O
tym, że istnieją nie tylko długi ekonomiczne
Moi
Drodzy, tak się składa, że drugi wpis z rzędu (pierwszy, jak może
pamiętacie, dotyczył niepodległości #10) na tym blogu opatrzyłem
tytułem, który kończy się znakiem zapytania. Nie chodzi tu tylko
o zapowiedź rozważań historycznych, dzięki którym mamy nadzieję
znaleźć odpowiedzi na ważne kwestie historyczne, lecz także jest
to zachęta dla Was do zastanowienia się nad proponowanym
zagadnieniem, do komentowania, do wnoszenia czegoś nowego od siebie,
dla ubogacenia nas wszystkich. Jako że jutro, 16 listopada, przypada
485 rocznica bitwy pod Cajamarca pomiędzy hiszpańskimi
konkwistadorami i Indianami, chciałbym dzisiaj pochylić się nad
kwestią podbojów nowych ziem przez Europejczyków. Jak może
pamiętacie, umieściłem to wydarzenie na mojej subiektywnej liście
5 najważniejszych rocznic listopadowych, we wpisie #9. Napisałem
wtedy m.in. o spłacaniu wielkiego długu historii i chciałbym ten
temat nieco rozwinąć.
Jak
wspomniałem 16 listopada 1532 r. pod Cajamarca (miasto w Peru)
starły się siły hiszpańskie, którymi dowodził słynny
konkwistador Francisco Pizarro, w liczbie ok. 150 do 280 żołnierzy
z siłami inkaskimi pod przywództwem Atahuaply, składającymi się
z ok. 4 tys. (choć są tacy, którzy tę liczbę zwiększają nawet
do 10 tys.) nieuzbrojonych, ale zaprawionych w bojach wojowników.
Europejczycy posiadali podobno 3 działa. Nie trzeba być wielkim
znawcą w dziedzinie wojskowości, żeby zauważyć ogromną przewagę
Indian. Dużym plusem dla nich była też znajomość terenu; w końcu
byli u siebie. Za to Hiszpanie niesłychanie górowali oczywiście
pod względem uzbrojenia oraz posiadali w swoich szeregach konie,
które potęgowały jeszcze majestat i splendor, jaki towarzyszył
Europejczykom – postrzeganym jako mityczni bogowie.
I
zaczęło się. I szybko się skończyło; walki trwały mniej niż
pół godziny; tak przynajmniej twierdzą niektórzy... Podczas gdy
życie straciły tysiące zmasakrowanych Inków, raptem podobno tylko
dwóch Hiszpanów odniosło jakieś rany, w tym Pizarro, który,
wedle zapisków wojennych Pedro Pizarro, kuzyna Francisco i
uczestnika działań zbrojnych, chciał osłonić od ciosu Atahualpę,
zapewne żeby ten mógł być wzięty do niewoli, a nie zabity.
Historycy wspominają, że klęski Indian nie byli w stanie odwrócić
nawet powracający wojownicy z głównej inkaskiej armii, których
mogło być nawet do 80 tys. Bez pojmanego przez Hiszpanów wodza,
niewiele mogli. Dodajmy, że pod koniec sierpnia 1533 r. Atahualpa
został uduszony, pomimo ofiarowanych Europejczykom bogactw. Znów
można wywęszyć pewien nietakt ze strony naszych przodków.
Planowano nawet spalić go na stosie, ale przed śmiercią przyjął
chrzest.
Domyślamy
się zapewne, co przyczyniło się do klęski Indian: przewaga
militarna Europejczyków, na dodatek niedoceniana przez Inków;
trąbki zastosowane przez konkwistadorów i dzwonki przypięte do
uprzęży i tak strasznych w oczach Indian koni, potęgowały wśród
nich przerażenie; inkaskie siły, nieznające tej taktyki, wpadały
także w zasadzki zastawione przez Hiszpanów; czary goryczy i
pogromu dopełniło też chyba zjawisko tzw. samospełniającej się
przepowiedni – Inkowie wszak wierzyli, że tajemniczy brodaci
mężczyźni, zapowiadani w ich wierzeniach, mieli unicestwić
imperium inkaskie; trudno jest walczyć, kiedy w głowie panuje tak
brutalne przekonanie, że sytuacja jest przegrana niemal na wstępie.
Można
by jeszcze zdecydowanie bardziej szczegółowo opisywać
przygotowania i przebieg bitwy, ale w tym celu odsyłam Was do
stosownych treści, choćby wymienionych w bibliografii. Wydaje mi
się, że ważniejsze jest chyba jednak wyciągnięcie wspólnymi
siłami wniosków i nauki wypływających z tamtych przykrych
wydarzeń.
Otóż
zagłębiając się nieco w wydarzenia związane z podbojem
cywilizacji prekolumbijskich w Ameryce, ale i zapewne zdobywania
przez Europę władzy w Afryce czy Australii, trudno się oprzeć
wrażeniu, że mogło to wszystko potoczyć się zupełnie inaczej.
Czy na pewno musiało zginąć tak wielu przedstawicieli rdzennej
ludności? Rzecz jasna w bardzo wielu przypadkach pogromcami Indian
byli nie tyle Europejczycy, co raczej przywleczone przez nich
choroby, zabójcze dla cywilizacji nieeuropejskich. Jednakże krwawe
pogromy czy śmierci autochtonów zmuszanych do pracy na plantacjach,
obciążają już nasze europejskie sumienia.
Bitwa Inków z Hiszpanami;
źródło: By Lupo - Na Commons przeniesiono z en.wikipedia., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=474992
Wydaje
się, że to, co w znacznym stopniu przyczyniło się do śmierci
rzesz tubylców, należy nazwać pewnym imperializmem, pychą czy
żądzą bogactw i władzy ze strony Europejczyków. Bardzo smutne
jest również niezrozumienie wierzeń Inków czy innych ludów.
Poniekąd można tłumaczyć konkwistadorów, którzy widząc krwawe
rytuały tubylców mogli czuć strach i wstręt do kompletnie obcych
im praktyk. Zgadzam się jednak z Wojciechem Cejrowskim, który w
trakcie jednej ze swoich wypraw do Ameryki Południowej („Boso
przez świat”) słusznie zauważył, że gdyby nasi przodkowie
postarali się głębiej wejść w znaczenie tych z pozoru
makabrycznych i dziwnych wierzeń, mogli tam odnaleźć wiele
chrześcijańskich motywów. A zatem może to nie miecz, ale przykład
życia i stopniowe nauczanie Ewangelii byłoby lepszym rozwiązaniem.
Wobec
powyższego pragnę jednak wyraźnie podkreślić, że wszelkie
ocenianie czegoś lub kogoś z perspektywy czasu ZAWSZE musi brać
pod uwagę czas, jaki upłynął od tamtych wydarzeń. To nie jest
bowiem tak, że Inkowie byli niewiniątkami, bo też różne sprawy
mieli na sumieniu ani też nie jest tak, że wszyscy Europejczycy,
konkwistadorzy, to w ogóle skończeni barbarzyńcy, bo przecież w
gruncie rzeczy chcieli krzewić wiarę, a że wyszło jak wyszło,
trudno to tak zupełnie jednoznacznie potępić, choć dziś takie
negatywne stanowisko wobec tamtych przykrych wydarzeń jest jak
najbardziej uzasadnione. Mimo to biorąc pod uwagę realia tamtej
epoki i sposób przeżywania wiary i władzy, który w ciągu wieków
podlega oczywiście pewnym modyfikacjom, trudno usprawiedliwić
barbarzyńskie metody, jakie stosowali Europejczycy i występki, do
których się posuwali.
Chciałbym
zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie z historią taką puentą,
nauką, która chyba dzisiaj zdecydowanie zbyt rzadko pojawia się na
światowych salonach. Dobrze, że dyskutujemy o ekonomii, w tym o
długach, zadłużeniu państw; ekonomia jest przecież bardzo ważną
sfera życia; tak sobie jednak myślę i ta myśl powraca do mojej
głowy od lat czy przypadkiem nie za mało uwagi poświęcamy
długowi, który jest do końca niemierzalny i trudny do oszacowania;
nazwałem go długiem historii. Co ze spuścizną epoki podbojów,
kolonii, wyzysku i niewolnictwa? Czy wszystko jest już przebaczone i
uregulowane? Pewnym przykładem takiego toku rozumowania są też
głośne reparacje wojenne, a raczej ich brak, w stosunku do nas; a
wiemy, że wielcy minionych lat często nas nie rozpieszczali...
Bynajmniej nie chodzi tu o jakąkolwiek zawiść czy brak
przebaczenia, bo przebaczenie musi być zawsze. Jednak co robimy i co
robią inni, żeby uregulować to, co można nazwać ciemnymi plamami
historii?
To
tyle na dziś. Dzięki za wytrwałość ;) Odnieście się proszę,
jeśli macie chwilę, do tych kwestii w komentarzach. Chyba są
ważne, jak uważacie?
Trzymajcie
się zdrowo mimo jesiennej pory :)
Bibliografia
wpisu i propozycje do osobistej lektury:
- Bitwa pod Cajamarca, https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Cajamarca;
- Bitwa pod Cajamarcą, https://forum.historia.org.pl/topic/6277-bitwa-pod-cajamarcą/;
- Magidowicz I. P.: Historia poznania Ameryki Środkowej i Południowej. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1979. ISBN 83-01-00101-1.
- Pizarro Francisco, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Pizarro-Francisco;3957827.html;
- Potęga i upadek państwa Inków, https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/977514,Potega-i-upadek-panstwa-Inkow;
- Tarczyński A.: Historyczne Bitwy: Cajamarca 1532. Warszawa: Wydawnictwo Belllona, 2006. ISBN 83-11-10362-3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz