środa, 28 lutego 2018

#26 Historia nauczycielką życia | Kto pod kim dołki kopie...

Czyli coś z historii igrzysk tuż po igrzyskach


Był styczeń 1994 r. Najlepsi zimowi sportowcy świata przygotowywali się do olimpiady, która miała się odbyć w lutym tamtego roku. Do sportowych zmagań szykowały się też m.in. dwie amerykańskie łyżwiarki figurowe: Tonya Harding i Nancy Kerrigan.

6 stycznia w Detroit po ukończeniu treningu druga z nich padła ofiarą ataku – ktoś wycelował w jej kolano kawałkiem metalowej rury, przez co występ zawodniczki na igrzyskach stanął pod olbrzymim znakiem zapytania. Możecie sobie wyobrazić w jakim stanie znalazła się Kerrigan, która przecież przez lata przygotowywała się do występu olimpijskiego, a tutaj masz – taki pech. Jej ojciec w znaczący sposób wspierał ją w rozwoju kariery, pracując podobno na dwie zmiany, żeby zarobić na treningi córki.

Poniżej możecie obejrzeć sobie jak przeżywała tamto zdarzenie. Zresztą trudno jej się dziwić.


Jak się później okazało w sprawę zamieszany był podobno były mąż Harding oraz jej ochroniarz, który z kolei miał zatrudnić do wykonania niecnego ataku bratanka lub siostrzeńca swojego znajomego. Trudno powiedzieć tak na 100% na ile wmieszana w to była Tonya Harding. Jedni obwiniają właśnie ją jako główną rywalkę Kerrigan, choć ona sama mówiła ponoć w jednym z wywiadów, że pierwsze skrzypce grali w tym wszystkim jej były mąż i wspomniani wcześniej ludzie, a ona sama została w to siłą wmieszana. W całej sprawie skazana została podobno za krycie męża, a nie za bezpośrednie działania.

Tak czy inaczej wszystko zakończyło się szczęśliwie przynajmniej jeśli chodzi o Kerrigan. Ostatecznie jej noga nie została złamana i zdołała się wykaraskać na igrzyska, gdzie zdobyła srebrny medal. Natomiast Harding była dopiero ósma. Wystartowała po odwołaniu, gdyż miało jej nie być w kadrze USA. Swój słaby występ próbowała usprawiedliwiać rzekomo pękniętą sznurówką w bucie, tonąć we łzach.

Kiedy pierwszy raz dowiedziałem się o opisanym powyżej przypadku pomyślałem, że to idealny temat na wpis z miniserii ciekawostki-mininauki i nauczki. Tak istotnie jest, lecz w międzyczasie na bazie tej historii wzięło mnie na nieco nawet głębsze spostrzeżenia, ale po kolei.

Historia Harding i Kerrigan jest m.in. klasycznym przykładem z gatunku „kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”. Ta tragiczna historia miała wszak pozytywny finał w srebrnym medalu, który zdobyła poszkodowana Kerrigan. A Harding dostała za swoje – chciałoby się powiedzieć.

Całe to zajście doprowadziło mnie jednak do głębszych przemyśleń. Jedna sprawa w tym wszystkim jest niezaprzeczalna – ktokolwiek by nie stał za planem zrobienia krzywdy Kerrigan było to zdarzenie haniebne i całe szczęście, że poszkodowana nie odniosła jeszcze większych obrażeń; mogła nawet zostać inwalidką do końca życia. Ta historia uczy też, że wszelkie metody zmierzające do pozasportowej eliminacji mocnych stron rywala są jak najbardziej nie na miejscu i są nauczką także dla tych, którzy sięgają po doping.

Muszę przyznać, że przekazywanie historii oparte tylko na kontrowersjach i wydobywaniu na światło dzienne czyichś mniejszych lub większych grzechów nie jest tym, co uważam za szczególnie chwalebne. Może i to jest chwytliwe i dobrze się o tym słucha lub czyta, ale nie na tym to wszystko polega. Jeśli już decydujemy się pisać o kontrowersjach, powinniśmy unikać stosowania kwantyfikatorów (o tym kiedyś już pisałem), a już szczególnie niedopuszczalne jest powtarzanie nieprawdy albo świadome rozsiewanie pikantnych plotek. Najważniejsze, to wydobyć jakiś morał czy naukę z danego wydarzenia.

Przygotowując się do napisania tego tekstu miałem początkowo wrażenie, że Harding była jednoznacznie złą bohaterką tej historii i winną wszystkiego. Nie wszystkie jednak opinie były jednakowe. Nie wiemy tak na 100%, na ile rzeczywiście wina leżała tu po stronie Harding. Czytałem też o jej trudnym dzieciństwie. Czytałem o tym, że później pogubiła się w życiu. Czytałem, że Kerrigan musiała w końcu skończyć ze sportem z powodu problemów z psychiką.



Harding otoczona przez tłum reporterów na portlandzkim lotnisku, po przybyciu z igrzysk w Lillehammer (1994)
źródło: Andrew Parodi - Praca własna, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4055597

Nie chciałbym, żeby ten wpis wybrzmiał jakoś zbyt poważnie czy z patosem, ale pragnę zwrócić uwagę na to, że na wszystkich, którzy decydują się pisać czy mówić o historii ciąży wielka odpowiedzialność. Poczułem ją szczególnie pisząc właśnie ten tekst. Historyk czy amatorski pasjonat historii zawsze ma prawo potępiać złe czyny i występki, to jasne. Zdecydowanie zatem oceniłem negatywnie próbę zrobienia krzywdy łyżwiarce Kerrigan. Trzeba jednak dbać także i o to, żeby zbyt pochopnie nie przypiąć komuś czegoś, co nie do końca jest zgodne z prawdą. Miłość do historii nie polega bowiem na promowaniu pikantnych spraw, życiu skandalami (niektórzy twierdzą, że to właśnie historia Harding i Kerrigan rozpoczęła erę paparazzi i tych, którzy węszą za sensacjami) i oczernianiu ile wlezie, ale zawsze dochodzeniu do prawdy i wyciąganiu wniosków na dziś i jutro. Historia wcale przez to nie będzie mniej ciekawa!

Zapraszam już za tydzień na marcowe rocznice. Będzie się działo! A właściwie działo się niegdyś w marcu wiele :)


PS Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html. Czytając i udostępniając bardzo mi pomagasz :)




środa, 21 lutego 2018

#25 Historia nauczycielką życia | Kwantyfikatory wielkie historii

Czyli m.in. o tym jak pewnego razu w lutym ścięto Białą Różę


Każdy z nas spotyka się od czasu do czasu z pewnymi powiedzeniami na temat przedstawicieli jakichś nacji, np. każdy Włoch jest wesoły i lubi tańczyć, każdy Fin jest spokojny i ponury, Francuzi to żabojady, Niemcy są pracowici, a Grecy leniwi, itd., itp. Są to tak zwane stereotypy. Najczęściej (a może zawsze) są to uogólnienia, które nie są prawdziwe, bo przecież pewnie znajdziemy wielu Finów, którzy są bardziej wylewni w okazywaniu uczuć niż chociażby skoczek narciarski Janne Ahonen ;) albo Greków, którzy ochoczo pracują niczym mrówki.

O ile tego typu ogólniki są nierzadko czymś zabawnym, gdy ma się oczywiście zdrowe podejście i dystans do tego typu powiedzonek; nie ma w tym zazwyczaj nic złego ani świadomie obrażającego kogoś konkretnego. Okazuje się jednak, że często stosowanie tzw. kwantyfikatorów wielkich może nieźle namieszać w relacjach nie tylko między osobami, ale i całymi narodami.

Może nie orientujemy się do końca czym są wspomniane kwantyfikatory, dlatego wystukajmy parę słów wyjaśnienia. Najlepiej objaśnić to na przykładzie wziętym z życia codziennego. Zdarza się czasami, że ktoś zwraca się do kogoś mniej więcej tak: Ty zawsze się spóźniasz lub ty nigdy nie powiesz nic mądrego. W podobnych przypadkach jest jednak prawie zawsze tak, że ktoś przynajmniej od czasu do czasu jednak przychodzi w porę lub też zdarzy się, że powie coś naprawdę mądrego. Może nie zawsze, ale jednak :) Jakże często tego typu powiedzonka sprawiają, że w małżeństwach nastaje szereg cichych dni albo nawet rozpadają się stosunki koleżeństwa czy też przyjaźni. Tak więc słowa typu „zawsze”, „nigdy” są kwantyfikatorami wielkimi. Jak widać, trzeba je stosować z rozwagą i nierzadko lepiej użyć kwantyfikatorów małych, czyli np.: Ty często się spóźniasz albo zdarza ci się powiedzieć coś niemądrego. Prawda, że ciekawiej brzmi i jest pewnie bliższe prawdy?

Przenieśmy to teraz na grunt związany bardziej z narodami i historią. Trzeba przyznać, że wiele sporów, czasami wieloletnich czy nawet wielowiekowych, między jakimiś nacjami czy narodami ma swoją praprzyczynę w pewnego rodzaju kwantyfikatorach. I tak na przykład przedstawiciele jednej ze zwaśnionych stron uważają, że każdy z tych drugich jest fe, do niczego i w ogóle oszust, bandyta, rzezimieszek, splamiony krwią. A tamci z kolei podobne epitety używają w stosunku do tych pierwszych. Może to wynikać z jakichś dawnych niewyjaśnionych zatargów, zamazanego obrazu przeszłej historii (uogólnionego) lub też zwyczajnie niedostatecznego poznania drugiej strony. W takiej sytuacji trudno o przebaczenie i pojednanie.

Generalnie po co to wszystko piszę i do czego zmierzam? 22 lutego 1943 r. stracono Sophie i Hansa Schollów oraz ich kolegę. Z kolei kilka lat wcześniej, 29 stycznia 1939 r., zmarł Matthias Sindelar (urodzony nota bene 10 lutego 1903 r.). To oni są głównymi bohaterami dzisiejszego spotkania z Historią nauczycielką życia.

Sophie i Hans Scholl byli rodzeństwem. Należeli do tajnej chrześcijańskiej grupy o nazwie Biała Róża (niem. Weiße Rose), której członkowie byli zagorzałymi przeciwnikami Hitlera i nazistów. Działała głównie w Monachium od czerwca 1942 do lutego 1943 r. Oprócz wspomnianego rodzeństwa w skład trzonu organizacji wchodziło jeszcze pięciu innych studentów oraz profesor Kurt Huber.




Członkowie Białej Róży stosowali pokojowe metody walki z nazistowską władzą, roznosząc ulotki lub malując hasła w publicznych miejscach. Potępiali zbrodnie na Polakach i Żydach dokonywane przez ich rodaków (pewnie mieliby wiele do powiedzenia tym, którzy dzisiaj bezczelnie nazywają niemieckie obozy zagłady polskimi). Kresem działalności Białej Róży były aresztowania, po których w błyskawicznie przeprowadzonych procesach pokazowych zostali skazani na zgilotynowanie.

Matthias Sindelar był austriackim piłkarzem, pochodzenia żydowsko-czeskiego. Bez wątpienia należy do legend futbolu wszech czasów, a już na pewno z łezką wzruszenia w oku wspominają go austriaccy fani piłki nożnej. Wszak Sindelar to wielka gwiazda Wunderteamu, czyli genialnej ekipy piłkarskiej Austrii lat 20. i początku 30. XX w. Ze swoją drużyną zdobył nawet 4 miejsce na mundialu we Włoszech w 1934 r., co wtedy było wielkim niepowodzeniem znakomitego zespołu. Od tamtego czasu było już tylko gorzej. Na domiar złego w sport, jak i chyba wszystkie ówczesne dziedziny życia, coraz mocniej mieszała się polityka. W 1938 r. ojczyzna Sindelara – Austria – została siłą włączona do III Rzeszy (tzw. Anschluss Austrii). Ten wielki patriota nigdy nie pogodził się z tym, co się stało. Odmówił gry dla nazistowskich Niemiec. Wspierał piłkarzy pochodzenia żydowskiego, którzy nie mogli rozgrywać oficjalnych spotkań. Po zakończeniu przygody z piłką Mathhias Sindelar prowadził kawiarnię w Wiedniu.

Nazistowskie władze zdawały sobie sprawę z wrogości skierowanej przeciw niej, jaką okazywał Sindelar. Dał temu wyraz choćby w pamiętnym meczu nazwanym propagandowo „Anschlussspiel” pomiędzy Austrią i Niemcami, gdy po strzelonym przez siebie golu manifestował radość przed niemieckimi kibicami. Austriacy wygrali wówczas 2-0.

„Człowiek z papieru” (wątła budowa ciała) oraz „Mozart futbolu”, bo tak nazywano Matthiasa Sindelara, zmarł w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach. Znaleziono go martwego wraz z kochanką. Oficjalnie za przyczynę śmierci uznano zatrucie tlenkiem węgla. Nie wyklucza się jednak samobójstwa i zamieszania nazistów w ten zgon.



Matthias Sindelar
źródło: wikipedia (domena publiczna)

Przejdźmy powoli do konkluzji i dzisiejszych nauk. W słynnym liście polskich biskupów skierowanym do biskupów niemieckich w 1965 r. nasi hierarchowie napisali m.in.: „Wiemy o męczennikach +Białej Róży+, o bojownikach ruchu oporu z 20 lipca, wiemy, że wielu świeckich i kapłanów złożyło swoje życie w ofierze (Lichtenberg, Metzger, Klausener i wielu innych). Tysiące Niemców zarówno chrześcijan, jak i komunistów, dzieliło w obozach koncentracyjnych los naszych polskich braci...”. To wtedy padły pamiętne słowa: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” (znane może bardziej w parafrazie jako „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”).

Przebaczenie i prośba o nie to moim zdaniem absolutny punkt wyjścia w trudnych relacjach między jakimikolwiek stronami czy to na poziomie osób, czy całych narodów i państw. Nie mogłoby ono jednak zostać urzeczywistnione, gdyby nie zaniechanie stosowania znanych nam już kwantyfikatorów wielkich. Bo tak jak w powyższym przypadku nie każdy Niemiec był nazistą. Wiem, że to żadne odkrycie, ale w dzisiejszych czasach powinniśmy chyba bardziej sobie uświadomić jego znaczenie, nie tylko jeśli chodzi o Niemców. Dużo mówi się też choćby o Ukraińcach, kojarzonych często przez pryzmat Bandery i UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Może to zabrzmi jak truizm, ale nie każdy Ukrainiec był członkiem UPA i wyznawcą Bandery. Oczywiście trzeba zawsze pamiętać o prawdzie historycznej i piętnować zło we wszelkiej postaci. Nie da się wybielić działań Hitlera, Bandery i wielu innych tego typu niechlubnych postaci na arenie dziejów. I nie wolno w jakikolwiek sposób pochwalać zła. To jasne! Trzeba jednak zawsze pamiętać o ludziach pokroju rodzeństwa Scholl, innych działaczy Białej Róży czy Matthiasa Sindelara, którzy nie ze względu na politykę ani jakiekolwiek własne korzyści, ale tak po prostu z moralnej powinności występowali przeciw złu i walczyli o prawdę i dobro w czasach, kiedy naprawdę niewielu stać było na tak heroiczne czyny.

I jeszcze może najważniejsza kwestia. Powyższych zasad powinni przestrzegać także inni w stosunku do Polaków. Mało tego, są sytuacje, kiedy trzeba jasno użyć kwantyfikatora wielkiego, broniąc prawdy. Najgłośniejszy chyba aktualnie przykład: Polacy NIGDY w sposób systemowo usankcjonowany nie przykładali ręki do mordowania Żydów w obozach zagłady. Obozy koncentracyjne ZAWSZE trzeba nazywać niemieckimi i koniec kropka. Zdarzały się oczywiście indywidualne przypadki kolaboracji z okupantem, ale nie inaczej było także w przypadku Żydów. Jednak jeśli chodzi właśnie o stworzenie i zarządzanie machiną śmiercią za nią odpowiedzialność ponoszą Niemcy.

To tyle dzisiejszych refleksji. Mam nadzieję, że nasze wspólne spotkanie z historią będzie owocowało w naszym codziennym życiu. Zapraszam jeszcze do obejrzenia filmiku i żegnam się z Wami do przyszłej środy. Zachęcam jeszcze choćby do odwiedzenia zakładki poświęconej postaciom historycznym. Można tam znaleźć tekst poświęcony na przykład Kazimierzowi Andrzejowi Kottowi, innemu wielkiemu bohaterowi.


PS O rany, to już ćwierć setki, jeśli chodzi o liczbę postów na Historii. Jeśli tylko uważacie, że to czym pragnę się z Wami dzielić jest w miarę sensowne, polubcie i udostępniajcie blogi w mediach społecznościowych. Zapraszam też do komentowania i współtworzenia historii. Z góry wielkie dzięki. Dziękuję także tym, którzy już teraz dołączyli do społeczności Biblii i Historii na Facebooku, Twitterze i Google+.

Pamiętajcie, że Biblia i Historia jest też na Blasting News: Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca, https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html. Tam możecie mnie wesprzeć finansowo, nie wydając ani grosza. Wystarczy, że przeczytacie i udostępnicie moje teksty. Szczególnie za to dziękuję!


środa, 14 lutego 2018

#24 Historia nauczycielką życia | 100+ChP/2 Gallowe bajania czy Boży palec?

Czyli o cudownościach z pradziejów Polski


Właśnie zaczynasz czytać drugi wpis z serii „100+ Cudowna historia Polski”. Jeśli nie zapoznałeś się jeszcze z tekstem wprowadzającym, odsyłam teraz do niego. Tak czy inaczej ruszamy dalej :)

Każdy przeciętny Polak przynajmniej raz słyszał o Kronice Galla Anonima (pełny tytuł: Kronika i czyny książąt czyli władców polskich). Zapewne jednak wielu z nas miało więcej do czynienia z tym niezwykłym dziełem, choćby poprzez jego lekturę. Nie będę tutaj zbytnio rozwodzić się nad kwestiami teoretycznymi w kwestii Kroniki, ale ograniczę się tylko do kilku naprawdę podstawowych informacji.



Początek Kroniki Galla Anonima w Rękopisie Zamoyskich odpis z XIV wieku
źródło: wikipedia (domena publiczna)

Kronika wyszła spod pióra człowieka, którego prawdziwej tożsamości pewnie nigdy nie odkryjemy, choć ja nie lubię nadużywać tego typu określeń. Historia jest wszak piękna m.in. i dlatego, że nigdy nic nie wiadomo. A nuż coś ktoś gdzieś kiedyś odkryje... W każdym razie przyjęło się, że dzieło napisał niejaki Gall Anonim i basta. Tworzył je gdzieś w okresie od 1112 lub 1113 do 1116 r. na dworze księcia Bolesława III Krzywoustego. Doprowadził je do roku 1113 od czasów na poły legendarnych. No właśnie, ale na ile legendarnych? Słyszy się dość powszechnie głosy o tym, że autor Kroniki świadomie przemilczał pewne sprawy i ubarwiał fakty oraz wybielał władców, bo przecież pisał pod okiem księcia piastowskiego. Może jednak trzeba przymknąć oko na pewne odchylenia od prawdy w dziejach Anonima i poczytać nawet między wierszami lub po prostu wyłowić ogólny sens z kolejnych partii tekstu? Aleksandra Polewska w swojej książce „Cuda w historii Polski” zachęciła na początku swojej pracy do sięgnięcia po dwie historie zaczerpnięte z Kroniki Galla i podeszła do zagadnienia w bardzo ciekawy sposób.

Pewnie znamy lepiej lub gorzej historię uczty, którą zorganizował król Popiel z okazji postrzyżyn dwóch swoich synów. Pamiętamy, że przybyli na nią dwaj tajemniczy goście, którzy zostali wypędzeni nawet poza miasto. Tam, na przedmieściach, trafili do domu niejakiego Piasta, oracza książęcego – syna Chościska – oraz jego żony Rzepki, gdzie także miały odbyć się postrzyżyny ich syna, ale w zdecydowanie uboższym wydaniu niż u księcia. Mimo to goście zostali serdecznie przyjęci. Jak się okazało, jedzenia i picia nie brakowało, czemu gospodarze nie mogli się nadziwić. Zaproszono nawet samego księcia z jego świtą. W trakcie postrzyżyn syna Piasta przybysze nazwali Siemowitem (Siemowitajem). Po pewnym czasie ludność obwołała Siemowita księciem i usunęła z tronu Popiela, którego podobno myszy zjadły...

A pamiętacie historię wnuka Siemowita, niejakiego Siemomysła, któremu urodził się ślepy syn, znany nam współcześnie bardzo dobrze jako Mieszko I? Otóż siedmioletni wówczas chłopiec miał cudownie odzyskać wzrok w trakcie uroczystości postrzyżyn, co interpretowano jako zapowiedź oświecenia państwa w czasach panowania Mieszka I właśnie.

Być może niektórzy z Was mają mieszane uczucia po lekturze dwóch powyżej pokrótce opisanych pierwszych cudów z historii Polski. Czy macie ochotę włożyć je między dynastyczne piastowskie bajki? Można łatwo ulec takiej pokusie, ale hola, hola, nie tak szybko :) Popatrzcie, co w tej kwestii miał do powiedzenia Kazimierz Jasiński w Rodowodzie pierwszych Piastów: „Przekaz Galla o Piastach przedmieszkowych zasługuje na zaufanie aż z kilku względów:

  1. intencją kronikarza właśnie w tym fragmencie jego relacji było przekazanie wiadomości, które uważał za prawdziwe, zaczerpnięte z wiernej pamięci (info w nawiasie pisze Biblia i Historia :) fragment Kroniki: „Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa (chodzi o legendę poświęconą królowi Popielowi), a wspomniawszy ich tylko pokrótce, przejdźmy do głoszenia tych spraw, które utrwaliła wierna pamięć”; (przyznam, że w trakcie lektury Korniki ten tekst dał mi do myślenia...),
  2. wiadomości te przechowały się w tradycji dynastycznej przywiązującej dużą wagę do początków dynastii,
  3. treść "trzeciej opowieści" nie zawiera elementów legendarnych (baśniowych), przy czym nie do przyjęcia jest zarzut zmyślenia występujących w niej imion,
  4. lista imion u Galla znajduje poparcie poprzez porównanie jej z podobnymi listami książąt ruskich i czeskich Przemyślidów oraz
  5. autentyczność listy Gallowej potwierdzają wyniki badań nad początkami państwa polskiego, wykazujące, że nie sięgają one dopiero panowania Mieszka I” (i jeszcze jedna dygresja od Biblii i Historii: czyli Mieszko nie urwał się z choinki albo raczej drzewa w pogańskim gaju lub, jak wielu spekuluje, skandynawskiego drzewa, ale istnieli jego słowiańscy przodkowie, którzy stworzyli podwaliny jego państwa – Polski).

Jeśli nawet powyższe treści Was nie przekonują przyznacie, że każda, nawet nieprawdziwa historia, najczęściej niesie z sobą jakiś morał. Osobiście uważam, że Gall wcale nie nazmyślał tak wiele, jak mogłoby się wydawać, ale bazował na ustnych przekazach, które były ugruntowane w świadomości ludzi mu współczesnych, przynajmniej jeśli chodzi o sedno przekazu. I w tym kontekście może nie do końca jest ważne czy rzeczywiście do domu Piasta przybyło dwóch, trzech czy dziesięciu przybyszów i czy Mieszko rzeczywiście 7, a nie przykładowo 9 lat był ślepy. Tu może chodzić o coś znacznie ważniejszego, co trzeba uznać za naukę płynącą z dzisiejszego naszego szczególnego spotkania.

Jak porównamy sobie słowa Pana Jezusa, które wspomniałem poprzednim razem („Polskę szczególnie umiłowałem”) z cudownymi wydarzeniami z pradziejów Polski, wszystko składa nam się w ciekawą całość. Może to właśnie nie Gallowe bajania, ale Boża Opatrzność stoi u początku niezwykłych wydarzeń zanotowanych w Kronice? Na dodatek, o czym też wcześniej sobie mówiliśmy, wiele także logicznych argumentów zdaje się nie zaprzeczać, a może nawet potwierdzać wiarygodność tekstu Galla Anonima.

Na koniec przywołam jeszcze dwie kwestie z książki Aleksandry Polewskiej. Jedna dotyczy spostrzeżenia autorki. Otóż jej zdaniem Gallowe opowieści o przodkach Mieszka wbrew pozorom nie brzmią aż tak bardzo fantastycznie, jak było to w przypadku wielu prahistorii innych narodów czy dynastii. Tak w ogóle to Gall wcale nie wygląda na bajkopisarza, ale właśnie kronikarza, bo bez zbędnych fantastycznych fajerwerków pisze o kolejnych wydarzeniach. Dlaczego do Piasta nie mogli przybyć dwaj przybysze? Dlaczego Mieszko nie mógł urodzić się ślepy? Co do myszy i Popiela sam Gall wyraźnie zaznacza, że w tym przypadku jest to legenda.

Druga kwestia odnosi się do imienia Mieszka, w którym niektórzy upatrują nawiązanie do jego dziecięcej ślepoty. W takim wypadku imię pierwszego historycznego władcy Polski wywodziłoby się od starosłowiańskiego Mieżka (po łacinie Mesco)– ślepiec. Te teorię postulował swego czasu Andrzej Bańkowski.



"Z głębi dziejów, z krain mrocznych, Puszcz odwiecznych, pól i stepów, Nasz rodowód, nasz początek..."

Cała sprawa polega więc na tym, żeby z pozornie zwyczajnych zdarzeń wydobyć morał, a nawet doszukać się Bożej, cudownej interwencji, za których prawdziwością również ja się opowiadam. Oczywiście potrzeba tu minimum wiary, choć nie ma obowiązku w te cuda i dziwy wierzyć. Myślę jednak, że szkoda, bo istnieje zadziwiająco wiele faktów i argumentów całkiem nawet logicznych jak widać. Kliknijcie sobie jeszcze w link i zobaczcie, że cuda ciągle się dzieją. Dlaczego zatem nie mogły się wydarzyć wtedy, ponad 1100 lat temu?


Jeśli macie ochotę posiedzieć jeszcze w tematyce kronikarskiej, odsyłam do wpisu poświęconego Mistrzowi Wincentemu, zwanemu Kadłubkiem. To może być całkiem interesujący dodatek do naszego dzisiejszego spotkania, zwłaszcza dla tych, którzy uparcie uważają opowieści Gallowe tylko i wyłącznie za bajki ;). A już w jedną ze śród marcowych (najprawdopodobniej drugą) zapraszam na trzecią część serii „100+ Cudowna historia Polski”.


Bibliografia wpisu:
  1. Kazimierz Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, 1992, s. 46-47;
  2. Kronika Galla Anonima;
  3. wikipedia.pl (wiem, że dla wielu to niezbyt profesjonalne źródło wiedzy; pewnie jest w tym sporo prawdy, są lepsze źródła ;), jednak wikipedia jest znakomitym uzupełnieniem wiedzy; można sobie coś tam na szybko znaleźć i potem pogłębić wiedzę z innych źródeł, choćby i tych książkowych, które podaje również sama wikipedia; dlatego nie bójmy się wikipedii aż tak bardzo :) tylko po prostu korzystajmy z niej z głową)

środa, 7 lutego 2018

#23 Historia nauczycielką życia | Lutowe nauki

    Było to w lutym...

Chociaż luty liczy sobie tylko 28 dni, z wyjątkiem rzecz jasna tzw. lat przestępnych, może poszczycić się bogatą listą interesujących wydarzeń, które właśnie w nim miały miejsce. Przyznam szczerze, że przygotowując się do napisania tego tekstu miałem problem bogactwa, a jak wiecie, od stycznia br. (od początku drugiego sezonu bloga) posty poświęcone rocznicom szczegółowiej traktują nie o 20 jak dawniej, lecz 10 wydarzeniach; do nich też staram się zaproponować krótkie nauki, jakie możemy z nich wydobyć. Pozwalam sobie jednak wypisywać dodatkowo także kilka (czasem kilkanaście, może zdarzyć się i więcej :) zdarzeń), o których też powinniśmy lub możemy pamiętać.



Już bez zbędnych wstępów przejdźmy do rzeczonych rocznic.

5 rocznic, o których musimy/powinniśmy pamiętać:
  1. 2 lutego 1943 r. (w 2018 r. przypada 75 rocznica wydarzenia) – Tego dnia zakończyła się bitwa stalingradzka (zwana też bitwą nad Wołgą), bezsprzecznie jedna z najważniejszych bitew II wojny światowej i jedna z najbardziej krwawych w historii świata. Prące na Wschód siły niemieckie zostały zatrzymane, a następnie odparte i pokonane przez sowietów, co było niezwykle istotnym ciągiem zdarzeń w dziejach całej wojny. Szacuje się, że w tej operacji zginęło ponad 1,5 miliona ludzi.
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Jeden z niemieckich żołnierzy biorących udział w bitwie stalingradzkiej pisał do żony: „Kochana Helgo! Wiesz dobrze, że bałem się Wschodu. Padamy tu jak muchy. Nikogo to nie obchodzi, poległych się nie grzebie. Bez rąk, bez nóg, bez oczu, z rozwalonymi brzuchami, leżą wszędzie wokoło”. Ubolewam nad tym, że niektórzy widzą w średniowieczu synonim zacofania i ciemnoty. To okrutnie niesprawiedliwe! Wtedy jednak na ogół obowiązywał kodeks rycerski. Rycerze się bili, ale przynajmniej na logicznych zasadach. A w XX w. co? W dobie postępu, a jednak skala zacofania moralnego sięgnęła zenitu. Czasami lepiej być „zacofanym”, żeby w gruncie rzeczy być prawdziwie nowoczesnym...
  2. 8 lutego 1296 r. (722 rocznica) – Zamordowano króla Polski Przemysła II, potomka Mieszka III Starego i ostatniego przedstawiciela męskiego Piastów wielkopolskich. Najczęściej podaje się, że za tym wydarzeniem stali Brandenburczycy oraz Nałęczowie i Zarembowie.
    Nauka: Lubicie tzw. historię alternatywną? Co by było np. gdyby Przemysła II nie zamordowano? Czy Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki byliby królami? Czy powstałaby „Korona królów” ;) Historia alternatywna historycznym science fiction?
  3. 11 lutego 1858 r. (160 rocznica) – Miało miejsce pierwsze objawienie Matki Bożej w Lourdes św. Bernadecie Soubirous w Grocie Massabielle.
    Nauka: Kiedyś pisałem już o Cova da Iria. Lourdes było wcześniej. Może ktoś uważa, że wiara w te wszystkie nadprzyrodzone zjawiska, te objawienia jest absurdem, przejawem szaleństwa. A może trzeba spojrzeć na to inaczej; a może wiara opiera się na bardziej logicznych przesłankach niż nam się wydaje. A może czymś niepoważnym jest zaprzeczanie oczywistościom, takim, jakie choćby wyłaniają się z historii autentycznych objawień, także i tego w Lourdes?
  4. 14 lutego 1942 r. (76 rocznica) – Przemianowano Związek Walki Zbrojnej w Armię Krajową.
    Nauka: „Armia Krajowa to fenomen w polskiej historii, który powinniśmy rozpoznawać nie tylko my, Polacy, ale mówić o AK powinniśmy na arenie międzynarodowej, ponieważ Europa nadal żyje w cieniu II wojny światowej” – to opinia prof. Jana Żaryna. Szczególnie 14 lutego pamiętajmy o AK i wkładzie jej przedstawicieli w dzieje naszej Ojczyzny.
  5. 19 lutego 1846 r. (172 rocznica) – W Galicji Zachodniej wybuchła tzw. rabacja galicyjska.
    Nauka: Chłopi, podburzeni przez okupanta, wystąpili przeciwko szlachcie, mieszczanom i urzędnikom. Wydarzenia tamtych dni to bez wątpienia jedne z najtragiczniejszych momentów w naszych dziejach. Brat zabijał brata... Na skutek różnorodnych czynników świadomość narodowa wśród chłopów polskich była nierzadko bardzo ograniczona. Musiało upłynąć wiele lat, żeby to zaczęło się zmieniać. Ale jest to już temat na inną opowieść.

„Rzeź galicyjska”, Jan Nepomucen Lewicki
źródło: wikipedia

Pamiętajmy też m.in. o: 1 lutego 1411 r. – I pokój toruński;
1 lutego 2003 r. – Awaria i zniszczenie wahadłowca Columbia (śmierć siedmioosobowej załogi);
6 lutego 1958 r. – Katastrofa lotnicza, w wyniku której zginęło m.in. ośmiu piłkarzy Manchesteru United;
8 lutego 1863 r. – Konwencja Alvenslebena (porozumienie prusko-rosyjskie przeciw powstaniu styczniowemu);
9 lutego 1943 r. – Pierwsza masowa zbrodnia UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) na ludności polskiej;
10 lutego 1940 r. – Pierwsze deportacje Polaków na Sybir;
21 lutego 1916 r. – Rozpoczęła się bitwa pod Verdun, jedna z najbardziej krwawych w dziejach świata;
22 lutego 1848 r. – Początek Wiosny Ludów: wybuch rewolucji lutowej we Francji;
23 lutego 1998 r. – Ratyfikacja konkordatu między Watykanem i Polską;
24 lutego 1953 r. – Zgładzenie gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”;

5 rocznic, o których możemy pamiętać:
  1. 1 lutego 1893 r. (w 2018 r. przypada 125 rocznica wydarzenia) – W West Orange (stan New Jersey) powstało pierwsze na świecie komercyjne studio filmowe (na terenie laboratoriów Thomasa Alvy Edisona). Nazwano je „Black Maria” (Czarna Maria) w nawiązaniu do malowanych na czarno karetek więziennych. Studio pomalowano bowiem czarną farbą i było dość ciasne.
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Podobno nazwa „Black Maria” powstała w USA w XIX w.; wywodzi się od niejakiej Marii Lee – czarnoskórej kobiety, która „prowadziła pensjonat w Bostonie i pomagała policji w eskortowaniu pijanych i nieuporządkowanych klientów do więzienia” (źródło). Tak to już w historii nieraz jest, że tworzy się najróżniejsze nazwy i określenia nieraz dość oryginalne, czasami komicznie brzmiące, które są niczym przyprawy w nieraz bardzo niestrawnych daniach serwowanych przez dzieje. Czy wiecie o co chodzi np. z „Grubą Bertą” :) Napiszcie w komentarzach.
  2. 4 lutego 1943 r. (75 rocznica) – Przyszła na świat Wanda Rutkiewicz, polska alpinistka i himalaistka. Wsławiła się m.in. tym, że jako trzecia kobieta i pierwsza Europejka zdobyła Mount Everest, a jako pierwsza kobieta weszła na K2. Ciekawostką jest, że stanęła na Mount Everest 16 października 1978 r., a zatem w dniu wyboru Karola Wojtyły na papieża.
    Nauka: Piękno historii – zbieżności dat, miejsc i wydarzeń, z których ślicznie utkane są dzieje.
  3. 8 lutego 2016 r. (2 rocznica) – Chiński Nowy Rok. Jest to data ruchoma, która w 2018 r, przypadnie 16 lutego.
    Nauka: Dla nas niby zwyczajna data, a dla Chińczyków rozpoczyna się nowy rok (choć oni oficjalnie używają już naszego kalendarza). Przy tej okazji nasunęła mi się taka refleksja dotycząca względności czasu. Każde, szczególnie ważne, wydarzenie opatrujemy datą i słusznie; żeby się nie pogubić i żeby się zorientować. Jest jednak wiele kalendarzy i sposobów mierzenia czasu; tymczasem jedno jest niezmienne: czas ucieka, wieczność czeka... O tym już kiedyś trochę pisałem.
  4. 13 lutego 1923 r. (95 rocznica) – Urodził się amerykański pilot doświadczalny Chuck Yeager – jako pierwszy człowiek przekroczył barierę dźwięku.
    Nauka: My ludzie przekraczamy wiele barier i bardzo dobrze, bo trzeba iść do przodu. Czy jednak jesteśmy gotowi na przekroczenie bariery, jaką jest śmierć; bo każdy ją musi przekroczyć... Co zrobić i jak się przygotować, żeby udało się ją szczęśliwie przebyć? Odpowiedzi udzielił Jezus z Nazaretu ok. 2 tys. lat temu. Może warto Go posłuchać?
  5. 14 lutego 2003 r. (15 rocznica) – Do krainy wiecznie zielonych pastwisk odeszła owca Dolly – pierwszy sklonowany ssak.
    Nauka: Niby niepozorna owca, a jakże ważne było jej przyjście na świat i życie. Mimo wszystko... to przegięcie. Jej historia i życie kilku innych zwierząt-klonów, które rodziły się najczęściej chore, uczy, że człowiek powinien trzymać ręce z daleka od spraw typu klonowanie, a już szczególnie istot ludzkich. Z jednej strony zabijanie dzieci nienarodzonych, a z drugiej klonowanie człowieka – tego zła byłoby już stanowczo zbyt wiele.

Można też pamiętać m.in. o: 2 lutego – Dzień Świstka (USA i Kanada);
2 lutego 1918 r. – Śmierć Johna L. Sullivana; uznaje się go za pierwszego mistrza świata wagi ciężkiej w boksie zawodowym;
5 lutego 1843 r. – Pierwszy raz widziano na niebie Wielką Kometę Marcową 1843;
7 lutego 1878 r. – Zmarł papież Pius IX. Jego pontyfikat trwał 31 lat, 7 miesięcy i 21 dni (11559 dni). Poza św. Piotrem to najdłuższy pontyfikat w historii.
13 lutego 1998 r. – Zakończyła się produkcja samochodów „Żuk”;
15 lutego 1933 r. – Nieudana próba zamachu na prezydenta Franklina Delano Roosvelta, której podjął się Giuseppe Zangara. Śmiertelnie ranił jednak burmistrza Chicago Antona Cermaka;
16 lutego 1923 r. – Otwarcie grobu Tutanchamona przez Howarda Cartera i Lorda Carnarvona;
21 lutego 1848 r. – Marx i Engels opublikowali „Manifest komunistyczny”;
26 lutego 1993 r. – Pierwszy zamach na World Trade Center;
28 lutego 2013 r. – Papież Benedykt XVI przeszedł na emeryturę, co zapowiedział 11 lutego tamtego roku



Dziękuję za uwagę i zapraszam już za tydzień na drugi wpis ze specjalnej blogowej miniserii „100+ Cudowna historia Polski”. Szczegóły we wpisie wprowadzającym. Najserdeczniej zapraszam!
Pozdrawiam i życzę udanego ostatniego tygodnia karnawału.


PS, czyli Prośba Serdeczna :) Nie zapominajcie, że możecie mnie znacznie wesprzeć nie wydając ani grosza! Wystarczy, że przeczytacie mój tekst na Blasting News (oto on: http://pl.blastingnews.com/felietony/2018/01/swiety-mikolaj-jednak-istnial-brytyjscy-naukowcy-przeprowadzili-ciekawe-badania-002292199.html) i udostępnicie go w Sieci. Akcja jest ważna do 16 lutego. Z góry (i z Góry :) wielkie dzięki!


Bibliografia wpisu: