Czyli
m.in. o tym jak pewnego razu w lutym ścięto Białą Różę
Każdy
z nas spotyka się od czasu do czasu z pewnymi powiedzeniami na temat
przedstawicieli jakichś nacji, np. każdy Włoch jest wesoły i lubi
tańczyć, każdy Fin jest spokojny i ponury, Francuzi to żabojady,
Niemcy są pracowici, a Grecy leniwi, itd., itp. Są to tak zwane
stereotypy. Najczęściej (a może zawsze) są to uogólnienia, które
nie są prawdziwe, bo przecież pewnie znajdziemy wielu Finów,
którzy są bardziej wylewni w okazywaniu uczuć niż chociażby
skoczek narciarski Janne Ahonen ;) albo Greków, którzy ochoczo
pracują niczym mrówki.
O
ile tego typu ogólniki są nierzadko czymś zabawnym, gdy ma się
oczywiście zdrowe podejście i dystans do tego typu powiedzonek; nie
ma w tym zazwyczaj nic złego ani świadomie obrażającego kogoś
konkretnego. Okazuje się jednak, że często stosowanie tzw.
kwantyfikatorów wielkich może nieźle namieszać w relacjach nie
tylko między osobami, ale i całymi narodami.
Może
nie orientujemy się do końca czym są wspomniane kwantyfikatory,
dlatego wystukajmy parę słów wyjaśnienia. Najlepiej objaśnić to
na przykładzie wziętym z życia codziennego. Zdarza się czasami,
że ktoś zwraca się do kogoś mniej więcej tak: Ty zawsze się
spóźniasz lub ty nigdy nie powiesz nic mądrego. W podobnych
przypadkach jest jednak prawie zawsze tak, że ktoś przynajmniej od
czasu do czasu jednak przychodzi w porę lub też zdarzy się, że
powie coś naprawdę mądrego. Może nie zawsze, ale jednak :) Jakże
często tego typu powiedzonka sprawiają, że w małżeństwach
nastaje szereg cichych dni albo nawet rozpadają się stosunki
koleżeństwa czy też przyjaźni. Tak więc słowa typu „zawsze”,
„nigdy” są kwantyfikatorami wielkimi. Jak widać, trzeba je
stosować z rozwagą i nierzadko lepiej użyć kwantyfikatorów
małych, czyli np.: Ty często się spóźniasz albo zdarza ci się
powiedzieć coś niemądrego. Prawda, że ciekawiej brzmi i jest
pewnie bliższe prawdy?
Przenieśmy
to teraz na grunt związany bardziej z narodami i historią. Trzeba
przyznać, że wiele sporów, czasami wieloletnich czy nawet
wielowiekowych, między jakimiś nacjami czy narodami ma swoją
praprzyczynę w pewnego rodzaju kwantyfikatorach. I tak na przykład
przedstawiciele jednej ze zwaśnionych stron uważają, że każdy z
tych drugich jest fe, do niczego i w ogóle oszust, bandyta,
rzezimieszek, splamiony krwią. A tamci z kolei podobne epitety
używają w stosunku do tych pierwszych. Może to wynikać z jakichś
dawnych niewyjaśnionych zatargów, zamazanego obrazu przeszłej
historii (uogólnionego) lub też zwyczajnie niedostatecznego
poznania drugiej strony. W takiej sytuacji trudno o przebaczenie i
pojednanie.
Generalnie
po co to wszystko piszę i do czego zmierzam? 22 lutego 1943 r.
stracono Sophie i Hansa Schollów oraz ich kolegę. Z kolei kilka lat
wcześniej, 29 stycznia 1939 r., zmarł Matthias Sindelar (urodzony
nota bene 10 lutego 1903 r.). To oni są głównymi bohaterami
dzisiejszego spotkania z Historią nauczycielką życia.
Sophie
i Hans Scholl byli rodzeństwem. Należeli do tajnej chrześcijańskiej
grupy o nazwie Biała Róża (niem. Weiße Rose), której członkowie
byli zagorzałymi przeciwnikami Hitlera i nazistów. Działała
głównie w Monachium od czerwca 1942 do lutego 1943 r. Oprócz
wspomnianego rodzeństwa w skład trzonu organizacji wchodziło
jeszcze pięciu innych studentów oraz profesor Kurt Huber.
Członkowie
Białej Róży stosowali pokojowe metody walki z nazistowską władzą,
roznosząc ulotki lub malując hasła w publicznych miejscach.
Potępiali zbrodnie na Polakach i Żydach dokonywane przez ich
rodaków (pewnie mieliby wiele do powiedzenia tym, którzy dzisiaj
bezczelnie nazywają niemieckie obozy zagłady polskimi). Kresem
działalności Białej Róży były aresztowania, po których w
błyskawicznie przeprowadzonych procesach pokazowych zostali skazani
na zgilotynowanie.
Matthias
Sindelar był austriackim piłkarzem, pochodzenia żydowsko-czeskiego.
Bez wątpienia należy do legend futbolu wszech czasów, a już na
pewno z łezką wzruszenia w oku wspominają go austriaccy fani piłki
nożnej. Wszak Sindelar to wielka gwiazda Wunderteamu, czyli
genialnej ekipy piłkarskiej Austrii lat 20. i początku 30. XX w. Ze
swoją drużyną zdobył nawet 4 miejsce na mundialu we Włoszech w
1934 r., co wtedy było wielkim niepowodzeniem znakomitego zespołu.
Od tamtego czasu było już tylko gorzej. Na domiar złego w sport,
jak i chyba wszystkie ówczesne dziedziny życia, coraz mocniej
mieszała się polityka. W 1938 r. ojczyzna Sindelara – Austria –
została siłą włączona do III Rzeszy (tzw. Anschluss Austrii).
Ten wielki patriota nigdy nie pogodził się z tym, co się stało.
Odmówił gry dla nazistowskich Niemiec. Wspierał piłkarzy
pochodzenia żydowskiego, którzy nie mogli rozgrywać oficjalnych
spotkań. Po zakończeniu przygody z piłką Mathhias Sindelar
prowadził kawiarnię w Wiedniu.
Nazistowskie
władze zdawały sobie sprawę z wrogości skierowanej przeciw niej,
jaką okazywał Sindelar. Dał temu wyraz choćby w pamiętnym meczu
nazwanym propagandowo „Anschlussspiel” pomiędzy Austrią i
Niemcami, gdy po strzelonym przez siebie golu manifestował radość
przed niemieckimi kibicami. Austriacy wygrali wówczas 2-0.
„Człowiek
z papieru” (wątła budowa ciała) oraz „Mozart futbolu”, bo
tak nazywano Matthiasa Sindelara, zmarł w niewyjaśnionych do
dzisiaj okolicznościach. Znaleziono go martwego wraz z kochanką.
Oficjalnie za przyczynę śmierci uznano zatrucie tlenkiem węgla.
Nie wyklucza się jednak samobójstwa i zamieszania nazistów w ten
zgon.
Matthias Sindelar
źródło: wikipedia (domena publiczna)
Przejdźmy
powoli do konkluzji i dzisiejszych nauk. W słynnym liście polskich
biskupów skierowanym do biskupów niemieckich w 1965 r. nasi
hierarchowie napisali m.in.: „Wiemy o męczennikach +Białej
Róży+, o bojownikach ruchu oporu z 20 lipca, wiemy, że wielu
świeckich i kapłanów złożyło swoje życie w ofierze
(Lichtenberg, Metzger, Klausener i wielu innych). Tysiące Niemców
zarówno chrześcijan, jak i komunistów, dzieliło w obozach
koncentracyjnych los naszych polskich braci...”. To wtedy padły
pamiętne słowa: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” (znane
może bardziej w parafrazie jako „przebaczamy i prosimy o
wybaczenie”).
Przebaczenie
i prośba o nie to moim zdaniem absolutny punkt wyjścia w trudnych
relacjach między jakimikolwiek stronami czy to na poziomie osób,
czy całych narodów i państw. Nie mogłoby ono jednak zostać
urzeczywistnione, gdyby nie zaniechanie stosowania znanych nam już
kwantyfikatorów wielkich. Bo tak jak w powyższym przypadku nie
każdy Niemiec był nazistą. Wiem, że to żadne odkrycie, ale w
dzisiejszych czasach powinniśmy chyba bardziej sobie uświadomić
jego znaczenie, nie tylko jeśli chodzi o Niemców. Dużo mówi się
też choćby o Ukraińcach, kojarzonych często przez pryzmat Bandery
i UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Może to zabrzmi jak truizm,
ale nie każdy Ukrainiec był członkiem UPA i wyznawcą Bandery.
Oczywiście trzeba zawsze pamiętać o prawdzie historycznej i
piętnować zło we wszelkiej postaci. Nie da się wybielić działań
Hitlera, Bandery i wielu innych tego typu niechlubnych postaci na
arenie dziejów. I nie wolno w jakikolwiek sposób pochwalać zła.
To jasne! Trzeba jednak zawsze pamiętać o ludziach pokroju
rodzeństwa Scholl, innych działaczy Białej Róży czy Matthiasa
Sindelara, którzy nie ze względu na politykę ani jakiekolwiek
własne korzyści, ale tak po prostu z moralnej powinności
występowali przeciw złu i walczyli o prawdę i dobro w czasach,
kiedy naprawdę niewielu stać było na tak heroiczne czyny.
I
jeszcze może najważniejsza kwestia. Powyższych zasad powinni
przestrzegać także inni w stosunku do Polaków. Mało tego, są
sytuacje, kiedy trzeba jasno użyć kwantyfikatora wielkiego, broniąc
prawdy. Najgłośniejszy chyba aktualnie przykład: Polacy NIGDY w
sposób systemowo usankcjonowany nie przykładali ręki do mordowania
Żydów w obozach zagłady. Obozy koncentracyjne ZAWSZE trzeba
nazywać niemieckimi i koniec kropka. Zdarzały się oczywiście
indywidualne przypadki kolaboracji z okupantem, ale nie inaczej było
także w przypadku Żydów. Jednak jeśli chodzi właśnie o
stworzenie i zarządzanie machiną śmiercią za nią
odpowiedzialność ponoszą Niemcy.
To
tyle dzisiejszych refleksji. Mam nadzieję, że nasze wspólne
spotkanie z historią będzie owocowało w naszym codziennym życiu.
Zapraszam jeszcze do obejrzenia filmiku i żegnam się z Wami do
przyszłej środy. Zachęcam jeszcze choćby do odwiedzenia zakładki poświęconej postaciom historycznym. Można tam znaleźć tekst
poświęcony na przykład Kazimierzowi Andrzejowi Kottowi, innemu
wielkiemu bohaterowi.
PS O rany, to już ćwierć setki, jeśli chodzi o liczbę postów na Historii. Jeśli tylko uważacie, że to czym pragnę się z Wami dzielić jest w miarę sensowne, polubcie i udostępniajcie blogi w mediach społecznościowych. Zapraszam też do komentowania i współtworzenia historii. Z góry wielkie dzięki. Dziękuję także tym, którzy już teraz dołączyli do społeczności Biblii i Historii na Facebooku, Twitterze i Google+.
Pamiętajcie,
że Biblia i Historia jest też na Blasting News: Nie wierzysz w
cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca,
https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html.
Tam możecie mnie wesprzeć finansowo, nie wydając ani grosza.
Wystarczy, że przeczytacie i udostępnicie moje teksty. Szczególnie
za to dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz