Czyli ile jest Bożego Narodzenia w Świętach?
Skoro
mamy już dzisiaj 20 dzień grudnia jest to doskonała okazja, żeby
poczynić małe refleksje pod kątem zbliżających się świąt
Bożego Narodzenia, tutaj oczywiście w duchu historii –
nauczycielki życia. W pewnym sensie będzie to podobna tematyka do
tej z wpisu o św. Mikołaju, ale tak to już jest, że czas
grudniowy nastraja człowieka do świątecznych wynurzeń :)
Tak
sobie zatem myślę, przyglądając się przedświątecznym reklamom
i dekoracjom, że tzw. magia Świąt rozpoczyna się już czasem w
październiku, a gdzieś czytałem, że podobno nawet już we
wrześniu ;) W sumie to dobrze, bo można robić zakupy słuchając
przyjemnych (choć czasami dość oklepanych...) melodyjek w stylu
„Jingle bells” itp. Gdyby ktoś nawet zapomniał (a mógłby taki
ktoś w ogóle być? :), że idą Święta, to wszystko nie pozwoli
mu zapomnieć.
Mały
zgrzyt pojawia się jednak w zasadzie po Sylwestrze i Nowym Roku, bo
gdy wciąż jeszcze, szczególnie w Polsce, w najlepsze powinno trwać
świętowanie (nawet do 2 lutego), ta świąteczna otoczka nagle się
zmywa. Ktoś żartował, że może kiedyś już w grudniu będziemy
mogli kupić baranka wielkanocnego... Choć niektóre markety
tłumaczą się, że jest grupa klientów, którzy już tak wcześnie
potrzebują tego typu produktów. I tu nie chodzi o przedwczesne
świętowanie, ale możliwość zrobienia fajnych zakupów. Chociaż
może ta przedświąteczna gorączka mogłaby przybrać bardziej
adwentowy charakter, a nie od razu bożonarodzeniowy, jak to podobno
jest w niektórych państwach zachodnich. Od czasu do czasu słychać
wszak głosy, że trochę zbyt wcześnie się to zaczyna, ale i zbyt
wcześnie kończy. Słyszałem taką opinię choćby z ust jednego ze
słuchaczy Radia Maryja, które bardzo lubię słuchać.
Prowadzący
słusznie jednak zaznaczył, że nie do końca mamy wpływ na to. Co
innego, jeśli my lub ktoś z bliskich prowadziłby firmę, wtedy
moglibyśmy siebie lub go powstrzymywać przed zbyt wczesnym
świętowaniem. Tak czy inaczej prawa rządzące biznesem biorą
tutaj górę czy tego chcemy czy nie: interes musi się kręcić,
dlatego im wcześniej zaczniesz, to masz szansę więcej zarobić,
nim uprzedzi cię konkurencja. A może warto byłoby coś sprzedać
jeszcze po Bożym Narodzeniu, zaczynając później. Może wtedy
bylibyśmy monopolistami poświątecznego biznesu, kiedy klienci
chcieliby jeszcze coś zakupić, mimo że już stosunkowo dawno po
Świętach?
To,
o czym do tej pory sobie mówiliśmy to jedna sprawa, ale nie
najważniejsza. Jaka jest zatem ta druga?
Dogrzebałem
się ostatnio do artykułu sprzed trzech lat traktującego o
postępującej laicyzacji świąt Bożego Narodzenia, które stają
się po prostu Świętami (a może nawet świętami przez małe „ś”).
Opisano tam to zjawisko na przykładzie Wielkiej Brytanii. O
szczegółach możecie poczytać klikając w link odsyłający do
wpolityce.pl. Działania tego typu tłumaczono unikaniem okazji do
obrażenia uczuć religijno-światopoglądowych mniejszości
narodowych. W domyśle chodziło chyba o muzułmanów. Żeby jednak
było ciekawiej, Rada Muzułmanów Wielkiej Brytanii wystosowała na
swojej stronie komunikat informujący, że nie chcą oni wprowadzenia
zakazu świętowania Bożego Narodzenia, bo Jezus zajmuje ważne
miejsce również w ich religii. Czy to wszystko zatem nie poszło
już za daleko?
Na
koniec tradycyjna, dzisiaj przedświąteczna nauka od historii, tej
trochę starszej i całkiem współczesnej: Nie wiem jak dla was, ale
dla mnie to mówienie o Świętach tylko na sposób czysto laicki i
unikanie odniesień do wiary jest czymś nie tylko śmiesznym, ale
wręcz żałosnym i zionącym duchową pustką. To trochę tak, jakby
w czasie Twoich urodzin nie wspominano ani słowem o Tobie, ale
obdarowywano się prezentami i traktowano ten wyjątkowy dzień jako
święto, ale jedno z wielu. Czy chciałbyś, żeby o Tobie zupełnie
zapomniano i unikano jakichkolwiek wzmianek o Tobie, żeby może nie
urazić innych? A jak może się czuć Jezus, który czy tego
niektórzy chcą, czy nie, przyszedł na świat dla wszystkich? Czy
nie zasługuje na to, żeby świętując to wydarzenie, postawić Go
na pierwszym miejscu, a wtedy choinka, zakupy, cała ta otoczka nic
nie stracą ze swojego uroku; wręcz przeciwnie – dopiero wtedy nie
będą czymś pustym, ale nabiorą prawdziwego znaczenia.
Teraz
chciałem Wam złożyć życzenia, ale chyba nie będę tego robił,
bo boję się, że kogoś urażę... ;) A już tak całkiem na
poważne z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam, moje drogie Czytelniczki i kochani Czytelnicy, żebyście
coraz bardziej interesowali się historią i pałali do niej większym
uczuciem, a jeśli jeszcze się do niej nie przekonaliście, żebyście
się stali gorliwymi historykami lub przynajmniej żebyście ją
szanowali. Życzę Wam też odwagi i zapału w promowaniu historii i
sukcesów także na tej niwie, gdy mówicie albo piszecie o historii.
Bądźcie zdrowi, prawdziwie szczęśliwi i żyjcie w pomyślności.
Nade wszystko życzę Wam jednak błogosławieństwa od Dzieciątka
Jezus, dzięki któremu możemy zapisywać swoim życiem
najpiękniejsze karty historii. Czym w ogóle byłaby historia bez
przyjścia Pana Jezusa na ziemię... Nam wszystkim życzę
wytrwałości w „uczęszczaniu” na lekcje udzielane przez
Historię nauczycielkę życia, mniej lub bardziej poważne, a sobie
też tego, żebym mógł dla Was dalej pisać o historii, a mam
nadzieję, że choć trochę Wam się to podoba :)
Trzymajcie
się ciepło i zapraszam Was już za tydzień na ostatni w tym roku
kalendarzowym wpis na Historii.
Bibliografia
wpisu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz