środa, 25 października 2017

#8 Historia nauczycielką życia | Czas na zmianę czasu

    O człowieku, który chciał mieć władzę nad wskazówkami zegara


Jak zapewne wiecie, a jeśli nie, to właśnie teraz się dowiecie, już w najbliższą niedzielę (29 października) należy przestawić zegarki z godziny trzeciej w nocy na drugą (oczywiście chodzi o noc z soboty na niedzielę :). Wkroczymy zatem, a zdecydowana większość z nas „wkroczy” raczej w głębokim śnie, w czas zimowy. Oczywiście nie musimy przesuwać wskazówek lub przestawiać zegarków cyfrowych, ale takie czasowe „zacofanie” mogłoby być z oczywistych względów problematyczne ;) Tak czy siak czas się zmieni i choćby nie wiem co, zmiana stanie się faktem.

Zastanawiając się nad tematem dzisiejszego wpisu na Historię nauczycielkę życia wpadłem akurat na historię pewnej postaci, która ze zmianą czasu ma (a tak naprawdę chciała mieć) coś wspólnego, a być może wielu z nas nie miało pojęcia, że tak właśnie jest. Dobrze się składa, że z racji ostatniej środy miesiąca czas na nieco luźniejszą naukę tudzież nauczkę, w tym też ciekawostkę. A skoro już niebawem dojdzie do zmiany czasu, to myślę, że bohater dzisiejszego wpisu idealnie wkomponuje się w nasz temat dnia.

Od razu zaznaczam, że nie mam tutaj zamiaru włączyć się oficjalnie w debatę szczególnie wyraźnie toczącą się w okresie bliższym zmianie czasu: zmieniać czas czy nie zmieniać – oto jest pytanie. Poza tym nie będę zajmował się tutaj szczegółowym śledzeniem dziejów zmiany czasu. Zapraszam Was jednak do przyjrzenia się pewnemu epizodowi właściwie z początków historii przesuwania wskazówek zegara.

Przenieśmy się w czasie do 1784 r., a konkretnie do Ameryki Północnej. Już od kilku lat istniało tam oficjalnie państwo – Stany Zjednoczone. W szkole uczyliśmy się o tzw. Ojcach Założycielach. Poproszeni do odpowiedzi, pewnie wymienialiśmy przy tablicy jednym tchem: Washington, Jefferson, Hamilton, Madison, Adamsowie, Paine i Franklin. Może Was zaskoczę, ale to właśnie Benjamin Franklin mógł mieć więcej wspólnego ze zmianą czasu niż nam się wydaje.

Znamy go przede wszystkim jako jednego z czołowych amerykańskich polityków z najdawniejszego okresu istnienia państwa. Wiemy też zapewne, że był publicystą i filozofem, a także naukowcem i wynalazcą. Jeśli chodzi o wynalazki, to pewnie kojarzymy go jako człowieka od piorunochronu. Nota bene podobno niewiele brakowało, żeby go trafił piorun w trakcie montowania swojego wynalazku... Tak, Franklin dużą część swojego naukowego dorobku poświecił elektryczności, ale żeby miał coś wspólnego ze zmianą czasu? A tak właśnie mogło być!


Benjamin Franklin (1706-1790), North American printer, publisher, writer, scientist, inventor and statesman 79 years old;
źródło: By Joseph Duplessis - http://www.npg.si.edu/exh/brush/ben.htm, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=52076

Otóż to właśnie Benjamin Franklin prawdopodobnie jako pierwszy człowiek w historii oficjalnie zaproponował zmianę czasu właśnie we wspomnianym uprzednio roku 1784. Opracował nawet specjalny esej, w którym starał się przeforsować swoje racje i przekonać społeczeństwo oraz rząd. W bibliografii pod wpisem zamieściłem link do oryginału w języku angielskim, bo polskiego tłumaczenia chyba jeszcze nie ma.

Od razu zaznaczmy, że pomysł Franklina został raczej przyjęty z ironicznym uśmiechem i politowaniem. Dlaczego? Po pierwsze liczba argumentów wystosowanych przez Benjamina była niewystarczająca, a ich jakość niezadowalająca. Przykładowo tłumaczenie, iż Amerykanie powinni iść spać wcześniej i lepiej dopasować się do czasu największej aktywności słońca potraktowano raczej jako żart. Po drugie nie pomogły nawet argumenty związane z kosztami. Franklin wyliczył na przykładzie Paryża, że noce między 20 marca i 20 września pochłaniają ok. 96 mln ówczesnych funtów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców (chodzi o koszt zakupu świec, które poza tym razem wzięte ważyły, zdaniem autora badań, ok. 29 tys. ton!). Niestety potraktowano te misterne wyliczenia jako wartości zawyżone i ambitna propozycja pana Benjamina skończyła się fiaskiem. Zapewne nie byli tym faktem zmartwieni producenci zegarów i świec...

A zatem w czasach Franklina nie doszło do wprowadzenia czasu letniego, którego ostatnie dni na ten rok właśnie przeżywamy. Poważniejsze próby podjęto w 1907 r., w Wielkiej Brytanii, za sprawą niejakiego Williama Willetta (ciekawostka dla fanów muzyki: był to podobno prapradziadek Chrisa Martina – m.in. wokalisty zespołu Coldplay). Jednakże na oficjalne wprowadzenie czasu letniego trzeba było jeszcze poczekać 9 lat.

Puenta, czyli dzisiejsza krótka nauka: Czasami potrzeba wiele czasu, żeby wprowadzić coś w życie; mogą cie wyśmiać, ale jeśli wierzysz, że Twoja idea jest słuszna, nie poddawaj się. Kiedyś stwierdzą, że jednak miałaś/miałeś rację. Jednak czy Franklin miał rację, patrząc z punktu widzenia jego czasów i nam współczesnych? Wypowiedzcie się w komentarzach.


To tyle, moi Drodzy, na dzisiaj i na ten miesiąc. Listopadowe rocznice ukażą się najprawdopodobniej wyjątkowo w pierwszy czwartek listopada (2 dzień miesiąca) z racji uroczystości Wszystkich Świętych.

Pozdrawiam Was ciepło i nie zapomnijcie o zmianie czasu ;)


Bibliografia wpisu:

  1. Benjamin Franklin's Essay on Daylight Saving, http://www.webexhibits.org/daylightsaving/franklin3.html;

środa, 18 października 2017

#7 Historia nauczycielką życia | Gliniane nogi kolosa zła

    Gdy piłeczka wraca z hukiem

Poprowadził tamtego pamiętnego dnia nabożeństwo różańcowe w parafii Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Po skończonych uroczystościach udał się w drogę powrotną do Warszawy wraz ze swoim kierowcą Waldemarem Chrostowskim. Jechali spokojnie, dostosowując się do sennego rytmu nocy. Ks. Jerzy oddawał się modlitwie, to znów wspominał swoje dzieciństwo. Podobno pewnego razu w trakcie wykonywania kasztanowych ludzików, zranił sobie dłoń gwoździem. Miał to skomentować mniej więcej tak: „Mam podobną ranę jak Chrystus, kiedy był przybity do krzyża”.

Niemal sielską atmosferę tamtej podróży przerwał jakiś jegomość w milicyjnym mundurze, który dał kierowcy i pasażerowi do zrozumienia, że powinni się zatrzymać. Było już coś koło 22.00, ale po chwili zawahania, samochód się zatrzymał. Wiemy, co się później stało, tamtego 19 dnia października 1984 r. i w ciągu następnych dni...


Bł ks. Jerzy Popiełuszko - zdjęcie z Europeany i Cyfrowego Archiwum Pamiątek;
źródło: By Oryginał: Andrzej IwańskiPraca pochodna: TharonXX - Ten plik jest fragmentem innego pliku: Popieluszko Europena (02).jpg, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=44334144

Dziś mamy 18 października, jutro miną 33 lata od męczeńskiej śmierci, dziś już błogosławionego, a w przyszłości najpewniej świętego, ks. Jerzego Popiełuszki. Pomyślałem sobie, że to doskonała okazja, żeby powrócić pamięcią do tamtych wydarzeń. Nie chodzi o to, żebyśmy tutaj roztrząsali fakty historyczne i liczne mity, jakie narosły wokół tego haniebnego czynu. Można o tym poczytać w Internecie, choćby na stronach, które poniżej polecam Wam do osobistej lektury. Ja chciałbym, żebyśmy w zgodzie z przesłaniem tego bloga wydobyli jakąś naukę z tamtych dni. Dużo się bowiem o tym mówi i pisze (i dobrze), ale najważniejsze w tym wszystkim jest wysnucie stosownych wniosków.

Wiecie co? Tak sobie myślę, że wszelkie zło na świecie ma przechlapane, ma prawdziwego pecha. Dlaczego? Otóż dlatego, że czego się nie chwyci, zaraz najczęściej, a może zawsze, wyrasta z tego jakieś dobro. Co więcej, tego dobra jest nieraz tyle, że zło przepada niczym igła w stogu siana. Nie chodzi mi bynajmniej o to, że zło jest jakoś tam w swojej istocie dobre i trzeba czynić źle, żeby wyrosło z tego dobro. Nie, tak to nie działa! Zło jest zawsze złem, a dobro jest zawsze dobrem. Cel nie uświęca środków, jak chciał pewien człek. Z tym złem jest jednak nieraz tak jak z wypalonym lasem. Choć płomienie mogły być potężne i miażdżące wszystko na swojej drodze, to jednak po jakimś czasie spalona ziemia wydaje przepiękne trawy, krzewy, kwiaty i dobro powraca, z pomnożoną siłą. Pożar był oczywistym złem, siłą niszczącą, ale i tak koniec końców wygrało dobro, bo roślinność się odrodziła.

Po co to wszystko piszę? Śmierć ks. Popiełuszki miała być poniekąd gwoździem do solidarnościowej trumny, do trumny polskiego, zdrowego ducha, który tak bardzo przeszkadzał pewnym siłom, często ciągle jeszcze zbyt mało znanym, choć mamy już 2017 r. Jak na złość dla owych sił, zamiast rozwiązania sprawy raz na zawsze, kilka lat później powstała Polska, ta prawdziwa, a nie marionetkowa u boku wielkiego brata. Patrząc z punktu widzenia tych, którzy rzekomo odnieśli zwycięstwo w październiku 1984 r., wszystko posypało się jak domek z kart.

Męczeńska śmierć bł. ks. Popiełuszki to oczywiście nie jedyny przypadek, gdy Boża Opatrzność w sobie wiadomy sposób potrafi wyciągnąć dobro nawet wtedy, gdy człowiek solidnie narozrabia. Przypomnijcie sobie choćby różnego typu katastrofy naturalne, gdzie ludzie tracą niejednokrotnie dorobek całego życia. To wielkie zło i nieszczęście. Jednakże to zło wyzwala nieraz w ludziach całe, może ukryte dotąd, pokłady dobra, ujawniającego się choćby w świadczonej na przeróżne sposoby pomocy humanitarnej, finansowej, psychologicznej, itp. I niech to będzie główna nauka płynąca z dzisiejszych rozważań historycznych. Zło jest bowiem zawsze takim kolosem na glinianych nogach. Idąc jeszcze tym tropem myślenia można dodać, że świat, choć przepełniony jest złem, istnieje być może dlatego, że ciągle jest o wiele, wiele więcej dobra, także tego ukrytego, przy którym zło, choćby największe, wymięka. Są ludzie, którzy tak jak ks. Jerzy, zło zwyciężają dobrem.

Na koniec mam dzisiaj dla Was małe opowiadanko z autopsji, anegdotę i propozycje. Jeśli chodzi o to pierwsze to jak byłem młodszy lubiłem pograć w tenisa stołowego, znanego też jako ping-pong. Zdarzało się czasami, że gdy jeden z graczy chciał zagrać tzw. „ścinkę” (chodzi o mocne zbicie piłeczki na stronę rywala tak, aby on nie zdołał jej już odbić) i wkładał w to dużą siłę, ni stąd, ni zowąd piłeczka z hukiem wracała na jego stronę (coś w rodzaju tenisowego samobója)... Dlaczego? Otóż rywal na tyle dobrze ustawił rakietkę, pod odpowiednim kątem, że piłeczka właśnie odbiła się jak od ściany i wracała tam, skąd przyszła. Podobny efekt spotyka nieraz siatkarza, który nadziewa się na potrójny blok przeciwników. Tak czasami bywa ze ze złem: ktoś chciał zrobić coś bardzo złego komuś, a zło wróciło z hukiem do niego; lub inaczej: ktoś "odbił" zło, a wróciło ogromne dobro.


Teraz mała anegdota tudzież powiedzenie z morałem: Co może być pozytywnego w tym, że nieszczęścia czasami chadzają parami? To, że może się z tego wykluć dwa razy więcej dobra, niż wtedy, gdyby było to jedno nieszczęście :)

I wreszcie propozycja: To wprawdzie nie Biblijny Raban, ale po Biblię zawsze warto sięgać. Wytrwałych, a zwłaszcza tych, którzy jeszcze tego nie uczynili, zachęcam do lektury Księgi Rodzaju, konkretnie chodzi mi o rozdziały od 37 do 50. Jest tam właśnie mowa m.in. o tym, jak Pan Bóg potrafi wydobyć ogrom dobra ze złych czynów człowieka.

Trzymajcie się zdrowo i pamiętajcie, że na moich blogach jesteście zawsze mile widziani :)


Bibliografia wpisu i propozycje:

1. 32 lata temu zamordowano Jerzego Popiełuszkę. Jego grób odwiedziło już ponad 20 milionów osób, http://www.tvp.info/27391630/32-lata-temu-zamordowano-jerzego-popieluszke-jego-grob-odwiedzilo-juz-ponad-20-milionow-osob
2. IPN udostępnił dokumenty w sprawie zabójstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki, http://www.tvp.info/17254941/ipn-udostepnil-dokumenty-w-sprawie-zabojstwa-bl-ks-jerzego-popieluszki

środa, 11 października 2017

#6 Historia nauczycielką życia | Nauki mistrza Wincentego

Czyli mały poradnik ucznia Historii


Niedawno, 9 października, w liturgii Kościoła katolickiego wspominaliśmy bł. Wincentego Kadłubka, znanego też jako mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem. Dlaczego tak właśnie zwany, do końca nie wiadomo. Może Wy macie jakieś nowe informacje w tej kwestii; podzielcie się w komentarzach, jeśli tak. Czy jego ojciec nosił przezwisko Kadłub, czy sam Wincenty związany był z miejscowością o podobnej nazwie, czy też ktoś kiedyś opacznie zrozumiał jakiś zapis i w konsekwencji „przypiął” go do mistrza Wincentego, tego nie wiemy i nie wiadomo, czy się kiedykolwiek dowiemy, ale historia jest piękna m.in. przez to, że a nuż pojawi się jakaś niespodzianka, jakieś stare źródło, zakurzone, pachnące przeszłością, w starej klasztornej biblioteczce... Ach, miłośnicy historii wiedzą o czym mówię.

Ale ja nie o tym dzisiaj chciałem z wami pogadać. Tak, tak, pogadać. Wiem, że wpis to mój monolog, ale jak najbardziej zapraszam Was do komentowania i wypowiadania się pod spodem. Nie jest moją intencją sztywna prezentacja biografii mistrza Wincentego; o tym można poczytać w Internecie. Bardziej interesuje mnie dzisiaj jego słynne dzieło, o którym prawie każdy chyba słyszał, a pasjonaci historii, zwłaszcza tej polskiej, znają je pewnie wyrywkowo ;) Chodzi o jego Kronikę polską. To będzie dzisiaj podstawa do wydobycia jakiejś nauki tudzież nauk. Może trochę nie do końca adekwatnie zatytułowałem ten wpis, bo mistrz Wincenty bezpośrednio nie wyłożył nauk, które przedstawię, ale na pewno jego dzieło przyczyni się do ich wyłuskania.

Dla przypomnienia zerknijmy na kilka zupełnie najważniejszych kwestii związanych z życiem naszego dzisiejszego bohatera. Jak wspomniałem na wstępie, jest błogosławionym Kościoła katolickiego. Urodził się ok. 1150 r. w Kargowie lub Karwowie koło Opatowa. Był kapelanem nadwornym i kancelistą księcia Kazimierza II Sprawiedliwego (najmłodszego syna Bolesława III Krzywoustego, pogrobowca lub prawie, bo do końca nie wiadomo). W latach 1208-1218 piastował godność biskupa krakowskiego. Był erudytą, człowiekiem bardzo dobrze wykształconym. Resztę życia spędził w cysterskim opactwie w Jędrzejowie, gdzie zmarł w opinii świętości.


Pomnik Wincentego Kadłubka w Sandomierzu;
źródło: By Kroton - Praca własna, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=50815706

To, co nas właśnie dzisiaj szczególnie mocno interesuje, wydarzyło się w jego życiu pod koniec XII w. i najprawdopodobniej też w latach 1205-1207 na polecenie księcia Kazimierza Sprawiedliwego. Chodzi rzecz jasna o Kronikę polską (tytuł oryginału – Chronica Polonorum). Obejmuje ona okres historii Polski od czasów mitycznych, legendarnych, mocno baśniowych, po rok 1202. Na całość, pisaną po łacinie, składają się cztery tomy. Generalnie rzecz ujmując, mistrz Wincenty był drugim po Gallu Anonimie polskim dziejopisem tak bardzo znanym po dziś dzień. Dzieła obu do dzisiaj są jednymi z podstawowych źródeł wiedzy o historii Polski do końca XII w.

Nie chcę też przedłużać dzisiejszych rozważań zagłębiając się szczegółowo we wszelkie możliwe cechy i analizy Kroniki, bo o tym można także dużo poczytać w Sieci, odwiedzając choćby pozycje w bibliografii podanej pod tym postem. Pozwólcie, że skupię się na tych aspektach dotyczących działa, z których przede wszystkim chciałbym wyłuskać nasze dzisiejsze nauki.

Przede wszystkim na podkreślenie zasługuje już sam fakt podjęcia się pracy nad tak wspaniałym dziełem, które przybliża czytelnikowi przeszłość. Skoro historia, jak wiedzą już szczególnie Czytelniczki i Czytelnicy tego bloga :), magistra vitae est, żeby rzeczywiście czegoś nas ona nauczyła, trzeba najzwyczajniej w świecie sięgać do przeszłości i zadać sobie choć minimum trudu, aby coś tam przeanalizować i wydobyć jakąś naukę na dziś i jutro. W związku z tym czapki z głów przed naszymi dziejopisami. Nie wnikam póki co w jakość dzieł i ich obiektywizm, choć to kwestie równie ważne; podkreślam tymczasem sam fakt zerkania w przeszłość. Tu właśnie płynie pierwsza ważna nauka: Żeby historia mnie i ciebie czegoś nauczyła, trzeba po nią sięgać. Z pustego nawet Salomon nie naleje... W tym miejscu chciałbym też skreślić kilka słów uznania (a raczej mówiąc współczesnym językiem: wystukać :) pod adresem mojego historycznego idola, prof. Andrzeja Nowaka, który pracuje nad kolejnym tomem Dziejów Polski. Ma ich w planach chyba z 10 albo 11... Chapeau bas!

Niektórych czytelników, zwłaszcza tych bardziej realistyczno-matematycznie nastawionych, Kroniki polskiej mistrza Wincentego mogą zrazić liczne wątki baśniowe i legendarne wplecione w narrację dzieła. To właśnie tam czytamy m.in. o Wandzie, Kraku czy smoku wawelskim. Ktoś zarzuci: „To ma być poważna kronika, a jest bajkopisarstwo!”. Poniekąd podobne zarzuty można nieraz usłyszeć pod adresem Biblii, ale o tym pewnie więcej w zakładce Mitołamacz na Biblijnym Rabanie, moim pierwszym blogu. Zgoda: historii nie można zakłamywać ani przeinaczać, zwłaszcza działając świadomie na szkodę całych społeczności czy narodów. Zauważmy jednak, że historia, zwłaszcza prehistoria Polski w wydaniu Kadłubka, poddana jest przede wszystkim jednemu podstawowemu celowi: ma być ona „zwierciadłem przykładów” dla potomnych, sagą narodu jakich wiele było w ówczesnych średniowiecznych państwach. Mnie osobiście w niczym nie przeszkadzają nasze piękne polskie legendy, które czasami z rozczuleniem wspominam, powracając pamięcią do moich czasów przedszkolnych i wczesnoszkolnych. Czy pamiętacie dawne dobranocki traktujące o tych kwestiach? Oczywiście chciałbym, jako pasjonat historii, w szczególności średniowiecza, poznać fakty historyczne leżące choćby u podstaw naszej państwowości, ale niejednokrotnie legendy i podania są takim sympatycznym powiewem tajemniczości, które, chyba się zgodzicie, mają swój urok. Czas na kolejną naukę: Historia, od której się uczymy, winna być prawdziwa; jednakże jej prawdziwość nie stoi w sprzeczności z baśniami i legendami, które budują klimat dziejowy narodu i cementują jego tożsamość. Wiem, że termin historia prawdziwa w dobie relatywizmu brzmi często jak coś w rodzaju utopii, ale to w żadnym wypadku nie zwalnia nas z, nie zawaham się użyć tego słowa, obowiązku uczenia się od niej.


Powyższa nauka prowadzi nas do puenty, a zarazem ostatniej dzisiejszej nauki: Uczenie się od historii niejako z konieczności przyczynia się i do tego, że dokopujemy się coraz bliżej jej prawdziwej wersji, nieskażonej wpływami ideologii, przekonań czy praktyk świadomego zakłamywania. Im głębiej się dokopiemy, tym pożyteczniejsza będzie wyciągnięta przez nas nauka.

Podsumowaniem dzisiejszych nauk niech będzie, można powiedzieć tradycyjnie, pytanie, tym razem takiej treści:

Czy uczę się od historii, szanując legendy i podania, a z drugiej strony dokopując się do historii prawdziwej przez sterty świadomych kłamstw, ideologii i fałszywych przekonań?

Na koniec, jak zawsze, pięknie i cieplutko Was pozdrawiam, tym cieplej, że to już październik, a niektórzy coś tam powiadają o zimie stulecia... Jeśli czytasz to w upalny lipcowy dzień, wybacz. To Ciebie pozdrawiam chłodniej, tak na ochłodę ;)

Nie zapominajcie o moich blogach i profilu w mediach społecznościowych.


Bibliografia wpisu:

1. Błogosławiony Wincenty Kadłubek, biskup, http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-09a.php3

środa, 4 października 2017

#5 Historia nauczycielką życia | Październikowe nauki

Wydarzyło się w październiku


A skoro mamy październik i pierwszą środę miesiąca, czas na przegląd szczególnych i mniej szczególnych rocznic, które świętujemy właśnie w 10 miesiącu roku. Idąc za dość krótką jeszcze, ale jednak tradycją niniejszego bloga, przyjrzymy się 10 rocznicom okraszonym krótkimi naukami z nich wypływającymi, które proponuję (ponownie sięgniemy do artykułu z portalu ciekawostkihistoryczne.pl). Potem zaproponuję jeszcze wykaz 5, może poniekąd nieco bardziej subiektywnych, październikowych rocznic, na które chciałbym również wraz z ich naukami położyć szczególny nacisk, gdyż uważam je za wyjątkowo ważne. Na koniec dla rozluźnienia 5 rocznic z lekkim przymrużeniem oka, z których jednak także można się moim zdaniem czegoś nauczyć.
Zapnijcie zatem pasy i ruszamy w podróż przez wieki :)

Portal ciekawostkihistoryczne.pl wymienia 10 październikowych rocznic, o których warto pamiętać. Są to:

  1. 8 października 1982 r. – Sejm PRL przyjął ustawę o związkach zawodowych; nastąpiła tym samym delegalizacja NSZZ „Solidarność”. Co ciekawe, latem 1982 r. planowano inaczej postąpić ze związkiem, w bardziej chytry sposób: chciano mianowicie osadzić agentów SB na czołowych stanowiskach organizacji i w ten właśnie sposób przejąć kontrolę nad „Solidarnością” (w 2017 r. przypada 35 rocznica wydarzenia).
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Okazuje się, że nie tylko komputery mogą stać się czymś w rodzaju zombie, gdy ktoś z zewnątrz steruje nimi z pomocą nielegalnych metod, bez wiedzy właściwego posiadacza. Myślę, że w XXI w. potęga różnorodnych wątpliwych moralnie ideologii czyni bardzo wielu ludzi takimi bezwolnymi „zombie”, które tak naprawdę są marionetkami w ręku potężnych tego świata. Trzeba mieć się na baczności... My chrześcijanie wiemy, Kto daje prawdziwą wolność.
  2. 12 października 1875 r. – Przyszedł na świat Aleister Crowley – brytyjski okultysta i mistyk. Jego zdaniem „męskie dziecko o doskonałej niewinności i wysokiej inteligencji jest najodpowiedniejszą i najbardziej satysfakcjonującą ofiarą”. W związku z tak skumulowaną energią, wydaje ono jej najwięcej w momencie śmierci (142 rocznica).
    Nauka: Okultyzm jest jednym z najpoważniejszych zagrożeń i niebezpiecznym orężem w ręku szatana (wiele artykułów w tej tematyce może poczytać np. na stronie wobroniewiaryitradycji.wordpress.com oraz w dwumiesięczniku „Miłujcie się”: https://milujciesie.org.pl/o-nas). Szczególnie dzieci trzeba chronić przed zakusami zła, które chce zniszczyć im życie.
  3. 15 października 1946 r. – Jeden z najbliższych współpracowników Hitlera, Hermann Göring popełnił samobójstwo w norymberskim wiezieniu poprzez połknięcie kapsułki z cyjankiem potasu. Kilka lat wcześniej zamieszkał w apartamencie cesarskim w podbitym przez Niemców Paryżu (71 rocznica).
    Nauka: Wielcy tego świata często kończą marnie. Ci, którzy mieli być panami, skończyli fatalnie: Göring, Himmler, Goebbels i wielu innych... Nie wolno nigdy nikogo skreślać i potępiać, ale wspomniani ludzie mieli naprawdę drastyczne i tragiczne finały swojego życia, przynajmniej z czysto ludzkiego punktu widzenia.
  4. 17 października 1944 r. – W Japonii zrodziła się idea kamikadze: specjalnych ataków (najczęściej z użyciem samolotów) na nieprzyjacielskie jednostki, czego efektem oprócz szkód zadanych wrogowi była oczywiście pewna śmierć atakującego (73 rocznica).
    Nauka: Akcje typu kamikadze można oceniać różnie, ale jednak żołnierze, decydujący się wziąć udział w takim działaniu, musieli być odważni; to trzeba im przyznać. Nikt nie wymaga (na szczęście...) od nas aż takiego poświęcenia w obronie Ojczyzny, ale czy zwykłe udanie się do lokalu wyborczego i oddanie głosu na kandydata nie powinno być dla każdego z nas podstawowym obywatelskim obowiązkiem moralnym?
  5. 18 października 1871 r. – Odszedł z tego świata Charles Babbage – brytyjski matematyk, który poświęcił 35 lat życia na konstruowanie maszyn liczących. Było to jego wielką pasją życiową, podobnie jak tworzenie tablic logarytmicznych. Najpewniej na potrzeby jego konstrukcji, wśród których prawdopodobnie był pierwszy komputer, opracowano pionierski program komputerowy (146 rocznica).
    Nauka: Wiem – historyk może nie przepadać za matematyką, a matematyk może nie interesować się tym co było, jedynie liczbami; mimo wszystko jedno jest pewne – historia i matematyka są bardzo mocno ze sobą powiązane i splecione – matematyka istnieje przecież w historii, a historia korzysta z matematyki, aby lepiej rozumieć samą siebie. Pewien nauczyciel historii powiedział nawet, że historia jest najbardziej matematycznym przedmiotem ze wszystkich nauk humanistycznych...
  6. 20 października 2011 r. – Zmarł pułkownik Mu’ammar al-Kaddafi, wieloletni dyktator Libii. Po okresie sukcesów i triumfu, w końcu przyszedł koniec. Zamiast szczęśliwej dyktatorskiej emerytury – niemiłe spotkanie z rozwścieczonymi powstańcami i makabryczny finał krwawych rządów oraz wielotygodniowej tułaczki (6 rocznica).
    Nauka: Podobna jak w punkcie 3 – krwawe dyktatury prędzej czy później same się wykrwawiają. Jako ciekawostkę dodajmy, że al-Kaddafi został w 1978 r. odznaczony przez PRL Orderem Zasługi.
  7. 21 października 1956 r. – I sekretarzem KC PZPR został „towarzysz Wiesław”, czyli Władysław Gomółka. W tym czasie, przynajmniej na krótki czas, państwo pofolgowało nieco obywatelom w niektórych sferach życia. Dzięki temu możliwe stało się sprowadzenie do Polski... rock'n'rolla (61 rocznica).
    Nauka: Czasami trzeba naprawdę niewiele żeby przez zabetonowane okno dostało się do wnętrza nieco ożywczego powiewu. Trzeba tylko wykorzystać każdą okazję, każde pęknięcie.
  8. 22 października 1581 r. – Dobiegł końca brawurowy rajd hetmana polnego litewskiego Krzysztofa Mikołaja Radziwiłła wgłąb Rosji. Oddział palił, grabił i mordował na dystansie 1400 kilometrów. Niewiele brakowało, a w ręce atakujących dostałby się car Iwan IV Groźny (436 rocznica).
    Nauka: Nie wnikając w szczegóły i nie oceniając poszczególnych posunięć trzeba ogólnie przyznać, że warto, a nawet powinno się pamiętać szczególnie o tych momentach dziejów Polski, kiedy nie tylko na nas najeżdżano, ale to my mieliśmy coś do powiedzenia i poważne argumenty w zanadrzu.
  9. 29 października 1525 r. – Marcin Luter po raz pierwszy sprawował Mszę Świętą po niemiecku. Dodajmy, że jego konkurentką i reformatorką Kościoła była kobieta – Argula von Grumbach (492 rocznica).
    Nauka: Z historii reformacji płynie przede wszystkim podstawowe przesłanie – reformy często są potrzebne, ale posuwanie się w nich zbyt daleko, może poczynić jeszcze więcej zła i spustoszenia.
  10. 31 października 1922 r. – Na czele rządu Włoch staje słynny w historii dyktator Benito Mussolini. Na podstawie wielu nieudanych zamachów przeprowadzanych na jego życie w okresie sprawowania władzy spekulowano, że duce jest nieśmiertelny i kuloodporny. Kryska na matyska przyszła jednak w 1945 r. Ciało dyktatora zbezczeszczono (95 rocznica).
    Nauka: Żaden człowiek na świecie nie jest ani kuloodporny, ani nieśmiertelny tu na ziemi. Jeśli ktoś stwierdzi inaczej i zacznie żyć tylko doczesnością ociera się o najpoważniejszy błąd w dziejach, który może zgubić go na wieki.
(nie cytowałem informacji z podanej strony, ale opracowałem je na potrzeby bloga; źródło:

Bitwa pod Lepanto, autor nieznany;
źródło: By nieznany - National Maritime Museum (BHC0261), Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3512696 

A teraz wcześniej zapowiadane moje propozycje rocznicowe z krótkimi naukami:
  1. 7 października 1571 r. – Zwycięstwo Ligi Świętej odniesione nad Imperium Osmańskim w bitwie morskiej pod Lepanto (w 2017 r. przypada 446 rocznica wydarzenia).
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Ta jedna z najbardziej krwawych bitew morskich i zarazem jedna z kluczowych w dziejach świata dowodzi, że potęga modlitwy, szczególnie tej różańcowej, jest naprawdę wielka. A inaczej mówiąc: ogromna jest potęga Boga, który działa cuda jeśli tylko człowiek mu na to pozwoli. I jeszcze mała ciekawostka: kroniki z tamtej epoki wspominają tylko jedną kobietę-żołnierkę, biorącą udział w bitwie – była nią niejaka Maria la Bailadora.
  2. 12 października 1492 r. – Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę; ściślej: dopłynął do wybrzeży archipelagu Bahamów jako pierwszy Europejczyk (przynajmniej oficjalnie, bo może kiedyś byli tam już przed nim Wikingowie...); (525 rocznica).
    Nauka: Kolumb chciał, jak wiemy, odkryć drogę do Indii, a odkrył Amerykę. Czasami przez przypadek dochodzi do wielkich rzeczy...
  3. 13 października 1917 r. – W Fatimie miało miejsce szóste i zarazem ostatnie objawienie Matki Bożej trójce pastuszków; to wtedy wydarzył się tzw. Cud Słońca (100 rocznica).
    Nauka: Pan Bóg bardzo często daje dowody swej obecności; czasami są one bardziej wyraziste, innym razem nieco bardziej subtelne. Zawsze jednak Bóg daje się poznać, jeśli tylko człowiek okaże choć minimum dobrych chęci. W przeciwnym razie „choćby kto z umarłych powstał” (Łk 16,31), nic to nie pomoże... Zachęcam do poczytania o objawieniu z 13 września: https://historianauczycielkazycia.blogspot.com/2017/09/2-historia-nauczycielka-zycia-nauka-z.html.
  4. 19 października 1984 r. – Ks. Jerzy Popiełuszko zostaje porwany przez funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW w mundurach funkcjonariuszy Wydziału Ruchu Drogowego MO (33 rocznica).
    Nauka: Niejednokrotnie bardzo trudno jest wyznaczyć granice zła, do których jest w stanie posunąć się człowiek.
  5. 24/25 października 1917 r. (6/7 listopada wg kalendarza gregoriańskiego) – W Rosji rozpoczęła się słynna rewolucja październikowa, w wyniku której do władzy doszli bolszewicy (100 rocznica).
    Nauka: Historia rewolucji często poplamiona jest krwią i zbrukana śmiercią wielu ludzi. Gwałtowne zmiany nie zawsze prowadzą ku dobremu, a czasami przyczyniają się wręcz do eskalacji zła i przemocy, prowadzonej pod pozorami walki o dobro i poprawę sytuacji.
Na koniec rocznice może z małym przymrużeniem oka ;), o których warto pamiętać. Oto one:

  1. 1 października 1977 r. – Słynny piłkarz brazylijski Pelé rozegrał swój ostatni oficjalny mecz w karierze. Jedną połowę tamtego spotkania rozegrał w barwach New York Cosmos, a drugą zagrał dla Santosu (w 2017 r. przypada 40 rocznica wydarzenia).
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Nic nie trwa wiecznie, nawet kariera tak znakomitego piłkarza. Nie jest to oczywiście smutna konkluzja, bo przecież zawsze pozostają wspaniałe wspomnienia, na których trzeba budować teraźniejszość i przyszłość. Jest to po części jeden z głównych elementów misji niniejszego bloga :)
  2. 5 października 1767 r. – Rozpoczął obrady tzw. Sejm Repninowski, inaczej zwany Delegacyjnym (trwał do 1768 r.). Wyłoniona przez Rosjan polska delegacja zmuszona była przyjąć niekorzystne dla Polski uchwały, umacniające moskiewskie wpływy nad Wisłą (250 rocznica).
    Nauka: Skąd my to znamy? Trzeba wystrzegać się jednej z największych fars w historii, jakimi są działania bezprawne wykonywane przy pomocy nacisku i szantażu, skryte pod płaszczykiem legalności.
  3. 14 października 1907 r. – W Nowym Jorku miał miejsce początek słynnego kryzysu finansowego na giełdzie, znanego także jako panika roku 1907 (110 rocznica).
    Nauka: Pokładanie ufności jedynie w majątku jest bardzo ryzykowne. Nie wnikając w szczegóły ani nie potępiając bogactwa i roli pieniądza w życiu człowieka pragnę zaprezentować mały cytat: „Są na świecie ludzie, którzy są tak biedni, że mają tylko pieniądze”. Bez komentarza :)
  4. 15 października 1582 r. – Był pierwszym dniem obowiązywania kalendarza gregoriańskiego w Polsce i kilku innych państwach katolickich. Po 4 października nastał od razu 15 dzień tego miesiąca (435 rocznica).
    Nauka: Czas ucieka, wieczność czeka :)
  5. 29 października 1611 r. – Do Warszawy wjechał triumfalnie hetman Stanisław Żółkiewski, zwycięzca spod Kłuszyna. Prowadził jeńców z rodu Szujskich (byłego cara Wasyla IV z braćmi). Zostali oni zmuszeni do złożenia hołdu królowi Zygmuntowi III Wazie na sejmie warszawskim (406 rocznica).
    Nauka: Było wiele momentów w naszych dziejach, gdy to inni musieli się nam kłaniać. To coś dla tych, którzy cierpią na kompleks niższości :)

Jeśli komuś mało, odsyłam po więcej rocznic do wikipedii:


Wiem, że była to dość spora dawka rocznic i nauk, ale tym bardziej mi miło, że dotrwaliście do końca :) To tak na dobry początek miesiąca :)

Pozdrawiam Was ciepło i tradycyjnie zachęcam do komentowania i zgłaszania swoich propozycji rocznicowych, tym razem jeśli chodzi o październik, które uważacie za szczególnie ważne lub może najbardziej komiczne.