środa, 15 listopada 2017

#11 Historia nauczycielką życia | Wielki dług historii?

    O tym, że istnieją nie tylko długi ekonomiczne

Moi Drodzy, tak się składa, że drugi wpis z rzędu (pierwszy, jak może pamiętacie, dotyczył niepodległości #10) na tym blogu opatrzyłem tytułem, który kończy się znakiem zapytania. Nie chodzi tu tylko o zapowiedź rozważań historycznych, dzięki którym mamy nadzieję znaleźć odpowiedzi na ważne kwestie historyczne, lecz także jest to zachęta dla Was do zastanowienia się nad proponowanym zagadnieniem, do komentowania, do wnoszenia czegoś nowego od siebie, dla ubogacenia nas wszystkich. Jako że jutro, 16 listopada, przypada 485 rocznica bitwy pod Cajamarca pomiędzy hiszpańskimi konkwistadorami i Indianami, chciałbym dzisiaj pochylić się nad kwestią podbojów nowych ziem przez Europejczyków. Jak może pamiętacie, umieściłem to wydarzenie na mojej subiektywnej liście 5 najważniejszych rocznic listopadowych, we wpisie #9. Napisałem wtedy m.in. o spłacaniu wielkiego długu historii i chciałbym ten temat nieco rozwinąć.

Jak wspomniałem 16 listopada 1532 r. pod Cajamarca (miasto w Peru) starły się siły hiszpańskie, którymi dowodził słynny konkwistador Francisco Pizarro, w liczbie ok. 150 do 280 żołnierzy z siłami inkaskimi pod przywództwem Atahuaply, składającymi się z ok. 4 tys. (choć są tacy, którzy tę liczbę zwiększają nawet do 10 tys.) nieuzbrojonych, ale zaprawionych w bojach wojowników. Europejczycy posiadali podobno 3 działa. Nie trzeba być wielkim znawcą w dziedzinie wojskowości, żeby zauważyć ogromną przewagę Indian. Dużym plusem dla nich była też znajomość terenu; w końcu byli u siebie. Za to Hiszpanie niesłychanie górowali oczywiście pod względem uzbrojenia oraz posiadali w swoich szeregach konie, które potęgowały jeszcze majestat i splendor, jaki towarzyszył Europejczykom – postrzeganym jako mityczni bogowie.



I zaczęło się. I szybko się skończyło; walki trwały mniej niż pół godziny; tak przynajmniej twierdzą niektórzy... Podczas gdy życie straciły tysiące zmasakrowanych Inków, raptem podobno tylko dwóch Hiszpanów odniosło jakieś rany, w tym Pizarro, który, wedle zapisków wojennych Pedro Pizarro, kuzyna Francisco i uczestnika działań zbrojnych, chciał osłonić od ciosu Atahualpę, zapewne żeby ten mógł być wzięty do niewoli, a nie zabity. Historycy wspominają, że klęski Indian nie byli w stanie odwrócić nawet powracający wojownicy z głównej inkaskiej armii, których mogło być nawet do 80 tys. Bez pojmanego przez Hiszpanów wodza, niewiele mogli. Dodajmy, że pod koniec sierpnia 1533 r. Atahualpa został uduszony, pomimo ofiarowanych Europejczykom bogactw. Znów można wywęszyć pewien nietakt ze strony naszych przodków. Planowano nawet spalić go na stosie, ale przed śmiercią przyjął chrzest.

Domyślamy się zapewne, co przyczyniło się do klęski Indian: przewaga militarna Europejczyków, na dodatek niedoceniana przez Inków; trąbki zastosowane przez konkwistadorów i dzwonki przypięte do uprzęży i tak strasznych w oczach Indian koni, potęgowały wśród nich przerażenie; inkaskie siły, nieznające tej taktyki, wpadały także w zasadzki zastawione przez Hiszpanów; czary goryczy i pogromu dopełniło też chyba zjawisko tzw. samospełniającej się przepowiedni – Inkowie wszak wierzyli, że tajemniczy brodaci mężczyźni, zapowiadani w ich wierzeniach, mieli unicestwić imperium inkaskie; trudno jest walczyć, kiedy w głowie panuje tak brutalne przekonanie, że sytuacja jest przegrana niemal na wstępie.

Można by jeszcze zdecydowanie bardziej szczegółowo opisywać przygotowania i przebieg bitwy, ale w tym celu odsyłam Was do stosownych treści, choćby wymienionych w bibliografii. Wydaje mi się, że ważniejsze jest chyba jednak wyciągnięcie wspólnymi siłami wniosków i nauki wypływających z tamtych przykrych wydarzeń.

Otóż zagłębiając się nieco w wydarzenia związane z podbojem cywilizacji prekolumbijskich w Ameryce, ale i zapewne zdobywania przez Europę władzy w Afryce czy Australii, trudno się oprzeć wrażeniu, że mogło to wszystko potoczyć się zupełnie inaczej. Czy na pewno musiało zginąć tak wielu przedstawicieli rdzennej ludności? Rzecz jasna w bardzo wielu przypadkach pogromcami Indian byli nie tyle Europejczycy, co raczej przywleczone przez nich choroby, zabójcze dla cywilizacji nieeuropejskich. Jednakże krwawe pogromy czy śmierci autochtonów zmuszanych do pracy na plantacjach, obciążają już nasze europejskie sumienia.



Bitwa Inków z Hiszpanami;
źródło: By Lupo - Na Commons przeniesiono z en.wikipedia., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=474992

Wydaje się, że to, co w znacznym stopniu przyczyniło się do śmierci rzesz tubylców, należy nazwać pewnym imperializmem, pychą czy żądzą bogactw i władzy ze strony Europejczyków. Bardzo smutne jest również niezrozumienie wierzeń Inków czy innych ludów. Poniekąd można tłumaczyć konkwistadorów, którzy widząc krwawe rytuały tubylców mogli czuć strach i wstręt do kompletnie obcych im praktyk. Zgadzam się jednak z Wojciechem Cejrowskim, który w trakcie jednej ze swoich wypraw do Ameryki Południowej („Boso przez świat”) słusznie zauważył, że gdyby nasi przodkowie postarali się głębiej wejść w znaczenie tych z pozoru makabrycznych i dziwnych wierzeń, mogli tam odnaleźć wiele chrześcijańskich motywów. A zatem może to nie miecz, ale przykład życia i stopniowe nauczanie Ewangelii byłoby lepszym rozwiązaniem.

Wobec powyższego pragnę jednak wyraźnie podkreślić, że wszelkie ocenianie czegoś lub kogoś z perspektywy czasu ZAWSZE musi brać pod uwagę czas, jaki upłynął od tamtych wydarzeń. To nie jest bowiem tak, że Inkowie byli niewiniątkami, bo też różne sprawy mieli na sumieniu ani też nie jest tak, że wszyscy Europejczycy, konkwistadorzy, to w ogóle skończeni barbarzyńcy, bo przecież w gruncie rzeczy chcieli krzewić wiarę, a że wyszło jak wyszło, trudno to tak zupełnie jednoznacznie potępić, choć dziś takie negatywne stanowisko wobec tamtych przykrych wydarzeń jest jak najbardziej uzasadnione. Mimo to biorąc pod uwagę realia tamtej epoki i sposób przeżywania wiary i władzy, który w ciągu wieków podlega oczywiście pewnym modyfikacjom, trudno usprawiedliwić barbarzyńskie metody, jakie stosowali Europejczycy i występki, do których się posuwali.

Chciałbym zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie z historią taką puentą, nauką, która chyba dzisiaj zdecydowanie zbyt rzadko pojawia się na światowych salonach. Dobrze, że dyskutujemy o ekonomii, w tym o długach, zadłużeniu państw; ekonomia jest przecież bardzo ważną sfera życia; tak sobie jednak myślę i ta myśl powraca do mojej głowy od lat czy przypadkiem nie za mało uwagi poświęcamy długowi, który jest do końca niemierzalny i trudny do oszacowania; nazwałem go długiem historii. Co ze spuścizną epoki podbojów, kolonii, wyzysku i niewolnictwa? Czy wszystko jest już przebaczone i uregulowane? Pewnym przykładem takiego toku rozumowania są też głośne reparacje wojenne, a raczej ich brak, w stosunku do nas; a wiemy, że wielcy minionych lat często nas nie rozpieszczali... Bynajmniej nie chodzi tu o jakąkolwiek zawiść czy brak przebaczenia, bo przebaczenie musi być zawsze. Jednak co robimy i co robią inni, żeby uregulować to, co można nazwać ciemnymi plamami historii?

To tyle na dziś. Dzięki za wytrwałość ;) Odnieście się proszę, jeśli macie chwilę, do tych kwestii w komentarzach. Chyba są ważne, jak uważacie?

Trzymajcie się zdrowo mimo jesiennej pory :)


Bibliografia wpisu i propozycje do osobistej lektury:
  1. Magidowicz I. P.: Historia poznania Ameryki Środkowej i Południowej. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1979. ISBN 83-01-00101-1.
  2. Tarczyński A.: Historyczne Bitwy: Cajamarca 1532. Warszawa: Wydawnictwo Belllona, 2006. ISBN 83-11-10362-3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz