środa, 29 listopada 2017

#13 Historia nauczycielką życia | Powstawać czy leżeć?

    O odwiecznym polskim dylemacie: Czy powstania miały sens?

Wybuchło. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. „Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów” – tymi słowami podporucznik Piotr Wysocki miał zachęcić kadetów warszawskiej Szkoły Podchorążych Piechoty w Łazienkach do rozpoczęcia powstania, które przeszło do historii jako powstanie listopadowe. Tym samym przerwał odbywające się właśnie zajęcia z taktyki, wyprowadzając ich pod pomnik króla Jana III Sobieskiego. Grupa ruszyła na Belweder w celu pojmania Wielkiego Księcia Konstantego, namiestnika cara Mikołaja I, któremu ostatecznie udało się uciec.

Tyle na temat wybuchu powstania, pamiętnej Nocy Listopadowej. Myślę, że znamy te fakty dość dobrze; zwłaszcza ci, którzy interesują się historią, zapewne mogą wyrecytować te informacje obudzeni nagle w środku nocy. Pomyślałem sobie, że skoro ten wpis ma się pojawić w ostatnią środę listopada, akurat 29 dnia miesiąca, to niejako jestem zmuszony, będąc pod presją dziejów, żeby ten tekst, poświęcić powstaniu listopadowemu.



Polski Prometeusz, obraz Horace Verneta jako alegoria upadku powstania listopadowego;
źródło: Horace Vernet - http://www.varvar.ru/arhiv/gallery/romantism/vernet/vernet3.html, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3524441

Na temat wydarzeń tamtych lat 1830-1831 bardzo wiele już napisano i powiedziano. Można by je analizować z przeróżnych punktów widzenia, jak choćby pod kątem przyczyn ich wybuchu, przebiegu, skutków, sukcesów i błędów po polskiej stronie, itd. Na dodatek namnożyło się mnóstwo odmian „gdybologii”, która proponuje alternatywne wizje tegoż powstania, których główny nurt prowadzi do wniosku, że można to było wygrać, gdyby... No właśnie, gdyby... Gdybyśmy się nie bili, to... I wiele innych.

Ja dzisiaj chciałbym skupić się na jednej kwestii, być może kluczowej: Czy trzeba było to powstanie zaczynać? Może warto było zadbać o ocieplenie relacji z caratem, a wtedy kto wie: była szansa na poszerzanie autonomii w ramach imperium carów? Na dodatek przeciwnicy powstania podają przykłady Czechosłowacji i Wielkiego Księstwa Finlandii, które nie porywały się tak „chętnie” z szabelką do boju, a żyły sobie względnie spokojnie pod carskim berłem. Nie byli wolni zupełnie, ale przynajmniej nie wylewali hektolitrów krwi. Powstawać czy leżeć... pod powstańczym butem? Oto jest pytanie. A co Wy na to?

Na pierwszy rzut oka argumenty antypowstańcze, z których kilka powyżej wymieniłem, wydają się nie do odparcia bazując na realizmie politycznym. Przecież nie byliśmy potężniejsi od Niemiec ani Rosji, a tym bardziej od obu tych imperiów. Po co porywać się z motyką na księżyc?

Zauważmy jednak, w zgodzie z argumentacją za powstaniem, że taki tok rozumowania musi w konsekwencji w bliższej lub dalszej perspektywie prowadzić do poważnego osłabienia, a wreszcie utraty własnej tożsamości. Upływające lata działałyby na niekorzyść polskości. Pójście na układy z sąsiednimi mocarstwami nie było niczym innym jak zgodą na własne unicestwienie. Jak mówi prof. Andrzej Nowak (parafrazuję), Polska zawsze przeszkadzałaby potężnym sąsiadom i nie było żadnych szans na to, że w oparciu o współpracę z nimi, wybilibyśmy się na niepodległość. Skazalibyśmy się nieuchronnie na wieczne poddaństwo i życie w roli poddanych, kłaniających się możnym panom.

A co z przypadkami Finów i Czechów? Tutaj także powołam się na argumenty mojego idola historycznego prof. Nowaka, niedawno wspomnianego, oraz prof. Władysława Zajewskiego, które są do siebie bardzo podobne w swej istocie. Otóż Polacy XIX w. nie mogli wzorować się na Finach w aspekcie państwowości i stosunku do caratu. Wielkie Księstwo Finlandii, istniejące w latach 1809-1917, ze względu na poważny deficyt elit nie było w stanie zorganizować powstania. Poza tym Finowie nie mogli poszczycić się tak bogatą przeszłością i tradycjami narodowymi jak Polacy, którzy przecież wiedzieli już, co to znaczy być mocarstwem. I wreszcie argument kluczowy: położenie geopolityczne Finlandii nijak się miało do pozycji Polski. Ci pierwsi stanowili tylko element peryferii caratu, natomiast jak to już po części sobie powiedzieliśmy, Polacy narażeni byli na ciągłe przejawy wrogości ze strony potężnych sąsiadów, pośrodku których dane nam było istnieć na mapie dziejów. Co więcej, Finowie byli w orbicie wpływów przede wszystkim rosyjskich, natomiast Polacy mieli ten „zaszczyt”, że interesowali się nimi aż trzej mniej lub bardziej, ale potężni, sąsiedzi.

W zasadzie podobne argumenty można przytoczyć w stosunku do Czechów, którzy na skutek głównie bitwy pod Białą Górą z 1620 r. również utracili szlachtę, a zatem kwestia organizacji skutecznych powstań nie do końca wchodziła w grę. Poza tym Czesi egzystowali w jednym tylko zaborze – austriackim, który w latach 60. XIX w. stał się stosunkowo łagodny i chociażby perspektywa wywózki na Sybir nie śniła się Czechom po nocach.

Na koniec wpisu tradycyjnie przychodzi czas na wydobycie nauki z tego, o czym sobie do tej pory mówiliśmy: Jak wynika z naszych rozważań, porównywanie sytuacji Polski do Czech i Finlandii jest nie na miejscu. Szczególnie istotny jest czynnik położenia geopolitycznego tych narodów. Kto go nie rozumie, może ulec racjonalnemu, lecz bardzo zdradliwemu potępianiu organizacji powstań. Historia uczy nas, że racjonalizm, może nieco paradoksalnie, nie zawsze jest właściwą drogą do interpretacji i kreowania różnorodnych działań. Nierzadko poświęcenie i porywanie się na wydawałoby się niemożliwe, prędzej czy później okazuje się postępowaniem najbardziej odpowiednim, które przynosi wyśnione owoce, choć może nieraz okupione rozlewem krwi.



To tyle na dzisiaj i zarazem w listopadzie. Grudniowe rocznice z pewnych przyczyn ukażą się nie w pierwszą środę, ale w drugą środę miesiąca (13 grudnia – w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego :). Za tydzień mały prezent mikołajkowy, ale nie w środę, tylko we wtorek (5 grudnia :). Pozdrawiam Was ciepło i gorąco zachęcam do ustosunkowania się w komentarzach do powyższych rozważań i wypowiedzenia się w kwestii zasadności organizowania powstań. Trzymajcie się ciepło.


Bibliografia wpisu:

  1. Powstanie listopadowe – klęska na własne życzenie, https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/988945,Powstanie-listopadowe–kleska-na-wlasne-zyczenie (korzystałem z tego artykułu, ale w momencie ostatecznej edycji wpisu nie mogłem się już tam dostać; nie wiem, co się stało, ale może Wy już możecie tam wejść);
  2. Prof. Andrzej Nowak – Bić się czy nie bić: spór o polskie powstania (cykl Węzły polskiej pamięci), https://www.youtube.com/watch?v=Vv5Y43rsaCo (szczególnie polecam; bardzo lubię ten cykl i bardzo cenię prof. A. Nowaka);
  3. Zajewski: Polska nie mogła naśladować Finów czy Czechów, http://www.portal.arcana.pl/Zajewski-polska-nie-mogla-nasladowac-finow-czy-czechow,4391.html.

środa, 22 listopada 2017

#12 Historia nauczycielką życia | Jak cię widzą, tak cię piszą

    O tym, jak nieraz dziwne przydomki nosili władcy

25 listopada 1177 r. w bitwie pod Montgisard Saladyn (imię pełne: al-Malik an-Nasir Salah ad-Dunja wa-ad-Din Abu al-Muzaffar Jusuf ibn Ajjub ibn Szazi al-Kurdi; uff, prawda, że hardkor, a co dopiero zapis w oryginale...; jeśli jesteś uczniem, możesz zaskoczyć nauczyciela; a nuż wpadnie ci superocena :) został pokonany przez Baldwina Trędowatego i Renalda z Châtillon. Wbrew pozorom nie będziemy dzisiaj zagłębiać się w szczegóły tej bitwy, ale zbliżającą się 840 rocznicę tego wydarzenia wybrałem jako pretekst do nieco luźniejszego pochylenia się nad historią, jak to zazwyczaj pod koniec miesiąca bywało, choć sama bitwa była wydarzeniem nader poważnym i wielce efektownym, jako że chrześcijańskie wojska rozbiły o wiele liczniejsze zastępy egipskie. Nie zabraknie jednak całkiem poważnych morałów. Witam Was zatem, moi Drodzy, i zapraszam na środę z Historią nauczycielką życia, a tym razem pogadamy sobie trochę o... królewskich przydomkach.



Nawet osoby mniej zorientowane w historii i nie bardzo się nią pasjonujące, na pewno spotkały się z wieloma przydomkami średniowiecznych władców, bo na takich się dzisiaj skupimy, choć z małym wyjątkiem :) Jedne z nich nas zachwycają, a inne bawią do rozpuku. Skąd się w ogóle wzięły? Poniekąd stąd, iż często działała zasada obowiązująca niejednokrotnie na kolonii czy obozie: królowie i lud, niczym dzieci, zyskiwali ksywy pochodzące często od jakiejś fizycznej ułomności czy przykrej tudzież dominującej cechy charakteru. Przydomki rodziły się też na skutek zwycięskich bitew czy cech wielce chwalebnych. Inna przyczyna była prozaiczna: w tamtych czasach nie było nazwisk, a zatem taki przydomek znakomicie określał jaśnie panującego. Ważne jest też to, że wiele przydomków rodziło się dopiero po śmierci ich adresatów. O tych i innych kwestiach mówił historyk Łukasz Przybyłek (link macie w bibliografii; to ten z Polskiego Radia). Dość gadania, czas na przykłady. Poniżej znajduje się lista 5, moim zdaniem najdziwniejszych przydomków. To oczywiście wykaz bardzo subiektywny. Nadmienię jeszcze, że wspomniany we wstępie Baldwin rzeczywiście od małego cierpiał na trąd. Na koniec odniosę się do tego w stosownej nauce.

Ranking:
  1. Konstantyn V Kopronim (718-775) – Przydomek tego bizantyjskiego władcy na pierwszy rzut oka jest całkiem okej. Problem powstaje wtedy, gdy wczytamy się w brzmienie greckie: kopros – łajno i onoma – imię... Taką ksywę nadali mu nieprzychylni ikonoklastom (obrazoburcom, czyli opowiadającym się za niszczeniem wizerunków Boga i świętych) historycy.
  2. Kaligula (właściwie Gaius Iulius Caesar Augustus Germanicus; 12-41) – To właśnie ten wyjątek spoza średniowiecza :) Ten cesarz rzymski, na temat którego można przeczytać i usłyszeć bardzo wiele paskudnych opinii miał w gruncie rzeczy całkiem słodki przydomek, czyli Kaligula: w zasadzie pierwsze dwa lata swojego życia przyszły cesarz spędzał najczęściej wśród żołnierzy, u boku swego ojca Germanika, którzy bardzo go lubili. Sporządzono mu podobno miniaturowy strój legionowy, w tym małe buciki, sandałki – caligulae. Rodzice przyszłego cesarza również tak go zaczęli określać i został Kaligulą – Małym Bucikiem ;)
  3. Bolesław II Rogatka (lub Łysy, Srogi, Cudaczny; 1220/1225-1278) – Jest i polski wątek, moim zdaniem książę Bolesław wymiata jeśli chodzi o dziwne przydomki naszych władców ;). Ten najstarszy wnuk św. Jadwigi Śląskiej i pierworodny syn Henryka Pobożnego był podobno zwolennikiem uciech światowych, był zuchwały i porywczy. Przez wiele lat toczył spory z młodszymi braćmi. Na swoim koncie miał też zatarg z biskupem Tomaszem i porwanie swojego młodszego brata Henryka IV Probusa.
  4. Ragnar Lodbrok, czyli Ragnar Włochate Portki lub Ragnar Włochate Gacie (?-przed 865) – postać niemal legendarna, władca Danii. Podobno miał na sobie ekstrawagancki futrzany strój, gdy ruszył na ratunek żonie. Owe włochate portki uchronić go miały przed jadem smoka.
  5. Władysław Odonic (lub też Plwacz; ok 1190-1239) – No proszę, jest i drugi polski akcent :). Był wnukiem Mieszka III Starego, synem Odona poznańskiego. Skąd ten drugi przydomek Plwacz? Nie wiadomo do końca. Może z powodu jakiejś choroby gardła lub suchot; ewentualnie mogło chodzić o złe maniery księcia...

Wilhelm z Tyru był pierwszą osobą, która dostrzegła u młodego Baldwina objawy trądu.;
źródło: Autor nieznany - mid-13th Century MS of the Estoire d'Eracles, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1553628

Gorąco zachęcam Was do prezentowania własnych rankingów przydomkowych w komentarzach.

Na koniec nauka lub raczej nauczka: Realia szkolne, ale nie tylko, obfitują w nadawanie przydomków. Warto pamiętać, że nie jest to tylko niewinną zabawą, ale bardzo często nieopaczne nazwanie kogoś, nawet po części uzasadnione, może poczynić wiele szkód. Co więcej, taka ksywa może być niczym znamię przypięte komuś na całe życie. Wspomniany król Baldwin IV Trędowaty był bardzo walecznym władcą, pomimo nieuleczalnej choroby, która stopniowo go wyniszczała. Myślę, że przyglądając się przydomkom postaci historycznych, a może przede wszystkim zbyt pochopnie operując na prawo i lewo w naszych środowiskach ksywami i przezwiskami, powinniśmy pamiętać, że za pozornie śmiesznym przydomkiem może kryć się poważne cierpienie lub przykrość.

Jeśli ewentualnie spodobał ci się ten tekst, możesz zerknąć do innych tego typu klikając w etykietę Ciekawostki-mininauki i nauczki.

Z kolei wszystkie do tej pory opublikowane wpisy znajdują się na liście wpisów.

Trzymajcie się zdrowo.


Bibliografia wpisu:
  1. Plątonogi, Krzywousty, Wstydliwy. Skąd się wzięły przydomki polskich władców?, http://natemat.pl/152883,platonogi-krzywousty-wstydliwy-skad-sie-wziely-przydomki-polskich-wladcow;

środa, 15 listopada 2017

#11 Historia nauczycielką życia | Wielki dług historii?

    O tym, że istnieją nie tylko długi ekonomiczne

Moi Drodzy, tak się składa, że drugi wpis z rzędu (pierwszy, jak może pamiętacie, dotyczył niepodległości #10) na tym blogu opatrzyłem tytułem, który kończy się znakiem zapytania. Nie chodzi tu tylko o zapowiedź rozważań historycznych, dzięki którym mamy nadzieję znaleźć odpowiedzi na ważne kwestie historyczne, lecz także jest to zachęta dla Was do zastanowienia się nad proponowanym zagadnieniem, do komentowania, do wnoszenia czegoś nowego od siebie, dla ubogacenia nas wszystkich. Jako że jutro, 16 listopada, przypada 485 rocznica bitwy pod Cajamarca pomiędzy hiszpańskimi konkwistadorami i Indianami, chciałbym dzisiaj pochylić się nad kwestią podbojów nowych ziem przez Europejczyków. Jak może pamiętacie, umieściłem to wydarzenie na mojej subiektywnej liście 5 najważniejszych rocznic listopadowych, we wpisie #9. Napisałem wtedy m.in. o spłacaniu wielkiego długu historii i chciałbym ten temat nieco rozwinąć.

Jak wspomniałem 16 listopada 1532 r. pod Cajamarca (miasto w Peru) starły się siły hiszpańskie, którymi dowodził słynny konkwistador Francisco Pizarro, w liczbie ok. 150 do 280 żołnierzy z siłami inkaskimi pod przywództwem Atahuaply, składającymi się z ok. 4 tys. (choć są tacy, którzy tę liczbę zwiększają nawet do 10 tys.) nieuzbrojonych, ale zaprawionych w bojach wojowników. Europejczycy posiadali podobno 3 działa. Nie trzeba być wielkim znawcą w dziedzinie wojskowości, żeby zauważyć ogromną przewagę Indian. Dużym plusem dla nich była też znajomość terenu; w końcu byli u siebie. Za to Hiszpanie niesłychanie górowali oczywiście pod względem uzbrojenia oraz posiadali w swoich szeregach konie, które potęgowały jeszcze majestat i splendor, jaki towarzyszył Europejczykom – postrzeganym jako mityczni bogowie.



I zaczęło się. I szybko się skończyło; walki trwały mniej niż pół godziny; tak przynajmniej twierdzą niektórzy... Podczas gdy życie straciły tysiące zmasakrowanych Inków, raptem podobno tylko dwóch Hiszpanów odniosło jakieś rany, w tym Pizarro, który, wedle zapisków wojennych Pedro Pizarro, kuzyna Francisco i uczestnika działań zbrojnych, chciał osłonić od ciosu Atahualpę, zapewne żeby ten mógł być wzięty do niewoli, a nie zabity. Historycy wspominają, że klęski Indian nie byli w stanie odwrócić nawet powracający wojownicy z głównej inkaskiej armii, których mogło być nawet do 80 tys. Bez pojmanego przez Hiszpanów wodza, niewiele mogli. Dodajmy, że pod koniec sierpnia 1533 r. Atahualpa został uduszony, pomimo ofiarowanych Europejczykom bogactw. Znów można wywęszyć pewien nietakt ze strony naszych przodków. Planowano nawet spalić go na stosie, ale przed śmiercią przyjął chrzest.

Domyślamy się zapewne, co przyczyniło się do klęski Indian: przewaga militarna Europejczyków, na dodatek niedoceniana przez Inków; trąbki zastosowane przez konkwistadorów i dzwonki przypięte do uprzęży i tak strasznych w oczach Indian koni, potęgowały wśród nich przerażenie; inkaskie siły, nieznające tej taktyki, wpadały także w zasadzki zastawione przez Hiszpanów; czary goryczy i pogromu dopełniło też chyba zjawisko tzw. samospełniającej się przepowiedni – Inkowie wszak wierzyli, że tajemniczy brodaci mężczyźni, zapowiadani w ich wierzeniach, mieli unicestwić imperium inkaskie; trudno jest walczyć, kiedy w głowie panuje tak brutalne przekonanie, że sytuacja jest przegrana niemal na wstępie.

Można by jeszcze zdecydowanie bardziej szczegółowo opisywać przygotowania i przebieg bitwy, ale w tym celu odsyłam Was do stosownych treści, choćby wymienionych w bibliografii. Wydaje mi się, że ważniejsze jest chyba jednak wyciągnięcie wspólnymi siłami wniosków i nauki wypływających z tamtych przykrych wydarzeń.

Otóż zagłębiając się nieco w wydarzenia związane z podbojem cywilizacji prekolumbijskich w Ameryce, ale i zapewne zdobywania przez Europę władzy w Afryce czy Australii, trudno się oprzeć wrażeniu, że mogło to wszystko potoczyć się zupełnie inaczej. Czy na pewno musiało zginąć tak wielu przedstawicieli rdzennej ludności? Rzecz jasna w bardzo wielu przypadkach pogromcami Indian byli nie tyle Europejczycy, co raczej przywleczone przez nich choroby, zabójcze dla cywilizacji nieeuropejskich. Jednakże krwawe pogromy czy śmierci autochtonów zmuszanych do pracy na plantacjach, obciążają już nasze europejskie sumienia.



Bitwa Inków z Hiszpanami;
źródło: By Lupo - Na Commons przeniesiono z en.wikipedia., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=474992

Wydaje się, że to, co w znacznym stopniu przyczyniło się do śmierci rzesz tubylców, należy nazwać pewnym imperializmem, pychą czy żądzą bogactw i władzy ze strony Europejczyków. Bardzo smutne jest również niezrozumienie wierzeń Inków czy innych ludów. Poniekąd można tłumaczyć konkwistadorów, którzy widząc krwawe rytuały tubylców mogli czuć strach i wstręt do kompletnie obcych im praktyk. Zgadzam się jednak z Wojciechem Cejrowskim, który w trakcie jednej ze swoich wypraw do Ameryki Południowej („Boso przez świat”) słusznie zauważył, że gdyby nasi przodkowie postarali się głębiej wejść w znaczenie tych z pozoru makabrycznych i dziwnych wierzeń, mogli tam odnaleźć wiele chrześcijańskich motywów. A zatem może to nie miecz, ale przykład życia i stopniowe nauczanie Ewangelii byłoby lepszym rozwiązaniem.

Wobec powyższego pragnę jednak wyraźnie podkreślić, że wszelkie ocenianie czegoś lub kogoś z perspektywy czasu ZAWSZE musi brać pod uwagę czas, jaki upłynął od tamtych wydarzeń. To nie jest bowiem tak, że Inkowie byli niewiniątkami, bo też różne sprawy mieli na sumieniu ani też nie jest tak, że wszyscy Europejczycy, konkwistadorzy, to w ogóle skończeni barbarzyńcy, bo przecież w gruncie rzeczy chcieli krzewić wiarę, a że wyszło jak wyszło, trudno to tak zupełnie jednoznacznie potępić, choć dziś takie negatywne stanowisko wobec tamtych przykrych wydarzeń jest jak najbardziej uzasadnione. Mimo to biorąc pod uwagę realia tamtej epoki i sposób przeżywania wiary i władzy, który w ciągu wieków podlega oczywiście pewnym modyfikacjom, trudno usprawiedliwić barbarzyńskie metody, jakie stosowali Europejczycy i występki, do których się posuwali.

Chciałbym zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie z historią taką puentą, nauką, która chyba dzisiaj zdecydowanie zbyt rzadko pojawia się na światowych salonach. Dobrze, że dyskutujemy o ekonomii, w tym o długach, zadłużeniu państw; ekonomia jest przecież bardzo ważną sfera życia; tak sobie jednak myślę i ta myśl powraca do mojej głowy od lat czy przypadkiem nie za mało uwagi poświęcamy długowi, który jest do końca niemierzalny i trudny do oszacowania; nazwałem go długiem historii. Co ze spuścizną epoki podbojów, kolonii, wyzysku i niewolnictwa? Czy wszystko jest już przebaczone i uregulowane? Pewnym przykładem takiego toku rozumowania są też głośne reparacje wojenne, a raczej ich brak, w stosunku do nas; a wiemy, że wielcy minionych lat często nas nie rozpieszczali... Bynajmniej nie chodzi tu o jakąkolwiek zawiść czy brak przebaczenia, bo przebaczenie musi być zawsze. Jednak co robimy i co robią inni, żeby uregulować to, co można nazwać ciemnymi plamami historii?

To tyle na dziś. Dzięki za wytrwałość ;) Odnieście się proszę, jeśli macie chwilę, do tych kwestii w komentarzach. Chyba są ważne, jak uważacie?

Trzymajcie się zdrowo mimo jesiennej pory :)


Bibliografia wpisu i propozycje do osobistej lektury:
  1. Magidowicz I. P.: Historia poznania Ameryki Środkowej i Południowej. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1979. ISBN 83-01-00101-1.
  2. Tarczyński A.: Historyczne Bitwy: Cajamarca 1532. Warszawa: Wydawnictwo Belllona, 2006. ISBN 83-11-10362-3.

środa, 8 listopada 2017

#10 Historia nauczycielką życia | Wszystkie drogi prowadzą do... niepodległości?

    Między innymi o tym czy umiemy się różnić


Kłaniam się drogim Czytelniczkom i szanownym Czytelnikom!

Tak się składa, że 11 listopada za pasem. Kolejne Święto Odzyskania Niepodległości zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze co prawda nie jest to 100 rocznica, ale mijające od tamtych pamiętnych wydarzeń 99 lat, skłania już nasze myśli ku przyszłorocznym uroczystościom. Pochylmy się (zwrot szczególnie rozpoznawalny na moim drugim blogu :) zatem dzisiaj nad 11 listopada i swoim zwyczajem wydobądźmy z tego jakieś nauki dla nas na najbliższe obchody, a może przede wszystkim na przyszłoroczne Święto.


Chciałbym Was, Kochani, zaprosić na początek do zapoznania się z kilkoma faktami (może nie do końca znanymi) tudzież rozważaniami na temat Święta Niepodległości, najważniejszego polskiego święta narodowego, a konkretnie jego daty; następnie zachęcę Was do zapoznania się w wolnym czasie z bardzo ciekawym dokumentem, a na koniec zaserwuję przykłady ciekawostek, dlatego myślę, że będzie choć trochę ciekawie :).

Zacznijmy od tego, dlaczego tak naprawdę wspominamy odzyskanie przez Polskę niepodległości akurat 11 listopada. Każdy, choć minimalnie dokształcony historycznie Polak chyba wie, że z tą niepodległością to nie było tak, że zniewolona Ojczyzna nagle zerwała kajdany i mogła odetchnąć wolnością. Po prostu trach-ciach i gotowe... W szkole uczyliśmy się, że 10 listopada 1918 r. przybył do Warszawy Józef Piłsudski, internowany dotychczas w magdeburskiej twierdzy. Dzień później Rada Regencyjna złożyła na jego ręce zwierzchnictwo i naczelne dowództwo nad Wojskiem Polskim. 12 listopada Piłsudskiemu powierzono misję tworzenia rządu narodowego. Z kolei 14 listopada Rada rozwiązała się i odtąd Naczelnik Wojska Polskiego miał w swoich rękach pełnię władzy w Królestwie Polskim piastowanej do tej pory właśnie przez Radę. Oczywiście Piłsudski zobowiązał się przekazać zyskaną władzę utworzonemu w niedalekiej przyszłości rządowi narodowemu. Co ciekawe, również 14 listopada Naczelnik wydał dekret, na mocy którego oficjalnie nazwa państwa uległa zmianie na Republikę Polską. Stąd wniosek, iż biorąc pod uwagę 11 listopada jako dzień wolności po 123 latach, trzeba przyznać, że przez 3 dni (od 11 do 14 listopada 1918 r.) Polska była jeszcze przynajmniej formalnie monarchią...

Wracając do tak powszechnie znanej i uznawanej dziś daty 11 listopada trzeba stwierdzić, że aż do 1937 r. przedstawiciele różnych opcji politycznych świętowali odzyskanie niepodległości w dogodnym dla siebie i wybranym terminie. Przywołajmy kilka przykładowych dat świętowania. I tak niepodległościowa lewica z PPS na czele opowiadała się przez długi czas za 7 listopada, kiedy to w Lublinie powstał Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Ignacym Daszyńskim na czele; kadencja rządu trwała zaledwie kilka dni, do 11 listopada. Monarchiści i konserwatyści świętowali 7 października, gdy Rada Regencyjna wypowiedziała posłuszeństwo państwom centralnym, ogłaszając wskrzeszenie wolnego Królestwa Polskiego. Dodajmy jeszcze, że endecja, której głównym ideologiem był, jak wiemy, Roman Dmowski, nie opowiadała się za żadną listopadową datą, a już na pewno nie mogła uznać 11 listopada, bo przecież za bardzo ta data związana była z Józefem Piłsudskim. A zatem jeśli dzisiaj narodowcy świętują 11 listopada, a tak w gruncie rzeczy jest, co przejawia się choćby w organizowanych Marszach Niepodległości, czynią coś, co przed wojną było nie do pomyślenia, żeby popierać tak mocno „piłsudczykowską” datę, kiedy właśnie świętowali zwolennicy Marszałka... Oprócz wspomnianych dat, można by też w zasadzie uznać za dzień odzyskania niepodległości 10, 12, a już szczególnie 14 listopada. Widzimy, że sprawa z niepodległością, tak mocno kojarzącą się nam dzisiaj z 11 listopada, wcale nie jest tak oczywista.

Odnotujmy jeszcze, że właśnie we wspomnianym uprzednio 1937 r., konkretnie 23 kwietnia, rząd sanacyjny oficjalnie „przyklepał” 11 listopada. Co również ważne, 11 listopada 1918 r. rozbrajano w stolicy niemiecki garnizon, a we Francji podpisano zawieszenie broni kończące morderczą wojnę. Tak więc ten 11 dzień 11 miesiąca był dość znaczący nie tylko dla Polski.

Nie jest moją intencją w tym miejscu szczegółowe śledzenie historii Święta Niepodległości. Ograniczmy się tylko do stwierdzenia, że jego losy w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej nie układały się zbyt kolorowo. Przykładowo po II wojnie światowej władze komunistyczne faworyzowały Narodowe Święto Odrodzenia Polski 22 lipca. 11 listopada ciągle trwał jednak żywo w pamięci społeczeństwa, choć jawne odwoływanie się do tej daty niejednokrotnie było surowo karane. Po 1989 r. 11 listopada oficjalnie wrócił do łask, ale mimo wszystko możemy się spierać czy po dziś dzień ta szczególna data jest w odpowiedni sposób zagospodarowana jeśli chodzi o swój patriotyczno-organizacyjny wymiar. Co z różnego typu ekscesami i sporami, jakie niestety często w kontekście 11 listopada się pojawiają?

Przyszedł czas na naukę płynącą z naszej dzisiejszej lekcji historii. Nasunęła mi się bowiem taka refleksja, takie spostrzeżenia, których punktem wyjścia jest mały spór o daty i ich niejednoznaczność, jeśli chodzi o odzyskanie niepodległości w przypadku różnych frakcji polityczno-ideologicznych. Chociaż początkowo nie było pełnej zgody co do konkretnej daty, to jednak różne środowiska doceniały fakt odrodzenia naszej Ojczyzny. W okresie walk o niepodległość odmienne frakcje (rzecz jasna nie wszystkie) dążyły do niepodległości, choć różnymi drogami. Tak sobie zatem myślę, że to bardzo ważna nauka dla nas, żyjących w XXI w. Wiadomo, że niemożliwe jest uzyskanie stanu (przynajmniej tu na ziemi), kiedy wszyscy będziemy myśleć tak samo i działać wedle jednego standardu. Nie znaczy to i zdecydowanie nie powinno znaczyć, że nie dążymy do podobnych wartości, można chyba powiedzieć, do jednej prawdy. Poniekąd chyba na tym polega demokracja. Może warto pomyśleć, w kontekście zbliżającego się 11 listopada jak to wygląda w naszym środowisku, tym bliższym i dalszym, i w Polsce jako całości. Czy rzeczywiście dążymy do tych samych wartości, tylko różnymi drogami? Czy to, do czego dążymy, jest rzeczywiście wartościowe i piękne? Czy może zależy nam tylko na dogryzaniu tym drugim, z innego obozu? Czy umiemy się owocnie różnić...


Teraz, zgodnie z zapowiedziami odsyłam Was do bardzo interesującego dokumentu, zatytułowanego: „Raport z badania zrealizowanego na potrzeby wieloletniego programu rządowego „Niepodległa””. Możecie tam poczytać m.in. o stosunku Polaków „do historii Polski, Święta Niepodległości, obchodzenia świąt państwowych i narodowych oraz patriotyzmu”. Myślę, że warto rzucić okiem przynajmniej na główne wnioski z tego badania płynące. Niech to będzie takim dopełnieniem naszej dzisiejszej nauki. Wspomnę tutaj tylko, że od lat duże zainteresowanie przeszłością deklaruje (tylko czy aż? :) 20% Polaków, natomiast średnie 43% (to chyba dość dużo...), a brak zainteresowania ok. 37% (stanowczo zbyt wiele!). W związku z tym, zwłaszcza drogie Miłośniczki, drodzy Miłośnicy historii i nie tylko, mamy dużo do zrobienia. I co, jak zapytał pewien jegomość, „pomożecie?” ;) A tak na poważne, przywołajmy słowa Józefa Piłsudskiego: „Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości”. Ja wychodzę z założenia, że historią nie musisz do końca się pasjonować (choć tak byłoby oczywiście najlepiej), ale bezwzględnie musisz ją szanować. Pozwólcie, że w tym miejscu poczynię małą aluzję do głośnej kwestii aborcji. Z aborcją jest trochę tak jak z przeszłością. Jeśli ktoś opowiada się za zabijaniem dzieci nienarodzonych, w rzeczywistości nie szanuje własnej przeszłości; więcej: kpi z niej. A gdyby to on był dzieckiem, które poddano by aborcji... To nie wszystko. Kto opowiada się za aborcją nie szanuje własnej przyszłości, bo jaką ma gwarancję, że nie poddadzą go kiedyś eutanazji. Kij ma zawsze dwa końce...

Na koniec zaserwuję kilka ciekawostek, tak dla rozluźnienia po poważniejszych rozważaniach. Nie wiem czy wiecie, że pierwszą polską miejscowością, która oficjalnie uzyskała niepodległość był Tarnów, leżący obecnie w województwie małopolskim. Czy słyszeliście o księciu Zdzisławie Lubomirskim? Jest on trochę zapomnianym bohaterem; 7 listopada 1918 r. pełnił urząd regenta i to z jego inicjatywy ogłoszono polską deklarację niepodległości. Co roku, punktualnie w samo południe 11 listopada, dokonuje się uroczysta zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Na świecie jest jeszcze przynajmniej jedno państwo, które świętuje niepodległość również 11 listopada. To Angola w Afryce. Odrodzenie Polski było też niewątpliwie bardzo ważnym wydarzeniem, częściowo zmieniającym układ sił w Europie. Dzień Niepodległości świętuje się przede wszystkim przez przyozdabianie pomników patriotycznych kwiatami i wywieszanie flag. A Ty, czy masz już flagę, którą zawiesisz 11 listopada?

Moi Drodzy, znowu planowałem napisać około 1 strony tekstu, a wyszło jak zazwyczaj więcej :) Mam nadzieję, że chociaż za bardzo Was nie znudziłem? Wybaczcie, pasja do historii często nie daje się zawrzeć na jednej stronie :) Zapraszam Was niezmiennie do komentowania, do polubienia Biblii i Historii w mediach społecznościowych, a nade wszystko do zaglądania na moje blogi. Może wypowiecie się na temat daty 11 listopada? Czy wolelibyście inną datę? Byłoby super, gdybyście napisali coś na temat tego, jak świętujecie i upamiętniacie Dzień Niepodległości. Zapraszam też do lektury poprzednich odcinków Historii na moim blogu.

Trzymajcie się. Pozdrawiam Was ciepło!


Bibliografia wpisu:
  1. Cytaty Józefa Piłsudskiego, http://lubimyczytac.pl/cytat/4537;
  2. DĄŻENIE DO NIEPODLEGŁOŚCI. RÓŻNE DROGI, JEDEN CEL, http://krakow.tvp.pl/27696912/dazenie-do-niepodleglosci-rozne-drogi-jeden-cel/;
  3. Narodowe Święto Niepodległości, http://poznajnieznane.pl/11-listopada/;

czwartek, 2 listopada 2017

#9 Historia nauczycielką życia | Listopadowe nauki

    Dawno temu (i całkiem niedawno) w listopadzie...

Witam Was, Kochani, w tym szczególnym dniu, jakim są Zaduszki. Spotykamy się tak trochę nietypowo, bo w czwartek, a nie w środę, ale jak zapowiadałem uprzednio, stało się tak z racji przypadającej wczoraj uroczystości Wszystkich Świętych.



Listopad to bez wątpienia miesiąc szczególny także z punktu widzenia historii. Bez zbyt obfitych wstępów przejdźmy naszym zwyczajem najpierw do 10 najważniejszych rocznic prezentowanych przez portal ciekawostkihistoryczne.pl. Do każdej z nich załączam oczywiście moje propozycje nauk z nich płynących. Co Wy na to?

  1. 7 listopada 1867 r. (w 2017 r. przypada 150 rocznica wydarzenia) – Przyszła na świat Maria Skłodowska-Curie. Chyba powszechnie wiemy, że ta genialna fizyczka i chemiczka była dwukrotną noblistką i pierwszą kobietą w tym zaszczytnym gronie. Czy jednak wiecie, że na początku XX w. wielu doszukiwało się jej rzekomo żydowskich korzeni, co dla jednych było powodem do chluby, a dla innych wstydliwą plamą na życiorysie? Koniec końców wyszło na to, że pani Maria była szlachcianką z dziada pradziada, a jej przodek, niejaki Jakub Skłodowski, podpisał elekcję króla Stanisława Leszczyńskiego w 1733 r.
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Abstrahując od jałowych i bezpodstawnych sporów na temat pochodzenia polskiej noblistki podsumujmy jej dokonania nieco lapidarnie, ale treściwie – kobieta potrafi!
  2. 10 listopada 1982 r. (35 rocznica) – Odszedł z tego świata Leonid Breżniew. Po pełnej boleści końcówce życia zmarł człowiek, który nie mógł już godnie reprezentować partii i ZSRR. Pod jego adresem pojawiały się ponoć żarty typu: przy życiu utrzymuje go tylko przetaczana nocami krew niemowląt. Później spekulowano, czy do śmierci czwartego sekretarza generalnego KPZR ktoś się przyczynił.
    Nauka: Jakie to smutne, że w dziejach świata było tak dużo intryg, zagmatwanych spraw i nagłych śmierci z niejasnych przyczyn. Optymiści mogą jedynie wyratować sprawę dość makabrycznym argumentem: zaistniało dzięki temu wiele pikantnych ciekawostek...
  3. 11 listopada 1918 r. (99 rocznica) – Tej daty chyba nie trzeba żadnemu Polakowi objaśniać.
    Nauka: Wiele uczy nas to wydarzenie, choćby tego, że warto czekać na ten Dzień i nigdy nie wolno wątpić. Jak dobrze przygotować się, bez sprzeczek i przepychanek, do przyszłorocznych obchodów 100 rocznicy?
  4. 16 listopada 1940 r. (77 rocznica) – Niemcy zamknęli i odizolowali od reszty miasta getto warszawskie. Warto poznać lepiej zapiski pamiętnikarskie dzieci i młodzieży żydowskiej, którzy uwiecznili wiele aspektów piekła na ziemi jakie tam się rozgrywało. Czy znacie na przykład Mary Berg i jej dziennik, obywatelkę USA, zmarłą w 2013 r.?
    Nauka: Jakże wielkim trzeba być człowiekiem, żeby zdobyć się na coś innego niż rozpacz, gdy przeżywa się wojenne dramaty...
  5. 18 listopada 1095 r. (922 rocznica) – W Clermont rozpoczął się słynny synod pod przewodnictwem Jego Świątobliwości Urbana II. To wtedy podjęto decyzję o pierwszej wyprawie krzyżowej do Ziemi Świętej. Wtedy również wyklęto króla Filipa I za bigamię.
    Nauka: Czy stać by nas było dzisiaj na taki zbrojny zryw w obronie tego co święte i ważne?
  6. 20 listopada 1648 r. (369 rocznica) – Królem Polski został Jan II Kazimierz Waza. Nie wszyscy może jednak wiemy, że młodość króla nie należała do zbytnio spokojnych. Przeżył nawet aresztowanie we Francji (zarzucano mu szpiegostwo).
    Nauka: Przychodzi taki czas w życiu człowieka, gdy trzeba porzucić młodzieńcze czasy i nieco poukładać rozbiegane sprawy.
  7. 22 (lub 23) listopada 1927 r. (90 rocznica) – Zakończyła żywot Kasztanka Józefa Piłsudskiego. Ta klacz była prawdziwą przyjaciółką Marszałka i wierną towarzyszką m.in. na szlaku bojowym.
    Nauka: W historii nie brakowało słynnych przedstawicieli świata zwierząt. Warto wspomnieć też choćby niedźwiadka Wojtka (brał udział np. w bitwie o Monte Cassino) czy konia Aleksandra Macedońskiego – Bucefała. Warto czasami poświęcić im kilka ciepłych zdań w historycznych rozważaniach, bez ich przesadnego gloryfikowania i uczłowieczania.
  8. 25 listopada 1901 r. (116 rocznica) – Bestialsko pobito żebraka Iwana Karczmarczyka. Sprawców czynu skazano na kilkudniowy areszt. Tłumaczyli się oni tym, że Iwan był w rzeczywistości... wilkołakiem i dlatego wymierzyli mu sprawiedliwość.
    Nauka: Historia świata obfituje w niesamowite historie, dziwne stwory, zjawy i duchy. Nie wnikając w prawdziwość różnych opowieści i patrząc na nie z przymrużeniem oka, trzeba przyznać, że podobnie jak wspomniane wcześniej intrygi i zabójstwa, dostarczają one do historii dozę pikanterii...
  9. 26 listopada 1951 r. (66 rocznica) – Doszło do raczej słynnej korekty terytorialnej między Polską i ZSRR. Rosjanie dostali bogate w węgiel „kolano Bugu”, a my kawałek Bieszczad bogaty... w piękne widoki.
    Nauka: Historia dostarcza liczne przykłady zdarzeń, kiedy ekonomia liczy się mniej niż wartości niematerialne. I to bardzo dobrze. Czy takim przykładem jest powyższa korekta granic? Możecie wypowiedzieć się w komentarzach :)
  10. 29 listopada 1314 r. (703 rocznica) – Zmarł król Francji Filip IV Piękny. Niedługo potem odeszli też jego syn i wnuk. Nieco wcześniej pożegnał się z tym światem papież Klemens V. Co rzekomo łączy te zgony? Podobno klątwa niejakiego Jakuba de Molaya – wielkiego mistrza zakonu templariuszy.
    Nauka: Historia zna przykłady rzekomych klątw i uroków, które również często dodają pewnej pikanterii i tajemniczości codziennej historycznej rutynie. Czy trzeba w to wierzyć? Osobiście myślę, że działanie zła może wyrządzać poważne szkody, jeśli człowiek życzy komuś źle i przeklina. Nie jest to ujęcie stricte pogańskie czy zabobonne, dlatego też życie blisko Boga chroni przed diabelskimi psikusami. Co Wy na to?
Więcej o powyższych wydarzeniach możecie poczytać na stronie Ciekawostki historyczne (źródło: link).



Teraz zapraszam do lektury 5 subiektywnych rocznic, które moim zdaniem śmiało mogą kandydować do najważniejszych w listopadzie, a które nie zostały zawarte w powyższym wykazie.

  1. 5 listopada 1916 r. (w 2017 r. przypada 101 rocznica wydarzenia) – Wydano manifest w imieniu cesarzy Niemiec i Austro-Węgier skierowany do społeczeństwa polskiego. Często nazywany jest pierwszym (istotniejszym) krokiem do wolności i niepodległości Polski.
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Chociaż trudno do końca uwierzyć w stuprocentowo czyste intencje zaborców, „pragnących” wolnej Polski, to jednak niewątpliwie to wydarzenia pociągnęło za sobą szereg korzystnych zjawisk i realnie otwierało szanse Polaków na wybicie się na niepodległość. Czego uczy nas to wydarzenie? No, choćby tego, że zawsze warto wierzyć i czekać, bo nadzieja na sukces może nagle się pojawić. Jeżeli cel jest szczytny, a takim jest niepodległość, trzeba zrobić wszystko, żeby ją wykorzystać.
  2. 6 listopada 1657 r. (360 rocznica) – Podpisano traktaty welawsko-bydgoskie, na mocy których zniesiono lenną zależność Prus Książęcych od Polski. To zdarzenie niektórzy nazywają największą porażką dyplomatyczną I Rzeczypospolitej. Tak czy inaczej faktem jest, że owe traktaty walnie przyczyniły się do powstania Królestwa Pruskiego niecałe pół wieku później. Również 6 listopada, tyle że 1917 r., o godzinie 21:40 rozpoczęła się rewolucja październikowa (wystrzał z krążownika Aurora, ale o tym wydarzeniu pisałem już w październiku; pamiętajmy o różnych kalendarzach, stąd rewolucja październikowa w listopadzie ;)
    Nauka: Czasami może z pozoru błahe sprawy i nie do końca kluczowe, mogą okazać się nader brzemienne w skutkach. Tego też uczy nas historia.
  3. 16 listopada 1532 r. (485 rocznica) – Franciszek Pizarro i inni konkwistadorzy wymordowali kilka tysięcy Inków, a króla Atahualpę uwięzili. Do zdarzenia doszło w Cajamarca.
    Nauka: To pewnie jedna z najbardziej wstydliwych kart historii, przynajmniej dla naszej cywilizacji. W historii trzeba pamiętać to co chwalebne, ale i nie wolno zamiatać pod dywan tych momentów mniej pozytywnych... Czy spłaciliśmy już wielki dług historii zaciągnięty przez naszych przodków?
  4. 28 listopada 1627 r. (390 rocznica) – Zwycięska bitwa morska pod Oliwą. Polacy pokonali Szwedów. Szkoda, że to jedyna taka wiktoria morska w naszej nowożytnej historii...
    Nauka: Czy Polacy nie umieją się bić na wodzie? Niezupełnie... Może nie byliśmy nigdy potęgą morską (patrz: Wielka Brytania), ale swój moment (chociaż tylko czysto prestiżowo-propagandowy) mieliśmy.
  5. 29/30 listopada 1830 r. (187 rocznica) – Wybuchło powstanie listopadowe.
    Nauka: Czy warto było organizować powstania i ciągle przegrywać? Czy to wszystko miało jakikolwiek sens? Czy nie lepiej było nauczyć się żyć spokojnie pod zaborczym czy okupacyjnym butem? Myślę, że warto było walczyć. A Wy co sądzicie?

Na koniec jak zwykle 5 wybranych rocznic, niejednokrotnie z przymrużeniem oka ;)

  1. 1 listopada 1897 r. (w 2017 r. przypada 120 rocznica wydarzenia) – W Turynie grupa licealistów powołała do istnienia klub piłkarski Juventus F.C. Wiemy chyba, jaką markę w historii sportu stanowi ta drużyna.
    Proponowana przeze mnie nauka z wydarzenia: Wiem, że kibice Juventusu czytający ten tekst wpisaliby zapewne to zdarzenie do tych najważniejszych w listopadzie. Ograniczmy się jednak tutaj to nauki, jakże w sumie ważnej: warto realizować marzenia, bo może już niebawem Twoje dzieło będzie wielką marką w jakiejś dziedzinie. Trzeba tylko postawić ten pierwszy krok.
  2. 4 listopada 1847 r. (170 rocznica) – Zmarł niemiecki kompozytor doby romantyzmu – Felix Mendelssohn-Bartholdy, twórca m.in. słynnego marsza weselnego. Jako ciekawostkę dodajmy, że pierwszy raz wykonano marsz na ślubie Dorothy Carew i Toma Daniela 2 czerwca 1847 r., natomiast pierwszy raz na ślubie pary królewskiej zagrano go dla księżnej Wiktorii Koburg (najstarszej córki królowej Wiktorii) i jej wybranka Fryderyka Hohenzollerna.
    Nauka: Tak często słyszy się ten utwór, może darzymy go sympatią i sentymentem. Warto czasami, nie tylko w kontekście tego dzieła, zapalić choćby symboliczną świeczkę we własnej pamięci na cześć twórcy.
  3. 25 listopada 1867 r. (150 rocznica) – A. Nobel opatentował dynamit.
    Nauka: Niektórzy mówią, że Nobel nie żałował, że wynalazł coś takiego jak dynamit; miał słuszne intencje: m.in. liczył, że dynamit będzie nawzajem odstraszał tych, którzy będą chcieli go wykorzystać. Tak czy inaczej, trzeba uważać, co wychodzi na świat z naszych rąk czy ust, bo nietrudno wyprodukować taki „dynamit”, czymkolwiek by on był.
  4. 28 listopada 1967 r. (50 rocznica) – W Fabryce Samochodów Osobowych pojawił się gotowy pierwszy (z blisko półtora miliona) egzemplarz licencyjnego auta Fiat 125p.
    Nauka: Sentymenty to coś bardzo ważnego w historii. Jeśli jeździsz na co dzień „wypasioną furą” warto powspominać czasami z rozrzewnieniem niegdysiejsze „fury”.
  5. 28 listopada 1897 r. (120 rocznica) – Maksymilian Gumplowicz, historyk, popełnił samobójstwo przed hotelem, w którym mieszkała Maria Konopnicka. Przyczyną była nieodwzajemniona miłość.
    Nauka: To przykre i tragiczne zdarzenie, jakich wiele historia pamięta, uczy, że nieraz granica między życiem i śmiercią jest bardzo cienka. Czy może istnieć jakiś powód, dla którego warto tę granicę, mniej lub bardziej dobrowolnie, przekroczyć? Jestem przekonany, że nie. Oczywiście piszę to z perspektywy wiary katolickiej (tylko Bóg decyduje o życiu i śmierci), ale co wtedy, jeśli w przypadku osoby niewierzącej jednak okaże się, że niebo i piekło istnieją... Co jednak musi czuć i przeżywać osoba, która się na to decyduje? Trudno tak na 100% oceniać i potępiać... Obyśmy nigdy nie byli przyczyną popychającą kogoś do tak haniebnego czynu.

Ukłon w stronę Czytelników, którzy są fanami Fiata 125p :)
Polskie Fiaty 125p w Muzeum Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego w Chlewiskach;
źródło: By Jakub "Flyz1" Maciejewski - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Polski_Fiat_125p#/media/File:Fiaty_125_-_Muzeum_w_Chlewiskach.jpg

Tradycyjnie po więcej rocznic, w tym wypadku listopadowych, odsyłam do wikipedii:
Dobra, tyle na dziś. Zakończyliśmy dzisiejsze rocznice dosyć poważnie, ale myślę, że w sam raz jak na listopad, kiedy nawiedzamy cmentarze.

Trzymajcie się ciepło, choć to środek jesieni i wierzę, że mogę liczyć na Wasz głos w jakimś słowie komentarza :) A jeśli choć trochę podoba Ci się ten tekst, pomóż, żeby poczytali go też inni.