piątek, 20 listopada 2020

#93 Historia nauczycielką życia | A jaki my zostawimy ślad???


 Czyli m.in. o tym, jak być może matka z dzieckiem 10 tys. lat temu sobie szła

 
Około miesiąc temu natknąłem się w mediach na informację, która mnie nieco rozczuliła i mocno zainteresowała. Oto w Nowym Meksyku (USA), a konkretnie w wyschniętym dnie jeziora Otero, w Parku Narodowym White Sands, odkryto najdłuższy prehistoryczny ciąg ludzkich śladów odbitych w podłożu. Znaleziono ok. 400 takich skamieniałych tropów (ok. 1,5 km drogi). Były to ślady osoby dorosłej (najprawdopodobniej kobiety lub młodego mężczyzny) i od czasu do czasu pojawiające się dodatkowo ślady dziecka. Wyniki opisano szczegółowo w "Quaternary Science Reviews".
 
fot. MichaelGaida, pixabay.com
 
Badaczom udało się ustalić, że ta tajemnicza osoba sprzed ponad 10 tys. lat (niektórzy uważają, że nawet ok. 13 tys.) wędrowała na północ w deszczu, bo jej stopy ślizgały się w błocie. O ile w jedną stronę wędrowała z dzieckiem (ok. 2-, może 3-letnim), o tyle w drodze powrotnej przemierzała szlak już samotnie.

Co więcej, naukowcy odkryli dodatkowo ślady mamuta i leniwca olbrzymiego w pobliżu trasy, którą poruszał się prehistoryczny człowiek, a nawet na tej samej trasie (ślady ludzkie i zwierzęce przecinały się gdzieniegdzie). Żeby było jeszcze ciekawiej okazało się, że leniwiec stawał od czasu do czasu na dwóch łapach być może po to, aby węszyć za ludźmi.
 
 
Odkryte ślady stają się nietrwałe, więc naukowcy wykonali odbitki i modele 3D. Ich rozmieszczenie zdaniem badaczy sugeruje, że osoba idąca tędy najpewniej z dzieckiem spieszyła się (tempo chodu to jakieś 1,7 m na s). Jest wielce prawdopodobne, że od czasu do czasu podróżnik przeskakiwał przez jakąś przeszkodę, bo rozstaw tropów jest niezwykle duży. Podobno nacisk lewej stopy piechura idącego na północ był silniejszy niż prawej co by potwierdzało, że osoba niosła dziecko, być może po lewej stronie ciała. Ślady z podróży powrotnej nie wykazują już takiej prawidłowości.

To podobno jeszcze nie koniec badań w tym regionie USA.
 
Naukowcy zwracają także uwagę na fakt, że taka długa wyprawa była szczególnie niebezpieczna. Ludzie bardzo łatwo mogli paść łupem groźnych zwierząt. Poza tym fakt, że matka (lub chłopak) z dzieckiem szli szybko, nie zbaczając z wyznaczonej trasy, sugeruje istnienie pewnej organizacji społecznej, bo te osoby udawały się najprawdopodobniej w jasno sprecyzowane i ustalone z kimś miejsce. 
 

Powyższa historia jest jednym z nieprzeliczonych przykładów, w większości nieznanych, kiedy w historii odcisnął się (w tym przypadku dosłownie :) zapis jakiegoś konkretnego wydarzenia z odległej przeszłości. Dziś możemy już tylko gdybać dlaczego ta osoba szła w jedną stronę z dzieckiem, a potem już sama? Czy zostawiła komuś dziecko i wróciła? Jeśli tak, to komu? A może je znalazła? Niemożliwym jest, żebyśmy dziś coś takiego ustalili z zupełną pewnością, niemniej ten smaczek tajemnicy tym bardziej przydaje historii uroku.

Powyższa historia może być dla nas okazją do wyciągnięcia różnorakich nauk. Niedawno zaznaczyliśmy, że właśnie m.in. dzięki takim opowieściom historia jest ciekawa. Popatrzmy: mowa tu o wielu tysiącach lat, a my mamy jako żywo przed oczyma matkę z dzieckiem; dwoje ludzi i ich zakrytą przed nami historię w mrokach tak odległych dziejów... Poza tym zwłaszcza w obecnym czasie ta historia może być pochwałą na cześć dzielnej matki, która szła z dzieckiem mimo zagrożeń i przeciwności. Prawdopodobnie była bohaterką.

Mnie powyższa opowieść jakoś dziś tak szczególnie nastraja do troski o to, żebym ja, żebyśmy my jako ludzie XXI w. pozostawili coś po sobie, coś wartościowego. Z uwagi na olbrzymi rozwój technologii i współczesne bogactwo kulturowe jesteśmy w stanie zostawić po sobie zdecydowanie więcej niż ludzie paleolitu, neolitu i nawet późniejszych epok. Szczególnie w kontekście listopada i częstszych niż zwykle wizyt na cmentarzach powinniśmy częściej zadawać sobie pytanie: Co ja zostawię po sobie? Czy ludzie będą o mnie pamiętać? A jeśli tak, to z jakiej przyczyny? W związku z tym nie chodzi o to, że kiedy sobie to uświadomimy to musimy nerwicowo krzątać się i biegać, byle tylko jak najwięcej po sobie zostawić. Może przede wszystkim chodzi o to, żebyśmy po prostu byli wartościowymi ludźmi i realizowali swoje powołanie, które my wierzący uznajemy jako dar i zadanie od Boga? Tylko tyle i aż tyle... A zatem, jaki zostawimy po sobie ślad??? Oby nie tylko ślad węglowy...


A Ty, droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, jak uważasz? Jakie jest Twoje spojrzenie na ten temat? Napisz w komentarzu, a jeśli Ci się spodobało, udostępnij. Dzięki.
 
Wszystkiego dobrego. Miejcie się najlepiej.



Poprzedni wpis:


Czytaj również (dotychczasowe wpisy z etykietą "prehistoria"):


  
Teksty na blogu z aktualnie największą liczbą odsłon (stan na 20.11.2020):


1. #3 Historia nauczycielką życia | Gdy szkiełko i oko wymiękają >>>
2. #34 Historia nauczycielką życia | „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono >>>
3. #46 Historia nauczycielką życia | "Nic ponad sandał, szewcze!" >>>

 

Bibliografia wpisu:

1. Niesamowite odkrycie. Ślady mają 13 tysięcy lat i opowiadają historię matki, o2.pl

2. Ślady z epoki lodowej opowiadają wyjątkową historię matki i dziecka, geekweek.com

3. Tajemnica śladów sprzed 10 000 lat rozwikłana. Dziś wiemy, kto tędy podróżował, focus.pl

4. Wyprawa kobiety z dzieckiem sprzed 10 000 lat została uwieczniona w odciskach stóp w Nowym Meksyku, spidersweb.pl   

sobota, 14 listopada 2020

#92 Historia nauczycielką życia | Po co nam Niepodległa? (wpis specjalny)

 Czyli m.in. o tym, na co komu Polska

 
Pomijając podsumowania rocznicowe dość dawno już nie było na tym blogu tekstu specjalnego. Pomyślałem, że przy okazji niedawnego 11 listopada i 102. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości przyszedł czas, żeby wystukać pewnie parędziesiąt (lub paręset :) zdań z tej okazji. Dodatkowym impulsem do stworzenia takiego, a nie innego tekstu, jest też aktualna sytuacja w Polsce i na świecie.

Od czasu do czasu spotykam się z opinią mniej więcej tego typu: współcześnie nie da się mówić o ojczyźnie i pojęciach z nią związanych (np. patriotyzmie) młodemu pokoleniu, a nawet ludziom w średnim wieku, nierzadko i starszym, w ten sam sposób, jak było to przed laty. W tym kontekście nasuwa się pytanie czy taki Mickiewicz, Słowacki, Norwid i inni wybitni Polacy lat minionych przebiliby się do mentalności Polaka XXI w. Czasami wszak styl tamtych lat kojarzymy z pewnym patosem, wzniosłością, egzaltacją itp.

fot. _Alicja_, Pixabay.com

Podchodząc do powyższej sprawy zdroworozsądkowo zdać sobie trzeba sprawę z tego, że wraz z upływem lat ludzie się zmieniają; inne są też czasy. Niezaprzeczalne jest jednak to, że człowiek na przestrzeni wieków ma w sobie pewien kręgosłup moralny, pokłady wartości, które w swoich najgłębszych posadach nie zmieniają się, pomijając może jedynie jakiś wynaturzony margines antyspołeczny, który tych cech nie przejawia, a przynajmniej zupełnie nie ujawnia.

Czy jedną z takich najgłębszych wartości może być pojęcie ojczyzny?

Współcześnie niezależnie od ideologii i nurtów polityczno-społecznych państwa i kraje są czymś powszechnie występującym. Wystarczy tylko zerknąć na mapę czy do internetu. A zatem zdecydowana większość ludzi świata czy tego chce, czy nie, należy do jakiegoś państwa. Ale czy państwo równa się ojczyzna? Ojczyzna to wszak coś więcej, coś głębszego niż państwo. Mówiąc o państwie nie każdy musi się z nim utożsamiać, ale już przywołując ojczyznę mamy raczej na myśli coś, co jest stosunkowo bliskie naszej istocie.

Tak czy inaczej, po co nam państwa, a tym bardziej ojczyzny? Nie wystarczyłoby sobie żyć ot tak, po prostu, jako obywatele świata? Mnie się wydaje, że państwo, a nawet ojczyzna to coś, czego bardzo potrzebujemy i od czego odcięcie się byłoby porównywalne z pewną schizofrenią istnienia. Już się tłumaczę.

Jestem zwolennikiem koncepcji, w myśl której rozwój dziejów ludzkości nie jest czymś przypadkowym, ale stanowi rozsądny ciąg zdarzeń. Człowiek pokonuje kolejne etapy historii i pomimo pewnych podobieństw w niektórych, nieraz cyklicznie powtarzających się epokach, ciągle idzie naprzód i wzrasta jako ludzkość. W związku z tym powstanie i rozwój koncepcji państwa moim zdaniem jest czymś już w wymiarze ogólnoludzkim nieodwołalnym; mało tego: stanowi doskonałe odzwierciedlenie naturalnych dążeń człowieka. Otóż nawet w dobie oszałamiającego rozwoju mediów społecznościowych jako ludzie tu na ziemi nie jesteśmy w stanie w równym stopniu poznać wszystkich. Już gdy się rodzimy łączy nas szczególna więź z rodzicami, rodzeństwem, dziadkami, wujkami, ciotkami, kuzynami, potem kolegami i koleżankami ze szkoły, pracy. Jeśli nawet jesteśmy celebrytami, nie możemy wszystkich fanów poznać tak, jak najlepszych przyjaciół. W związku z tym jest czymś naturalnym to, że z jednymi ludźmi łączy nas coś więcej niż z innymi. Jeśli rozszerzymy to nieco okaże się, że państwo jest właśnie taką naszą dużą rodziną: wieki wspólnych doświadczeń, spuścizna pewnej grupy ludzi jest nam bliższa niż innych. Dlatego na przykład jesteśmy Polakami i to co polskie jest nam bliższe niż to co przykładowo gwinejskie albo kambodżańskie. To jasne, że więzi jednych z nas są bliższe z ojczyzną, niż innych, nastawionych bardziej kosmopolitycznie, ale to nie zmienia faktu, że człowiek ma naturalne ciążenie do pewnych ludzi, a do innych mniejsze i koniec końców w skali makro w obrębie jednego narodu i języka, powstaje wspólnota ojczyźniana, mniej lub bardziej jednolita.

fot. _Alicja_, Pixabay.com

Jestem przekonany, że gdyby ktoś nagle zniósł wszystkie granice i istnienie państw doszłoby do totalnej rozwałki w umysłach i świadomości społeczeństw oraz pojedynczych ludzi. Według mnie prędzej czy później albo ludzie by się samounicestwili, albo wykreowali coś na kształt nowych państw. Dlaczego tak by się stało? Bo jeszcze jesteśmy niewydoskonaleni w miłości, ale o tym więcej za chwilę.

A zatem jak docierać do obecnych pokoleń z przekazem ojczyźnianym, patriotycznym? Tak sobie myślę, że zawsze trzeba wnikać do istoty, do głębi dziecka czy kogoś starszego. Jeżeli przykładowo dziecko ma jakiekolwiek związki z Polską i Polakami to już niejako z mlekiem matki wyssało bazę niezbędną do zbudowania reszty gmachu. Polskość czy jakąkolwiek inną narodowość czuje się podświadomie, jeśli tylko ma się ku temu przesłankę choćby w postaci pochodzenia. Im na przykład to pochodzenie jest mniej wyraźne (dla przykładu czyjś pradziadek był Polakiem) trudniej o integrację z danym narodem, bo silniejsze ciążenie może występować do narodu, z którym więcej taką osobę łączy.

Szczegóły i konkrety co do tego, jak budować na tej podstawie tożsamościowej człowieka, to już pewnie temat na inną opowieść. Tak czy inaczej jestem przekonany, że Niepodległa, nasza kochana ojczyzna Polska, jest nam potrzebna. Mało tego: jest czymś tak naturalnym, podobnie jak w skali mikro nasza rodzina. Zdrowa miłość do własnej ojczyzny ani trochę nie kłóci się z dobrymi relacjami z innymi państwami. To, że kochasz rodziców nie oznacza, że totalnie nienawidzisz rodziny z drugiego końca twojej wsi. Po prostu tamtych ludzi lubisz inaczej.

Jako osoba wierząca w Boga twierdzę, że koncepcja ojczyzny wykracza poza to co materialne i ziemskie. My chrześcijanie, katolicy, wierzymy, że ta nasza ziemska ojczyzna jest tylko namiastką tej prawdziwej, właściwej, niebiańskiej. Pokuszę się nawet w tym miejscu o stwierdzenie, że istnienie ziemskich ojczyzn, choć piękne i naturalne, jest paradoksalnie wyrazem pewnej niedoskonałości w naszych relacjach do siebie nawzajem i Boga. W niebie zapewne nie będzie już granic miłości i wszystkich będziemy kochać jednakowo, choć trudno to właściwie wyrazić ludzkimi słowami. Tu na ziemi jesteśmy ograniczeni i kochamy tak jak umiemy i ze względu na ograniczoność naszego poznania jesteśmy bardziej zżyci z jednymi i mamy większy sentyment do jednych spraw, a nie do innych. Czy to źle? Myślę, że nie. Ważne, żebyśmy wszystkich kochali, a różne stopnie miłości i zażyłości są tu na ziemi czymś normalnym. W związku z tym istnienie wielu ojczyzn tu na ziemi jest niedoskonałym odbiciem tej jednej, już niepodzielnej Ojczyzny, którą jest Niebo.

fot. statistuta, Pixabay.com

Na koniec zaznaczmy, że powyższe rozkminy znajdują swoje uzasadnienie w Biblii (Mam też drugiego, starszego bloga biblijnego - Biblijny Raban >>>). Wiemy dobrze, że w Piśmie Świętym często powtarza się pojęcie Narodu Wybranego: było zatem państwo, ojczyzna, którą tworzyli ludzie szczególnie wybrani przez Boga. Zauważmy, że w Nowym Testamencie to przeświadczenie, niewątpliwie słuszne, dalej mocno się zarysowuje, ale Jezus Chrystus kładzie już akcent na co innego: często mówi o Królestwie Bożym, czyli o czymś, co jest już znacznie ważniejsze niż królestwa i ojczyzny ziemskie. Ziemskie realia są ważne, ale to wszystko jest tylko etapem.

Zakończmy słowami z "Dzienniczka św. s. Faustyny", które przepięknie łączą ziemską ojczyznę z dążnością do tego, co wieczne: "Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje" (1732).

Czymś pięknym jest zatem wspieranie Ojczyzny poprzez czyny, ale także modlitwę, posty, umartwienia, wyrzeczenia. W rodzinie musimy sobie pomagać i jako rodzina musimy także kochać innych i pomagać im.


A Ty, droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, jak uważasz? Ja już przedstawiłem swoje zdanie w tej sprawie. A co Ty myślisz? Napisz w komentarzu, a jeśli Ci się spodobało, udostępnij. Dzięki.
 
Wszystkiego dobrego. Miejcie się najlepiej.



Poprzedni wpis:


Czytaj również (dotychczasowe wpisy specjalne):

  
Teksty na blogu z aktualnie największą liczbą odsłon (stan na 14.11.2020):


1. #3 Historia nauczycielką życia | Gdy szkiełko i oko wymiękają >>>
2. #34 Historia nauczycielką życia | „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono >>>
3. #46 Historia nauczycielką życia | "Nic ponad sandał, szewcze!" >>>