środa, 18 kwietnia 2018

#34 Historia nauczycielką życia | „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”

Czyli m.in. o tym, jak zwyczajni bywają niezwyczajni


Urodziła się 22 kwietnia 1908 r., a zatem za kilka dni minie 110 lat od tamtego momentu. Przyszła na świat w mieszczańskiej rodzinie, która nie należała do zamożnych. W związku z trudną sytuacją materialną, została zmuszona do przerwania studiów humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim i zarabiania na życie w składach aptecznych.

W okresie II wojny światowej udzielała się w tajnym nauczaniu, a w 1945 r. już jako żona Stanisława Wawrzyńskiego (AK-owca i więźnia Pawiaka) dokształcała się w liceum nauczycielskim. Przez kilka lat pracowała na etacie nauczycielki szkoły podstawowej. Na rok przed śmiercią z powodu choroby strun głosowych, musiała zerwać z nauczaniem, ale zajęła się pracą w świetlicy szkolnej przy ul. Młynarskiej 2 w Warszawie.


Zmarła 18 lutego 1955 r. Ludwika Wawrzyńska z domu Koralewska, bo to jej poświęcony jest ten tekst, stała się symbolem, choć dzisiaj już chyba niestety trochę zapomnianym. Tym bardziej warto dowiedzieć się tudzież przypomnieć co wydarzyło się 8 lutego 1955 r. w baraku hotelowym „Metrobudowy” przy ul. Włościańskiej 52 w Warszawie.


Ludwika Wawrzyńska (fot. domena publiczna)

Tamtego dnia, 8 lutego, pani Wawrzyńska spakowała kanapki do torby i otworzyła drzwi żeby jak zawsze udać się do pracy. Jednakże po chwili zorientowała się, że w jednym z mieszkań baraku, w którym wraz z mężem pomieszkiwała, wybuchł pożar. Okazało się, że sytuacja była jeszcze bardziej tragiczna z powodu tego, że w płonącym mieszkaniu znajdowała się czwórka małych dzieci – zamkniętych tak, iż nie było mowy żeby mogły one wydostać się stamtąd o własnych siłach.

Ludwiki Wawrzyńskiej nie trzeba było długo instruować, jak powinna się zachować w takiej sytuacji. Chwyciła za siekierę i z jej pomocą rozkruszyła kłódkę blokującą wejście do mieszkania, w którym płakały dzieci. Dostała się do środka i wyniosła na zewnątrz półroczną Anię i dwuletniego Rysia. Wawrzyńska wróciła do mieszkania po trzyletnią Elę i również ją uratowała (niektórzy twierdzą, że to właśnie Rysiu był uratowany teraz, a Elka i Ania wcześniej; kolejność nie jest jednak w tym wszystkim najważniejszą kwestią). Ciągle w środku znajdował się jeszcze najstarszy, 3,5-letni Marek. O nim także pani Ludwika nie zapomniała – po chwili i on był już bezpieczny na zewnątrz.

Pomoc udzielona dzieciom nie wystarczyła – Wawrzyńska postanowiła udać się raz jeszcze do coraz bardziej płonącego i zadymionego mieszkania; chciała uratować coś z dobytku, którego wielkością nie mogli się poszczycić sąsiedzi Wawrzyńskich. Wtedy jednak strop się zawalił. Ludwika uszła co prawda z życiem, ale jej poparzenia były bardzo poważne.

Trafiła do szpitala Instytutu Hematologii przy ul. Chocimskiej 5 w Warszawie. 10 dni walczyła o życie, ale jednak odeszła z tego świata 18 lutego 1955 r. Pochowano ją na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Na nagrobku Wawrzyńskiej możemy przeczytać takie słowa: „Ludwika Antonina z Koralewskich Wawrzyńska ur. 1908 zm. 1955. Nauczycielka Szkoły T.P.D. nr 10. Wzór szlachetności, bohaterstwa i patriotyzmu, oddała życie ratując dzieci z pożaru, odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Cześć Jej pamięci”.

Ludwika Wawrzyńska zyskała odznaczenie – Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wiele szkół nosi również jej imię, także ulic. Mogliśmy jej podobiznę znaleźć na dwóch polskich znaczkach pocztowych (1956 r.).

Pewnie wielu z nas już nie pamięta, że na cześć Ludwiki Wawrzyńskiej powstały przynajmniej dwa wiersze: „Uratowała z ognia dzieci czworo” Leopolda Staffa oraz „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej” Wisławy Szymborskiej. Tytuł tego naszego dzisiejszego spotkania z Historią zaczerpnąłem właśnie z wiersza naszej noblistki. Zachęcam do poczytania wierszy (linki w bibliografii) i dzielenia się w komentarzach refleksjami.

Warto wspomnieć jeszcze o dwóch kwestiach: jednej tragicznej, drugiej obiecującej. Ta pierwsza dotyczy dramatu, jakiego nie przeżyła matka trojga spośród uratowanych przez Wawrzyńską dzieci. Kobieta wróciła, gdy dzieci były już uratowane, ale nie wiedząc o tym, podejrzewała, że to przez nią spłonęły w pożarze, dlatego też z rozpaczy rzuciła się w ogień i spaliła żywcem.

Druga sprawa dotyczy wytrzymałości, a raczej jej braku, przeciwpożarowej materiałów, z których w tamtych czasach budowano. Co ciekawe, po ok. 5 latach od śmierci Ludwiki niemal zupełnie wyeliminowano materiały palne w budownictwie oraz w prawie pojawił się zakaz zostawiania dzieci samych w sytuacjach zagrożenia pożarowego. A zatem ofiara Wawrzyńskiej nie poszła na marne.

A co na to historia? A no, historia jak zawsze uczy. A czego dzisiaj? Najpewniej wielu rzeczy, jak choćby tej, że historia dostarczała, dostarcza i będzie dostarczać przykładów ludzi, których bohaterstwo jest trudne do ogarnięcia zwyczajnym umysłem (pamięta ktoś program „Zwyczajni niezwyczajni”?). Historia Ludwiki Wawrzyńskiej uczy też, jak słusznie zanotowała to już Wisława Szymborska, że „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Nasuwa się tu też oczywiście skojarzenie z aborcją, której zapewne wielką przeciwniczką byłaby Wawrzyńska, która oddała życie, by dzieci mogły żyć. Niektórzy w tym kontekście przywołują też przykłady zdarzeń, gdy nauczyciele nie zawsze stają na wysokości zadania w obronie dzieci w szkole.


Nie będę nic więcej w tym kontekście dodawał. Po prostu uczcijmy Ludwikę Wawrzyńską minutą ciszy...


Grób Ludwiki Wawrzyńskiej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach
źródło: Lukasz2 - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=18779478


Zapraszam Was gorąco do komentowania treści wpisu i dzielenia się własnymi spostrzeżeniami. Ubogacajmy i inspirujmy się nawzajem.

PS Macie ochotę jeszcze trochę poczytać?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz