotyczące nawet tych kwestii. Okazało się, że na zmiany krwi nie miały wpływu wielodniowe pobożne modlitwy dużej grupy wiernych. Krew pozostała niewzruszona... Innym razem potrafi z kolei przemienić się tylko wobec kilku osób. Wszelkie naukowe i racjonalne dowody wymiękają... Normalnie substancja powinna już dawno się zepsuć i zamienić w proch, a tej wyjątkowej krwi nie trzymają się żadne ludzkie zasady.

Oddajmy głos włoskiemu uczonemu prof. Gastone Lambertiniemu, który przez wiele lat badał tę dziwną krew: „Prawo zachowania energii, zasady, które rządzą żelowaniem i rozpuszczaniem koloidów, teorie starzenia się koloidów organicznych, eksperymenty biologiczne dotyczące krzepnięcia plazmy: wszystko to potwierdza, jak substancja, czczona od wielu wieków, rzuca wyzwanie każdemu prawu przyrody i każdemu tłumaczeniu, które nie odwołuje się do tego, co nadprzyrodzone. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha: nie jest więc jakąś «alienującą» pobożnością, lecz znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania”.

W ramach ciekawostki zaznaczmy, że przy relikwiach modlili się m.in. papieże św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Co ciekawe, krew nie zmieniła swojego stanu. W neapolitańskiej katedrze był również obecny papież Franciszek, w rękach którego substancja stała się w połowie cieczą. Kard. Crescenzio Sepe powiedział podobno do Ojca Świętego, że św. January musi kochać papieża, skoro krew już się w połowie rozpuściła. Na to Franciszek (parafrazuję): musimy się dalej nawracać, bo św. January jest chyba zadowolony tylko w połowie. Warto dodać, że już kilka minut później krew była cieczą w całości. Skąd krew wiedziała, że relikwiarz dzierżył w swoich dłoniach sam papież Franciszek? Tak w ogóle, nie był to nawet 19 września...

Najwyższy czas przejść do konkretnej nauki, którą pragniemy oczywiście wyłuskać z powyższych rozważań. Nie chodzi o to, abyśmy pisali dla pisania, ale musimy pomyśleć, czego uczy nas historia, która wydarzyła się w IV w., a która jest żywa (w przypadku krwi dosłownie) po dziś dzień.

Przyglądając się, choćby pobieżnie, dziejom ludzkości nietrudno nie zauważyć, że w poszczególnych epokach historycznych zmieniało się nastawienie człowieka do świata go otaczającego. W pewnych okresach ludzie byli bardziej skłonni do postrzegania otoczenia w kategoriach wiary, innym znów razem rządziła racjonalna i bezwzględna nauka. Pięknie oddaje tę prawdę symboliczne zestawienie wiary i czucia ze szkiełkiem i okiem (może pamiętamy albo nie, że pochodzi ono z ballady Mickiewicza „Romantyczność”). Ci, którzy mniej czytają lub nie uważali na polskim, ale wytrwale śledzą reklamy, wolą pewnie parę serce i rozum :). W każdym razie wiemy o co chodzi i na czym rzecz polega.

Znamienne jest jednak to, iż pomimo upływu wieków i bujnego rozwoju nauki nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na wiele wydawałoby się niezbyt trudnych pytań. A jednak często rozkładamy ręce bezradnie i zauważamy, że szkiełko, choćby najlepsze, nie rozwiewa naszych wątpliwości.

Bazą powyższych rozważań mogłoby być też wiele innych niewytłumaczalnych do końca zjawisk, jak np. Całun Turyński, chusta z Manoppello, cuda eucharystyczne, objawienia i wiele, wiele innych. Świadomie wybrałem taki może nieco mniej znany przypadek przynajmniej w zestawieniu z powyższymi.

A oto dzisiejsza nauka w pigułce:

Otaczającego nas świata nie da się do końca zbadać racjonalnie i rozumowo. Historia uczy, że serce i wiara są niezwykle ważnymi przestrzeniami ludzkiej tożsamości i naszego stosunku do otoczenia. Dla nas ludzi wierzących materia i zjawiska nadprzyrodzone są namacalnymi dowodami istnienia Boga i zarazem przejawem Jego Miłosierdzia. Podczas gdy Objawienie ukazane w
Ewangelii powinno nam absolutnie wystarczyć, Bóg zniża się do nas, „niewiernych Tomaszów” wszystkich czasów i mówi: To Ja jestem. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Badania naukowe nie tylko nie stoją w opozycji do wiary, ale jak pokazuje przypadek cudu krwi św. Januarego, paradoksalnie dowodzą prawdziwości i nadprzyrodzonego charakteru zjawisk po ludzku niewytłumaczalnych.

Czy dostrzegam i próbuje zrozumieć zjawiska, które są potwierdzane nie tylko na drodze wiary lub rozumu, ale przez obie te płaszczyzny jednocześnie?


To tyle na dzisiaj. Dzięki za uwagę. Jeśli nie zapoznałeś się jeszcze z wpisem #2, to zachęcam do tego. Dzisiejsza nauka może nawet pomóc w zrozumieniu i przyjęciu tamtej sprzed tygodnia.
Na koniec małe wyzwanie: Jak myślisz, droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, jak można rozumieć słowa widoczne w tytule tego posta: „Istnieje w Neapolu krew, która nie może doczekać się zmartwychwstania...”. Napisał je swego czasu boloński kardynał Lambertini, przyszły papież Benedykt XIV (w latach 1740-1758). Podziel się swoimi przemyśleniami na temat cytatu i całego wpisu w komentarzach.


Bibliografia wpisu:

1. "Cud krwi" św. Januarego, http://adonai.pl/cuda/?id=5
3. Święty January, biskup i męczennik, http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-19a.php3

1 komentarz:

  1. Jak się okazało, 19 września 2017 r. cud krwi św. Januarego znów się wydarzył.
    Poczytajcie o szczegółach, klikając w link:
    https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,31726,w-neapolu-powtorzyl-sie-tzw-cud-sw-januarego-bog-jeszcze-raz-okazal-swa-dobroc.html
    Czekam na Wasze komentarze poniżej :)
    Trzymajcie się ciepło i wpadajcie na historianauczycielkazycia.blogspot.com.
    Pamiętajcie, że jesteście mile widziani.
    Być może św. January jeszcze zagości w jakimś tekście na tym blogu, bo nasunął mi się pewien pomysł w trakcie pisania, ale byłby to post już o nieco innej tematyce i innych wydarzeniach.
    Niczego nie obiecuję, czas pokaże. Wytrwali Czytelnicy pewnie kiedyś zaspokoją swoją ciekawość :)

    OdpowiedzUsuń