środa, 20 czerwca 2018

#43 Historia nauczycielką życia | 100+ChP/5 Cudowne kobiety

Czyli o dwóch niezwykłych kobietach, które trwale wpisały się w historię Polski


Właśnie powraca seria okolicznościowa z okazji 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Zapraszam też do lektury poprzedniego wpisu i starszych


Św. Kinga (fot. domena publiczna)



Żyła w XIII w. Mając 13 lat poślubiła 21-letniego polskiego księcia Bolesława zwanego później Wstydliwym. Jako córka króla Węgier Beli IV odnowiła relacje polsko-węgierskie. Mowa o księżnej Kindze, żonie, a później założycielce klasztoru sióstr klarysek w Starym Sączu, od 1999 r. świętej Kościoła rzymskokatolickiego.

Udając się do Polski zapragnęła dostać od ojca w posagu kopalnię soli i specjalistów, którzy mogliby nauczyć Polaków jak wydobywać sól. Wrzuciła swój pierścionek zaręczynowy do szybu w Marmarosz Sziget. Co ciekawe, już po jej przybyciu do mocno rozdrobnionej na dzielnice Polski, gdy rozpoczęto prace mające na celu odkrycie złóż soli, w pierwszej solnej bryłce znaleziono ten sam pierścień, który ongiś wrzuciła do kopalni na Węgrzech. Dodajmy, że miejsce to zostało cudownie wskazane przez nadprzyrodzone zjawiska, które tam się uprzednio rozgrywały. To dzięki Kindze (zwanej też Kunegundą) polskie górnictwo solne, szczególnie w Bochni i Wieliczce, rosło na znaczeniu.

Pozytywny wpływ księżnej na wielopoziomowy rozwój jej księstwa był znaczny. Warto nadmienić, że olbrzymią sumę posagu w wysokości 40 tys. grzywien w umiejętny sposób zainwestowała, nie będąc przy tym skąpą dla ubogich i potrzebujących. Do najważniejszych dzieł Kingi prócz rozwoju wydobycia soli należą też m.in. skuteczne ubieganie się o kanonizację biskupa Stanisława ze Szczepanowa, lokacja Krakowa w czasach jej współrządów z mężem oraz wspomniane uprzednio założenie klasztoru w Starym Sączu.

Przeżyła też wiele trudnych chwil jak choćby wtedy, gdy Polskę najeżdżali Mongołowie, czyli Tatarzy. Istnieje legenda, wedle której Kinga uciekała pewnego razu z mniszkami przed Tatarami. Spotkały chłopa wysiewającego ziarno. Ten chciał im pomóc kłamstwem, aby zmylić pościg, ale Kinga prosiła, żeby powiedział prawdę. Tak też zrobił, ale ku jego zaskoczeniu zrezygnowani najeźdźcy odjechali. Dopiero wtedy chłop zorientował się, że znajdował się wśród dorodnych łanów zbóż, które w cudowny sposób wyrosło tak szybko. Tym samym kmieć nie okłamał Tatarów, powiedział prawdę – widział uciekające mniszki w trakcie wysiewania zboża. Pan Bóg wynagrodził jego prawdomówność.

Inna legenda podaje, że pewnego razu mniszki pod przewodnictwem św. Kingi znów uciekały przed Tatarami. Księżna rzuciła za siebie różaniec i wyrosły z niego góry, ale napastnicy sforsowali tę przeszkodę. Potem rzuciła grzebień i z niego wyrósł las; ta przeszkoda też okazała się niewystarczająca. Wreszcie cisnęła wstążkę, a ona zamieniła się w rzekę Dunajec. Tej przeszkody Mongołowie nie byli już w stanie pokonać.


Jest przynajmniej jeszcze jedna legenda o św. Kindze i Tatarach w tle. Otóż zdarzyło się jeszcze, że Kinga ukrywała się z innymi klaryskami na zamku w Pieninach. Modliły się o pomoc z Wysoka, choć po ludzku ich sytuacja wydawała się beznadziejna. Wówczas wokół zamku pojawiła się bardzo gęsta mgła. Zdezorganizowała zastępy tatarskie do tego stopnia, że wielu z nich poginęło spadając wraz z końmi w doliny i przepaście; nic nie widzieli. Kinga i jej towarzyszki były uratowane.

Św. Kinga i książę Bolesław żyli w czystości. Nie mieli potomstwa. Po śmierci męża Kinga służyła radą nowemu księciu na krakowskim tronie – Leszkowi Czarnemu. Zdarzyło się nawet, że władca chciał ją pozbawić ziem posiadanych po mężu, np. Sądecczyzny, ale koniec końców zachowała je dla siebie i działała na rzecz ich rozwoju.


Na trzy lata przed śmiercią wstąpiła do wcześniej założonego przez siebie klasztoru klarysek.


Jej życie, bardzo Ewangeliczne, było jednak przesiąknięte rozumną troską o sprawy przyziemne i poddanych. Można by ją nazwać solą polskiej ziemi, a zarazem kimś, kto rozwijał talenty, jakie otrzymała, choćby w postaci polskich ziem, o których dobro bardzo się starała.



Jej kult szybko się rozwijał. Do grobu Kingi przybywali nie tylko prości ludzie, ale i królowie. Działy się też liczne cuda. Doznał ich też m.in. niejaki kard. Bernard Maciejowski (przełom XVI i XVII w.). Kinga została błogosławioną w 1690 r., a potem, jak już wiemy, w 1999 r. świętą, czego dokonał papież Jan Paweł II.



Tak się składa, że przyjrzymy się dzisiaj jeszcze innej cudownej kobiecie, również pochodzącej z Węgier, nie księżnej jak Kinga, ale królowej Polski. Chodzi o św. Jadwigę.




Jadwiga z wizerunków królów polskich autorstwa Aleksandra Lessera z XIX w. 




Najczęściej kojarzymy tę władczynię z królem Władysławem Jagiełłą, bo to jego pierwszą żoną ona właśnie była. Nim jednak doszło do ich ślubu 18 lutego 1386 r. Jadwiga miała poślubić księcia austriackiego Wilhelma Habsburga. Wydaje się, że para żywiła do siebie wielkie uczucie. Gdy królowa miała 11 lat, narzeczony przybył do Polski. Pomieszkiwał u niejakiego Gniewosza z Dalewa. Odwiedzał Jadwigę na Wawelu.


Polscy możni mieli jednak inne plany dla młodej królowej. Chcieli, aby wyszła za mąż za Litwina Jagiełłę. Było to korzystniejsze dla Polski wobec rosnącego zagrożenia ze strony Krzyżaków. Władczyni delikatnie mówiąc nie była zadowolona z takiej propozycji, uważając późniejszego króla Polski za dzikusa, o wiele od niej starszego i w dodatku poganina, co kontrastowało z szarmanckim Wilhelmem.

Pewnego razu doszło nawet do zdarzenia jak z jakiegoś filmu romantycznego. 15-letni wówczas Wilhelm postanowił siłą wtargnąć do komnaty narzeczonej, aby skonsumować małżeństwo, co pokrzyżowałoby plany możnych. Uniemożliwiono mu jednak dostanie się do środka. Jadwiga, dziewczynka impulsywna i z temperamentem, rzuciła się podobno w pogoń za odegnanym młodzieńcem, ale zamknięto już bramy Wawelu. Królowa dalej nie chciała dać za wygraną i usiłowała siekierą zrobić sobie przejście. Niejaki Dymitr z Goraja przekonywał jednak królową, że dla Polski i Litwy najkorzystniejsze będzie jej małżeństwo z Jagiełłą.

Dziewczynka zalana łzami powoli jednak zaczęła rozumieć powagę sytuacji. Miała podobno po tym zdarzeniu udać się do wawelskiej kaplicy, gdzie oddała się modlitwie błagalnej pytając Ukrzyżowanego, co powinna uczynić. Wtedy zdarzyło się coś niezwykłego. Oto usłyszała głos dobiegający z krzyża: „Jadwigo, ratuj Litwę!”.

Tak zatem doszło do ślubu Jadwigi z Jagiełłą, który 3 dni przed poślubieniem polskiej królowej przyjął chrzest i przybrał imię Władysław. Historycy przekonują, że było to udane małżeństwo, przerwane nagle w 1399 r. śmiercią córeczki Elżbiety Bonifacji, a następnie królowej Jadwigi.

W kronikach i pamięci ludu Jadwiga była postrzegana jako osoba postawna (podobno była mocno zbudowana i mierzyła ok. 180 cm wzrostu), piękna, charakterna (obawiali się jej ponoć nawet dostojnicy krzyżaccy), ale nade wszystko niezwykle pobożna i troskliwa.

Chyba dość powszechnie znane jest opowiadanie o tym jak to w czasie prac przy budowie kościoła karmelitów w Krakowie odwiedzała robotników. Spotkała wtedy jednego bardzo zasmuconego jak się okazało z powodu poważnej choroby jego żony. Królowa postawiła stopę na kamieniu i oderwała złotą klamerkę z pantofla. Kazała ją sprzedać i za uzyskane pieniądze sprowadzić lekarza i zakupić leki dla chorej. Koniec końców kobieta wyzdrowiała, a bucik królowej miał się odbić w kamieniu. Inna wersja opowiadania mówi, że to na pamiątkę niezwykłej interwencji Jadwigi robotnicy wykuli w kamieniu odbicie jej stopy. Tak czy inaczej można ten kamień podziwiać do dziś w kościele karmelitów w Krakowie.

Wedle innej opowieści królowa miała też przyczynić się do wskrzeszenia małego chłopca, syna kotlarza, który wpadł do rzeki. Do dziś istnieje jej płaszcz, którym wtedy okryła martwe ciało dziecka.

Ktoś może zarzuci: co ty piszesz o jakichś tam średniowiecznych bajaniach? Okazuje się, że niezwykłe zdarzenia dzieją się także współcześnie. Otóż w połowie XX w. niejaka Anna Rostafińska-Romiszowska cierpiała na poważną chorobę ucha, która groziła utratą słuchu. Jedynym ratunkiem była operacja i późniejsze żmudne leczenie. Kobiecie polecono jednak modlitwę do św. Jadwigi i przykładanie do ucha z wiarą kawałka tkaniny, w które było zawinięte ciało królowej po śmierci. Co ciekawe, w czwartym dniu nowenny do świętej królowej Polski problem z uchem zniknął całkowicie. Badania wykazały, że choroba nagle zniknęła. To cudowne zdarzenie przyczyniło się do kanonizacji bł. Jadwigi w 1997 r., którego dokonał Jan Paweł II.

Wypadałoby jeszcze, jak na Historię nauczycielkę życia przystało, podsumować nasze dzisiejsze rozważania morałem :) Przypadek cudownie uzdrowionej Anny dowodzi, że niezwykłości działy się nie tylko gdzieś tam kiedyś w mrokach średniowiecza, ale mogą dziać się cały czas, jeśli tylko uwierzymy. Święte Kinga i Jadwiga uczą nas też, że piastowanie zacnych urzędów i aktywna działalność polityczna mogą być pięknie łączone z autentycznym działaniem na rzecz realnego, a nie tylko obiecywanego, dobra ludu. Polityka wiąże się też często z rezygnacją z własnego dobra, własnych planów i marzeń, na rzecz dobra wspólnego. Kinga i Jadwiga są też wspaniałymi przykładami tego, jak bardzo kobiece cechy takie jak m.in. czułość, troskliwość, serdeczność mogą być pięknie wykorzystane w polityce, a których to cech często brakuje mężczyznom. I jeszcze jedno: święci nie są jakimiś nieskazitelnymi robotami. Chociażby historia Jadwigi pokazuje jej zmagania z trudnym nieraz charakterem. Koniec końców wiara pozwalała jej pogłębiać swoją relację z Panem Bogiem i poddanymi, co zaprowadziło ją ostatecznie na ołtarze.



Wawel (fot. DzidekLasek; Pixabay.com)



Dziękuję za dzisiaj i do poczytania już za tydzień.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz