środa, 17 stycznia 2018

#20 Historia nauczycielką życia | Za jego głowę wyznaczono 2000 zł nagrody

    Czyli m.in. o fajerwerkach inaczej

To był PLAN. A raczej Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa (czyli PLAN :). Pod tą nazwą kryje się konspiracyjna organizacja, która oficjalnie powstała w X 1939 r. Jej twórcami byli redaktorzy pisma „Orka na Ugorze”. Co ciekawe przez pewien czas z tą organizacją związani byli Tadeusz Zawadzki „Zośka”, Jan Bytnar „Rudy” i Aleksy Dawidowski „Alek” pewnie bardzo dobrze znani nam z kultowych „Kamieni na szaniec”. Nie będziemy się tutaj wgryzać w szczegóły, bo to nie PLAN jest głównym bohaterem dzisiejszego spotkania z Historią. Wspomnę tylko, że Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa był tworem zorientowanym lewicowo i demokratycznie. Opowiadała się też m.in. za szeroką nacjonalizacją gospodarki oraz utworzeniem federacji krajów Europy Wschodniej. Różnie można oczywiście oceniać poglądy jej członków, ale jedno jest pewne: nie brakowało w jej szeregach odważnych i oddanych polskiej sprawie ludzi. Właśnie o pewnej historii z życia człowieka z nią związanego wystukam dziś parę zdań.

Trafił do więzienia na skutek akcji Gestapo skierowanej przeciw PLAN, która miała miejsce w połowie stycznia 1940 r. Jego los podzieliło wielu bardzo aktywnych działaczy kierownictwa tej organizacji. Do licznych aresztowań przyczynił się podobno niejaki Stanisław Izdebski, prowokator i zdrajca. Kazimierz Andrzej Kott, bo o nim mowa, znalazł się zatem w siedzibie Gestapo na alei Szucha w jednej z podziemnych cel. Poddano go katuszom w czasie przesłuchania.


Gmach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w al. J.Ch. Szucha 25 w Warszawie, podczas okupacji siedziba Gestapo w dystrykcie warszawskim
źródło: Henryk Poddębski - Warszawa stolica Polski, Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy, wyd. II, Warszawa 1949, s. 53, no ISBN, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=30013781

Zdarzyło się, że 17 stycznia 1940 r. poprowadzono Kotta do ubikacji, w związku z czym oswobodzono mu jedną rękę z kajdan. Gdy już był w środku sam dostrzegł niezabezpieczone okienka. Nie namyślał się długo. Niebawem znalazł się na zewnątrz. Bez palta, w samej marynarce, z ręką w kieszeni (tą, która była zakuta w kajdany) jakimś cudem minął wartownika. Dostał się do Alei Ujazdowskich. Przedostał się przez parkan na Agrykoli i znalazł się w jakimś ogrodzie. Tam dotrwał do zmroku. Przez cały ten czas nikt się nim nie zainteresował. Z pomocą pewnej dorożki dostał się w końcu na Mokotów, do mieszkania niejakiej Marii Brodackiej. Tam serdecznie go przyjęto, ubrano i przepiłowano kajdany.

Wkrótce w całym Generalnym Gubernatorstwie rozesłano listy gończe z podobizną Kotta i wyznaczono nagrodę na jego wydanie. Jego samego nie znaleziono, ale rozstrzelano kobietę, która udzieliła mu schronienia. Podobno wydała ją... niańka jej synka. Później srogie represje spotkały ok. 255 osób – przedstawicieli głównie żydowskiej inteligencji. Pretekstem było rzekomo żydowskie pochodzenie zbiega.

Warto dodać, że wyczyn Kotta, dowódcy wydziału bojowego PLAN, był pierwszą ucieczką z gmachu gestapo w Warszawie, biorąc pod uwagę całościową historię tego miejsca.

Kazimierz Andrzej Kott działał później jeszcze we Lwowie, prowadząc działalność konspiracją. Ostatecznie prawdopodobnie późną jesienią 1940 r. został schwytany przez NKWD i zamordowany. Dodajmy jeszcze, że PLAN został w pewnym stopniu reaktywowany w marcu 1940 r. i działał w mniejszym lub większym zakresie przez kilka lat, ale m.in. jego struktury dość znacznie różniły się w stosunku do organizacji sprzed aresztowań ze stycznia 1940 r.

Myślę, że jest to delikatnie mówiąc całkiem interesująca historia, prawda? Na koniec przyszedł czas, żeby na jej fundamencie zbudować jakąś naukę, która powinna przyświecać nam, żyjącym już w 2018 r. Przede wszystkim mnie osobiście trudno jest postawić siebie na miejscu tych, którzy w tak dramatycznym okresie dziejów (a może najokrutniejszym w historii?) jakim była II wojna światowa, potrafili narażać się na niesamowite niebezpieczeństwa. Może to swoisty truizm, ale czy my czasem nie zgnuśnieliśmy nieco, nazbyt narzekając i traktując wszystko jako coś, co nam się należy, na co zapracowaliśmy wyłącznie my? Nie mam nic przeciwko sylwestrowym fajerwerkom, bo sam lubię je podziwiać, ale takie myśli przebiegały mi po głowie, co czuli ci, którym oprawcy mogli zafundować takie „fajerwerki” z broni maszynowej, po których nie następował Nowy Rok, ale był to nierzadko dla ofiar ostatni dzień życia...



Wieczne odpoczywanie racz ofiarom wojen, prześladowań i konfliktów dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci aż na wieki wieków. Przez Miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen.


Bibliografia wpisu:
  1. Muzeum Więzienia Pawiak - Museum of Pawiak Prison (tu można zobaczyć zdjęcie Kazimierza Andrzeja Kotta);

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz