sobota, 18 kwietnia 2020

#80 Historia nauczycielką życia | CH/6 Koronawirus, czyli (prawie) déjà vu

Czyli m.in. o tym, że historia kołem się toczy


Koronawirus jako temat (na szczęście nie on sam...) już gościł w poprzednim tekście na blogu, we wpisie poświęconym niezwykłemu zakonnikowi, który w tym roku miał się ukazać pewnej Libance i przekazać jej receptę na sporządzenie skutecznego leku na COVID-19. Po szczegóły odsyłam do tamtego tekstu >>>. Tym razem zapraszam na kolejny odcinek miniserii w ramach bloga zatytułowanej "Cięta historia" >>>.

Koronawirus. To fakt, że ostatnimi czasy słyszy się o nim i mówi bardzo, bardzo często. Taki mały i niewidoczny gołym okiem, a zatrząsł całym światem i poruszył go w posadach. Na dodatek żaden prokurator ni sędzia mu niestraszny. Niełatwo wsadzić gościa za kratki, gdy skutecznie chowa się w ludzkich organizmach. Dla miłośników historii COVID-19 jest dobrą okazją do tego, żeby powspominać dawniejsze czasy i inne zarazy i epidemie, które pustoszyły wiele regionów i państw świata. Nierzadko wykraczały daleko poza granice jednego państwa.

fot. TheDigitalArtist, Pixabay.com
Moim celem na dziś nie jest szczegółowa analiza jakichś konkretnych epidemii z przeszłości, tym bardziej, że w całych dziejach ich nie brakowało. Jeśli chcecie poszerzyć swoją wiedzę w tej materii polecam jeden z Polimatów Radka Kotarskiego (link w bibliografii). Chciałbym się za to podzielić z Wami refleksją, którą powyższy bardzo interesujący filmik youtubera jeszcze bardziej we mnie ugruntował.

Tak sobie myślę, że ten cały COVID-19 możemy potraktować jako... dowód na istnienie i ciągłość historii. Czasami ktoś przeglądając sobie zapiski historyczne czy zdjęcia dotyczące przykładowo potężnej epidemii dżumy (tzw. czarnej śmierci) z okresu średniowiecza, może nawet podejść do sprawy z ironicznym uśmieszkiem malującym się na twarzy: "To jakieś na wpół baśniowe, legendarne opowieści. To było tak dawno, że nie ma sobie co tym głowę zawracać". I tacy antyhistoryczni malkontenci żyją sobie z dnia na dzień, jakby historii (i Boga) nie było. Z jednej strony to prawda, że czasami opowieści i wydarzenia, a raczej ich autorzy, mają to do siebie, że lubią je podkolorować i ubarwić. Podobnie jest wszakże w wielu przypadkach również współcześnie, więc nihil novi sub sole. Z drugiej jednak strony pandemia koronawirusa i wszelkie zmiany jakie przez nią dokonały się na niemal całym świecie uzmysławiają nam, że tego typu zdarzenia to nie tylko przedmiot niemodnych opowieści, ale historia dziejąca się na naszych oczach.

fot. Ilustracja przedstawiająca ofiary czarnej śmierci, wikimedia w domenie publicznej
Sam przyznam, że obrazki ze średniowiecza ukazujące stosy trumien i ludzi, wynoszących zwłoki niemal z każdego domostwa, jawiły mi się jako coś właściwego tylko dla tamtych odrębnych czasów. A teraz co? Jak popatrzymy na wiadomości współcześnie, w XXI w., okazuje się, że np. w takich Włoszech również leżą stosy trumien, a kostnice nie wyrabiają na zakręcie - brakuje miejsc i sił do przyjmowania ciągle napływających ciał zmarłych.

Nie wiem jakie są Wasze odczucia, ale mnie się takie właśnie nasunęły. Podzielcie się proszę swoimi przemyśleniami w związku z COVID-19 i historią.

Dzięki za uwagę i do następnego poczytania.

Teksty na blogu z aktualnie największą liczbą odsłon (stan na 18.04.2020):

1. #3 Historia nauczycielką życia | Gdy szkiełko i oko wymiękają >>>
2. #34 Historia nauczycielką życia | „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono >>>
3. #5 Historia nauczycielką życia | Październikowe nauki >>>

 
Bibliografia wpisu:

1. Radek Kotarski, Polimaty 2, Koronawirus. Kiedy to się skończy? >>>