Czyli m.in. o brygantynie, która stała się jednym z najsłynniejszych statków-widmo
To fakt, że ostatnio na blogu rządzi tematyka odkrywczo-tajemniczo-legendarno-marynistyczna, ale przynajmniej w tym wpisie jeszcze trochę ją pociągniemy. W poprzednim tekście mówiliśmy sobie (albo raczej ja pisałem, a Wy czytaliście ;) o tajemnicy wyspy Roanoke, a nieco wcześniej poruszyliśmy tematykę Polaka, który rzekomo miał uprzedzić Kolumba. A dziś pomówimy o statku i to nie byle jakim, ale od wieków spędzającym sen z powiek badaczom historii. Ale po kolei.
Zanim stała się sławna
Zanim Mary Celeste stała się sławna, nosiła w ogóle inne imię. Nazwano ją Amazon (jakieś skojarzenia? To nie o współczesną markę chodzi ;). Narodziła się w kanadyjskiej Nowej Szkocji, a po raz pierwszy popłynęła w 1861 r. Była 30-metrową brygantyną, a więc stosunkowo niewielkim okrętem. Statków tego typu chętnie używali piraci ze względu na ich zwinność. Początkowo statek był wykorzystywany do transportowania najróżniejszych towarów. Parokrotnie zmieniał też właścicieli, gdyż miał nieszczęście "łapania" kilku dość poważnych uszkodzeń. Koniec końców kapitanem Mary Celeste (tak już wtedy nazywała się owa brygantyna) został Benjamin Spooner Briggs, nota bene abstynent i człowiek cieszący się uznaniem za swoją sprawiedliwość, który za duże pieniądze odrestaurował i zmodernizował jednostkę. Było to w roku 1872 r.
Benjamin Spooner Briggs - kapitan Mary Celeste. Trzeba przyznać, że mógłby być krewnym prezydenta USA Abrahama Lincolna... :), fot. wikimedia (domena publiczna) |
Prezydent Abraham Lincoln 5 lutego 1865 roku, fot. wikimedia (domena publiczna) |
Ani żywej duszy...
Jesienią 1872 r. Mary Celeste i jej załodze powierzono misję dostarczenia spirytusu do Europy, a konkretnie do Genui. Statek wyruszył w listopadzie m.in. z kapitanem, jego żoną i dwuletnią córką na pokładzie. Ogółem na pokładzie znajdowało się 10 osób.
4 lub 5 grudnia 1872 r. załoga innego statku, Dei Gratia, który wyruszył do Europy z New Jersey nieco później niż Mary Celeste, dojrzała na oceanie gdzieś między Azorami i Portugalią opuszczony statek. Jakież było ich zdziwienie gdy okazało się, że to sama Mary Celeste.
Najdziwniejsze było to, że na jej pokładzie nie było ani jednej osoby. Rzeczy pasażerów oraz ładunek były nienaruszone, tylko żagle nosiły na sobie ślady uszkodzeń i ładownie były nieco zalane. Kapitan Dei Gratia, niejaki David Morehouse, postanowił zabrać okręt do Gibraltaru w celu ustalenia przyczyn takiego stanu rzeczy. Pewną poszlaką mogła być brakująca na Mary Celeste jedna łódź ratunkowa.
Wstępne dochodzenie przyniosło dwie teorie. Pierwszą szybko odrzucono. Mówiła o zabiciu kapitana i jego rodziny przez pozostałych członków załogi. Brak jakichkolwiek śladów zbrodni przeczył tej hipotezie. Druga, bardziej prawdopodobna, nakazywała widzieć przyczynę opuszczenia statku w możliwości wybuchu spirytusu. W tamtych czasach doszło do kilku tego typu katastrof, więc załoga, czując opary spirytusu (który może ulotnił się z kilku beczek i spalił, co mogło znamionować ewentualną eksplozję reszty ładunku), mogła w trosce o swoje życie ewakuować się z okrętu i nigdy już na niego nie wróciła.
Tak czy inaczej jednostkę obsadzono nową załogą i popłynęła dalej do Genui. Zagadką może być też to, że w porcie ustalono, iż rzekomo 9 z 1701 beczek ze spirytusem było pustych.
A co, gdyby to piraci zaatakowali statek i zmusili członków do ewakuacji? Przeciwnicy tej teorii pytają: ale dlaczego w takim razie tylko kilka przedmiotów zniknęło z okrętu, a reszta pozostała nienaruszona, jak gdyby ktoś wyszedł i zaraz miał wrócić?
Jeśli, niezależnie od przyczyny, załoga opuściła statek na łodzi ratunkowej, to prawdopodobnie zginęła w wodach oceanu. Wiemy, że warunki pogodowe w czasie i rejonie ich ewentualnej podróży łódką były bardzo trudne, niemożliwe do przepłynięcia.
Zapewne moglibyśmy rozkładać tajemnicze losy Mary Celeste na jeszcze wiele pomniejszych hipotez, ale może w tym miejscu zakończymy naszą opowieść. Wszak jak sobie już wielokrotnie też i na tym blogu mówiliśmy - pewna doza tajemniczości historii na pewno nie zaszkodzi. Nasuwa mi się też inny morał, może najważniejszy na bazie powyższej historii. Każda historia to nie tylko element historii ogólnej czy lokalnej, który należy przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Każda osoba i każde zdarzenie to ponadto bardzo osobiste losy, coś przeżywanego namacalnie. Pomyślmy, co czuli członkowie załogi Mary Celeste, gdy groziło im jakieś niebezpieczeństwo, gdy potem najpewniej zginęli w wodach oceanu? Uogólniając: co czują ludzie, którzy giną w katastrofach lotniczych, morskich, itd.? My te dzieje analizujemy po latach, a oni przeżywali to namacalnie, w tym konkretnym momencie. A potem skończyło się życie i co było potem? Na to pytanie już każdy z nas musi sobie odpowiedzieć sam.
Moi Drodzy, byłoby super gdybyście w komentarzach podrzucili własne przemyślenia, wnioski, nauki z dzisiejszego naszego spotkania z historią. Chętnie je poczytam i myślę, że i pozostali Czytelnicy równie chętnie do tego podejdą.
Czego zatem, według Ciebie, uczy nas ta historia?
Bibliografia wpisu:
1. Mary Celeste – najsłynniejszy statek widmo;
2. Tajemnica „Mary Celeste”
4 lub 5 grudnia 1872 r. załoga innego statku, Dei Gratia, który wyruszył do Europy z New Jersey nieco później niż Mary Celeste, dojrzała na oceanie gdzieś między Azorami i Portugalią opuszczony statek. Jakież było ich zdziwienie gdy okazało się, że to sama Mary Celeste.
Najdziwniejsze było to, że na jej pokładzie nie było ani jednej osoby. Rzeczy pasażerów oraz ładunek były nienaruszone, tylko żagle nosiły na sobie ślady uszkodzeń i ładownie były nieco zalane. Kapitan Dei Gratia, niejaki David Morehouse, postanowił zabrać okręt do Gibraltaru w celu ustalenia przyczyn takiego stanu rzeczy. Pewną poszlaką mogła być brakująca na Mary Celeste jedna łódź ratunkowa.
Wstępne dochodzenie przyniosło dwie teorie. Pierwszą szybko odrzucono. Mówiła o zabiciu kapitana i jego rodziny przez pozostałych członków załogi. Brak jakichkolwiek śladów zbrodni przeczył tej hipotezie. Druga, bardziej prawdopodobna, nakazywała widzieć przyczynę opuszczenia statku w możliwości wybuchu spirytusu. W tamtych czasach doszło do kilku tego typu katastrof, więc załoga, czując opary spirytusu (który może ulotnił się z kilku beczek i spalił, co mogło znamionować ewentualną eksplozję reszty ładunku), mogła w trosce o swoje życie ewakuować się z okrętu i nigdy już na niego nie wróciła.
Tak czy inaczej jednostkę obsadzono nową załogą i popłynęła dalej do Genui. Zagadką może być też to, że w porcie ustalono, iż rzekomo 9 z 1701 beczek ze spirytusem było pustych.
Co było dalej?
Przez kolejnych kilkanaście lat Mary Celeste realizowała się jako statek transportowy. Trzeba jednak przyznać, że nie były to lata udane i ekspedycje z jej udziałem raczej przynosiły straty. Ta ostatnia miała miejsce w 1885 r., gdy statek zatonął. Jego wrak zlokalizowano w 2001 r. i spoczywa na dnie w rejonie niedaleko Haiti.
W 1873 r. natrafiono u wybrzeży Hiszpanii na dwie szalupy z sześcioma ciałami. Ich tożsamości nie udało się ustalić, a ewentualne związki owych szalup z Mary Celeste poddaje w wątpliwość fakt, że przecież jak wiemy na jej pokładzie brakowało tylko jednej łodzi ratunkowej, a nie dwóch.
Teorie i morał
W 1873 r. natrafiono u wybrzeży Hiszpanii na dwie szalupy z sześcioma ciałami. Ich tożsamości nie udało się ustalić, a ewentualne związki owych szalup z Mary Celeste poddaje w wątpliwość fakt, że przecież jak wiemy na jej pokładzie brakowało tylko jednej łodzi ratunkowej, a nie dwóch.
Obraz z 1861 roku przedstawiający żaglowiec Amazon (przemianowany w 1869 roku na Mary Celeste), artysta nieznany, fot. wikimedia (domena publiczna) |
Teorie i morał
Teraz pozostaje nam już w zasadzie tylko gdybanie. Niektórzy powiedzą, że jest to właśnie to, co w historii najciekawsze: pewna doza tajemniczości...
Oprócz tych teorii najbardziej prawdopodobnych są i takie nieco fantastyczne. Dla tych, którzy wierzą w przesądy, klątwy, itp. ta historia może być dowodem na to, że Mary Celeste była po prostu okrętem przeklętym. Faktem jest, że wiele z jej kursów było bardzo nieszczęśliwych. Już podróż inauguracyjna przyniosła śmierć pierwszego kapitana na zapalenie płuc. Nie brakowało też stłuczek i mielizn w życiu Amazona, a później Mary Celeste. Dość tajemniczy był też finał przygód okrętu, który zatonął na początku 1885 r. w słoneczny dzień rozbijając się o rafę koralową nieopodal Haiti. Przeciwnicy hipotezy o przeklętym okręcie wskażą zapewne na szereg zyskownych kursów, które również temu okrętowi i jego załodze się przytrafiły.
Wiadomo, że tego typu zdarzenia rozbudzają ludzką wyobraźnię. Mówiono i pisano niestworzone rzeczy o tym, co na pokładzie znaleziono. Do mistyfikacji i pojawienia się mitów na temat feralnego rejsu Mary Celeste przyczynił się m.in. młody wówczas, a później znany twórca Sherlocka Holmesa - Arthur Conan Doyle. Stworzył fikcyjną wersję wydarzeń, której pikanterii dodała wzmianka o rzekomo zakrwawionym mieczu znalezionym na okręcie. Resztę ludzie już sobie dopowiedzieli... Najwięksi fantastycy mówili o porwaniu załogi przez UFO lub pożarciu jej przez morskiego potwora.
Z kolei do grona teorii bardziej prawdopodobnych zaliczyć należy jeszcze hipotezę wysuwaną przez dra Jamesa Kimble z Nowego Jorku. Twierdzi on, że żaglowiec napotkał tzw. tornado wodne, czyli nagły przypływ wody, który jawi się jako coś bardzo groźnego i przez to wywołuje panikę, choć zazwyczaj nie jest w stanie doprowadzić do unicestwienia statku.
Jeszcze inni znawcy zagadnienia, jak na przykład marynarz David Williams, utrzymują, że to nie tornado, lecz podwodne trzęsienie ziemi mogło sprawić tak pokaźnego psikusa i napędzić strachu załodze, która zdecydowała się na ewakuację z obawy przed najgorszym.
Oprócz tych teorii najbardziej prawdopodobnych są i takie nieco fantastyczne. Dla tych, którzy wierzą w przesądy, klątwy, itp. ta historia może być dowodem na to, że Mary Celeste była po prostu okrętem przeklętym. Faktem jest, że wiele z jej kursów było bardzo nieszczęśliwych. Już podróż inauguracyjna przyniosła śmierć pierwszego kapitana na zapalenie płuc. Nie brakowało też stłuczek i mielizn w życiu Amazona, a później Mary Celeste. Dość tajemniczy był też finał przygód okrętu, który zatonął na początku 1885 r. w słoneczny dzień rozbijając się o rafę koralową nieopodal Haiti. Przeciwnicy hipotezy o przeklętym okręcie wskażą zapewne na szereg zyskownych kursów, które również temu okrętowi i jego załodze się przytrafiły.
Wiadomo, że tego typu zdarzenia rozbudzają ludzką wyobraźnię. Mówiono i pisano niestworzone rzeczy o tym, co na pokładzie znaleziono. Do mistyfikacji i pojawienia się mitów na temat feralnego rejsu Mary Celeste przyczynił się m.in. młody wówczas, a później znany twórca Sherlocka Holmesa - Arthur Conan Doyle. Stworzył fikcyjną wersję wydarzeń, której pikanterii dodała wzmianka o rzekomo zakrwawionym mieczu znalezionym na okręcie. Resztę ludzie już sobie dopowiedzieli... Najwięksi fantastycy mówili o porwaniu załogi przez UFO lub pożarciu jej przez morskiego potwora.
Z kolei do grona teorii bardziej prawdopodobnych zaliczyć należy jeszcze hipotezę wysuwaną przez dra Jamesa Kimble z Nowego Jorku. Twierdzi on, że żaglowiec napotkał tzw. tornado wodne, czyli nagły przypływ wody, który jawi się jako coś bardzo groźnego i przez to wywołuje panikę, choć zazwyczaj nie jest w stanie doprowadzić do unicestwienia statku.
Jeszcze inni znawcy zagadnienia, jak na przykład marynarz David Williams, utrzymują, że to nie tornado, lecz podwodne trzęsienie ziemi mogło sprawić tak pokaźnego psikusa i napędzić strachu załodze, która zdecydowała się na ewakuację z obawy przed najgorszym.
In 1872 the crew of the Dei Gratia spot a ghost ship adrift in the Atlantic, 400 miles from land. The fate of the vessel, Mary Celeste, and that of its crew remains one of the greatest maritime mysteries of all time.— Unexplained Podcast (@unexplainedpod) 5 kwietnia 2019
S04 E6: The Silence of the Sea now up.https://t.co/P1t7L774tR pic.twitter.com/odfUe4pv4c
A co, gdyby to piraci zaatakowali statek i zmusili członków do ewakuacji? Przeciwnicy tej teorii pytają: ale dlaczego w takim razie tylko kilka przedmiotów zniknęło z okrętu, a reszta pozostała nienaruszona, jak gdyby ktoś wyszedł i zaraz miał wrócić?
Jeśli, niezależnie od przyczyny, załoga opuściła statek na łodzi ratunkowej, to prawdopodobnie zginęła w wodach oceanu. Wiemy, że warunki pogodowe w czasie i rejonie ich ewentualnej podróży łódką były bardzo trudne, niemożliwe do przepłynięcia.
Zapewne moglibyśmy rozkładać tajemnicze losy Mary Celeste na jeszcze wiele pomniejszych hipotez, ale może w tym miejscu zakończymy naszą opowieść. Wszak jak sobie już wielokrotnie też i na tym blogu mówiliśmy - pewna doza tajemniczości historii na pewno nie zaszkodzi. Nasuwa mi się też inny morał, może najważniejszy na bazie powyższej historii. Każda historia to nie tylko element historii ogólnej czy lokalnej, który należy przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Każda osoba i każde zdarzenie to ponadto bardzo osobiste losy, coś przeżywanego namacalnie. Pomyślmy, co czuli członkowie załogi Mary Celeste, gdy groziło im jakieś niebezpieczeństwo, gdy potem najpewniej zginęli w wodach oceanu? Uogólniając: co czują ludzie, którzy giną w katastrofach lotniczych, morskich, itd.? My te dzieje analizujemy po latach, a oni przeżywali to namacalnie, w tym konkretnym momencie. A potem skończyło się życie i co było potem? Na to pytanie już każdy z nas musi sobie odpowiedzieć sam.
Moi Drodzy, byłoby super gdybyście w komentarzach podrzucili własne przemyślenia, wnioski, nauki z dzisiejszego naszego spotkania z historią. Chętnie je poczytam i myślę, że i pozostali Czytelnicy równie chętnie do tego podejdą.
Czego zatem, według Ciebie, uczy nas ta historia?
Bibliografia wpisu:
1. Mary Celeste – najsłynniejszy statek widmo;
2. Tajemnica „Mary Celeste”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz