Czyli
m.in. o fajerwerkach inaczej
To
był PLAN. A raczej Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa (czyli
PLAN :). Pod tą nazwą kryje się konspiracyjna organizacja, która
oficjalnie powstała w X 1939 r. Jej twórcami byli redaktorzy pisma
„Orka na Ugorze”. Co ciekawe przez pewien czas z tą organizacją
związani byli Tadeusz Zawadzki „Zośka”, Jan Bytnar „Rudy” i
Aleksy Dawidowski „Alek” pewnie bardzo dobrze znani nam z
kultowych „Kamieni na szaniec”. Nie będziemy się tutaj wgryzać
w szczegóły, bo to nie PLAN jest głównym bohaterem dzisiejszego
spotkania z Historią. Wspomnę tylko, że Polska Ludowa Akcja
Niepodległościowa był tworem zorientowanym lewicowo i
demokratycznie. Opowiadała się też m.in. za szeroką
nacjonalizacją gospodarki oraz utworzeniem federacji krajów Europy
Wschodniej. Różnie można oczywiście oceniać poglądy jej
członków, ale jedno jest pewne: nie brakowało w jej szeregach
odważnych i oddanych polskiej sprawie ludzi. Właśnie o pewnej
historii z życia człowieka z nią związanego wystukam dziś parę
zdań.
Trafił
do więzienia na skutek akcji Gestapo skierowanej przeciw PLAN, która
miała miejsce w połowie stycznia 1940 r. Jego los podzieliło wielu
bardzo aktywnych działaczy kierownictwa tej organizacji. Do licznych
aresztowań przyczynił się podobno niejaki Stanisław Izdebski,
prowokator i zdrajca. Kazimierz Andrzej Kott, bo o nim mowa, znalazł
się zatem w siedzibie Gestapo na alei Szucha w jednej z podziemnych
cel. Poddano go katuszom w czasie przesłuchania.
Gmach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w al. J.Ch. Szucha 25 w Warszawie, podczas okupacji siedziba Gestapo w dystrykcie warszawskim
źródło: Henryk Poddębski - Warszawa stolica Polski, Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy, wyd. II, Warszawa 1949, s. 53, no ISBN, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=30013781
Zdarzyło
się, że 17 stycznia 1940 r. poprowadzono Kotta do ubikacji, w
związku z czym oswobodzono mu jedną rękę z kajdan. Gdy już był
w środku sam dostrzegł niezabezpieczone okienka. Nie namyślał się
długo. Niebawem znalazł się na zewnątrz. Bez palta, w samej
marynarce, z ręką w kieszeni (tą, która była zakuta w kajdany)
jakimś cudem minął wartownika. Dostał się do Alei Ujazdowskich.
Przedostał się przez parkan na Agrykoli i znalazł się w jakimś
ogrodzie. Tam dotrwał do zmroku. Przez cały ten czas nikt się nim
nie zainteresował. Z pomocą pewnej dorożki dostał się w końcu
na Mokotów, do mieszkania niejakiej Marii Brodackiej. Tam serdecznie
go przyjęto, ubrano i przepiłowano kajdany.
Wkrótce
w całym Generalnym Gubernatorstwie rozesłano listy gończe z
podobizną Kotta i wyznaczono nagrodę na jego wydanie. Jego samego
nie znaleziono, ale rozstrzelano kobietę, która udzieliła mu
schronienia. Podobno wydała ją... niańka jej synka. Później
srogie represje spotkały ok. 255 osób – przedstawicieli głównie
żydowskiej inteligencji. Pretekstem było rzekomo żydowskie
pochodzenie zbiega.
Warto
dodać, że wyczyn Kotta, dowódcy wydziału bojowego PLAN, był
pierwszą ucieczką z gmachu gestapo w Warszawie, biorąc pod uwagę
całościową historię tego miejsca.
Kazimierz
Andrzej Kott działał później jeszcze we Lwowie, prowadząc
działalność konspiracją. Ostatecznie prawdopodobnie późną
jesienią 1940 r. został schwytany przez NKWD i zamordowany. Dodajmy
jeszcze, że PLAN został w pewnym stopniu reaktywowany w marcu 1940
r. i działał w mniejszym lub większym zakresie przez kilka lat,
ale m.in. jego struktury dość znacznie różniły się w stosunku
do organizacji sprzed aresztowań ze stycznia 1940 r.
Myślę,
że jest to delikatnie mówiąc całkiem interesująca historia,
prawda? Na koniec przyszedł czas, żeby na jej fundamencie zbudować
jakąś naukę, która powinna przyświecać nam, żyjącym już w
2018 r. Przede wszystkim mnie osobiście trudno jest postawić siebie
na miejscu tych, którzy w tak dramatycznym okresie dziejów (a może
najokrutniejszym w historii?) jakim była II wojna światowa,
potrafili narażać się na niesamowite niebezpieczeństwa. Może to
swoisty truizm, ale czy my czasem nie zgnuśnieliśmy nieco, nazbyt
narzekając i traktując wszystko jako coś, co nam się należy, na
co zapracowaliśmy wyłącznie my? Nie mam nic przeciwko sylwestrowym
fajerwerkom, bo sam lubię je podziwiać, ale takie myśli
przebiegały mi po głowie, co czuli ci, którym oprawcy mogli
zafundować takie „fajerwerki” z broni maszynowej, po których
nie następował Nowy Rok, ale był to nierzadko dla ofiar ostatni
dzień życia...
Wieczne
odpoczywanie racz ofiarom wojen, prześladowań i konfliktów dać
Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci aż na wieki
wieków. Przez Miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju
wiecznym. Amen.
Bibliografia
wpisu:
- Muzeum Więzienia Pawiak - Museum of Pawiak Prison (tu można zobaczyć zdjęcie Kazimierza Andrzeja Kotta);
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz