środa, 13 września 2017

#2 Historia nauczycielką życia | Nauka z Cova da Iria

O tym, co łączy Fatimę, Jasną Górę, Wiedeń, Lepanto, Warszawę i wiele innych miejsc


Figura Matki Bożej Fatimskiej;
źródło: By olofgoodwill - flickr.com, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8034566

Już zbliżała się umówiona godzina. Troje dzieci przeciskało się przez tłum. Niemal każdy chciał z nimi porozmawiać lub liczył, że wkrótce będzie świadkiem czegoś niezwykłego. Zebrany lud składał się z przedstawicieli wyższych oraz niższych sfer społecznych i choć w normalnych warunkach panowie i panie nie byliby zapewne tak skorzy do bliskich relacji z pospólstwem, teraz jednak wszyscy się zjednoczyli (wymieszali) jak jeden mąż. Zewsząd, nawet z drzew i murów, słychać było błagania, aby wizjonerzy przedstawili Matce Bożej ich prośby. Różne one były: najczęściej o zdrowie, ale też nawrócenie czy szczęśliwy powrót męża i syna z wojny.

Tak, trwała wtedy wojna, jak zapewne wiemy, i to nie byle jaka wojna. Gdy dzieci wraz z innymi ludźmi gromadzili się 13 dnia września 1917 r., czego skrótowy opis właśnie przeczytaliście, na świecie szalała I wojna światowa. W tym właśnie roku doszło m.in. do przerażających wstrząsów społeczno-politycznych w Rosji, gdzie fatalna sytuacja imperium carów i nieudolność władz rosyjskich znacznie przyczyniły się do wybuchu niepokojów i wzrostu niezadowolenia.

Właściwie od marca (wg kalendarza gregoriańskiego; Rosjanie używali wtedy odmiany juliańskiej i wedle niej zaczęło się to w lutym, stąd niepokoje tamtych dni określa się mianem rewolucji lutowej) tego roku car zaczął poważnie tracić władzę. Nawet część wojska zbuntowała się przeciw legalnej władzy i stanęła po stronie manifestujących i strajkujących. W konsekwencji car abdykował 15 marca, a Rosja stała się republiką (oficjalnie dopiero 14 września 1917 r.) z Rządem Tymczasowym.

Wspomniany rząd nie przetrwał jednak długo, bo już w listopadzie miała miejsce tzw. rewolucja październikowa (to brzmi jak żart (coś w rodzaju: w tym roku Lany Poniedziałek wypadnie we wtorek...), ale pamiętajmy, że Rosja używała kalendarza juliańskiego i według niego było to w październiku :). Wskutek niej do władzy doszli bolszewicy, a władza przeszła w „opiekuńcze” ręce Rady Komisarzy Ludowych. Nowi rządzący chcieli jak najszybciej wyprowadzić Rosję z wojny. I tak zaczęło się budowanie „pokoju” na ziemi...

Nim powrócimy do Fatimy, wrzucę Wam jeszcze małą ciekawostkę dotyczącą Polski i daty poprzedzającej piąte objawienie Matki Bożej – chodzi konkretnie o 12 września 1917 r. Wtedy to właśnie na mocy decyzji generał-gubernatorów Niemiec i Austro-Węgier utworzono Radę Regencyjną w Królestwie Polskim, której powołanie zapowiedziano już 5 listopada 1916 r. Miała ona być najwyższą władzą do czasu przekazania rządów królowi albo regentowi. Nie tyle była ona jednak owocem dobrej woli zaborców, co raczej wynikiem bezsilności mocarstw na arenie działań wojennych. Zamiast uprawień stricte praktycznych (które widoczne były w zasadzie jedynie w sądownictwie, szkolnictwie i części administracji), Rada Regencyjna jawiła się jednak jako organ mocno teoretyczny, kontrolowany przez wiadomych opiekunów. Jej inauguracja nastąpiła 27 października 1917 r. Zwieńczeniem istnienia Rady okazało się powstanie niepodległej Polski w 1918 r., gdy przekazano władzę w ręce Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego – Józefa Piłsudskiego.

Po tym polskim wątku powróćmy jednak do Fatimy i ludzi zgromadzonych (podobno ponad 30 tysięcy) wraz z dziećmi 13 września 1917 r. Gdy zaczęli odmawiać Różaniec przybyła Matka Boska, której pojawieniu się towarzyszyły różne dziwne zjawiska atmosferyczne. Najświętsza Dziewica m.in. powiedziała dzieciom, że Pan Bóg jest zadowolony z ich umartwień, ale nie muszą spać opasani sznurami; wystarczy, że będą tak chodzić w ciągu dnia. Łucja przekazała też Pani prośby ludu, z których, jak oznajmiła Maryja, niektóre zostaną wysłuchane. Matka Boża zapowiedziała też słynny cud słońca, mający się odbyć w październiku. Myślę, że inna jeszcze kwestia z tego objawienia jest chyba kluczowa i chciałbym, żeby to właśnie ona stała się podstawą dla naszej dzisiejszej nauki, której uczy nas historia, szczególnie właśnie historia objawień fatimskich.

Jako że dzisiaj 13 września, kolejna środa, czyli zgodnie z zapowiedzią czas na drugi wpis na blogu Historia nauczycielką życia. Dostałem chyba takie natchnienie, żeby zaprosić Was do wyłuskania naszej kolejnej nauki, tym razem z objawień fatimskich, a konkretnie tego, którego setną rocznicę obchodzimy właśnie 13 września 2017 r.

Gdy śledzimy media i rozmawiamy na co dzień z ludźmi dochodzą do nas bardzo różne informacje. Tak sobie jednak myślę, że często wspólnym mianownikiem tych wszystkich mniej lub bardziej pozytywnych wieści są rozmowy. Chodzi mi o rozmowy wszelakiego możliwego typu i rodzaju; począwszy od bardzo sztywnych odezw unijnych choćby na temat polskich rzekomych zaniedbań w praworządności (nie wiem jak Was, ale mnie te zarzuty często rażą swoją groteskowością i absurdem), a skończywszy na luźnych gadkach for internetowych czy po prostu przy kawie na kanapie wśród znajomych.

Generalnie dużo się mówi, gada, nieraz krzyczy i komentuje. Inna sprawa, że niekiedy bardzo ważne kwestie się przemilcza, ale to już opowieść na inną okazję. Jeśli te gadania i debaty są merytoryczne i kulturalne to bardzo dobrze. Ja jednak, moje Drogie i moi Drodzy, odnoszę niejednokrotnie takie wrażenie, że nawet mimo szczerych chęci i dobrej woli rozmówców odniesienie pozytywnych skutków ustaleń graniczy nieraz z cudem. A co dopiero, gdy (a jest to niestety chyba sytuacja o wiele częstsza), konsensus jest niemożliwy do osiągnięcia z racji ścierania się z sobą kompletnie sprzecznych (nierzadko kosmicznie absurdalnych) ideologii, poglądów, prądów, nurtów, itp., itd. Sytuacja robi się już skrajnie nieciekawa, gdy przedmiotem rozmów i ferowanych opinii są zagadnienia związane z arcyskomplikowanymi sprawami, jak np. uchodźcy... Tutaj naprawdę nie ma żartów, bo ważą się losy świata jaki znamy.



Ludzkość potrafi czasami nieźle narozrabiać...

Inna sprawa, Kochani. My sobie możemy dużo gadać i prawić, ale i tak, nawet taka potęga jak USA nie ma 100% kontroli nad wszystkim. Słyszeliśmy przykładowo o niebezpieczeństwie grożącym nie tylko bezpośrednim sąsiadom, ale i światu, ze strony Korei Północnej. Nawet Wojciech Cejrowski uznał tę kwestię za jedną z najpoważniejszych we współczesnym świecie. My możemy tworzyć unie, pięknie wypowiadać się na salonach i wymieniać poglądy, a tu ni stąd ni zowąd, trach-pach (nie daj Boże) i pełno gruzów po wybuchu bomby atomowej. Nie tylko o to chodzi, a co z terroryzmem? A co z wydarzeniami typu World Trade Center, którego 16 rocznicę obchodziliśmy 11 września? Możemy być potężni i dobrze, ale czy możliwa jest sytuacja, gdy mamy kontrolę nad wszystkim? Odpowiedzcie sobie na te pytania sami. Czasami widać wręcz, że nie mamy kontroli (przynajmniej wystarczającej) nad przerażająco wieloma kwestiami i to wydawałoby się priorytetowymi dla światowego bezpieczeństwa i przyszłości.

Po co o tym wszystkim piszę? Nie pewno nie dlatego, żeby kogokolwiek straszyć. O, nie!!! Przytoczyłem tylko kilka faktów i bardzo realnych zagrożeń. Na pewno też nie dlatego, żeby zniechęcić do rozmawiania i działania poprzez różnorodne porozumienia i unie. O, nie!!! Wręcz przeciwnie: musimy rozmawiać i działać razem dla dobra świata, byle tylko merytorycznie i kulturalnie.

Do czego zmierzam? Jaki jest ten podstawowy produkt naszej dzisiejszej wycieczki historycznej? Odpowiedź jest prosta: zmierzamy do przesłania Matki Bożej, choćby z 13 września 1917 r. Teraz przytoczę zdanie Matki Boskiej, które uprzednio zapowiadałem: „Odmawiajcie w dalszym ciągu Różaniec, żeby uprosić koniec wojny”. Wiem, że dla osoby niewierzącej takie zdanie kompletnie nic nie znaczy, a może nawet wywołuje uśmiech na twarzy. „Co te paciorki z krzyżykiem na końcu mają wspólnego ze sprawami polityki, gospodarki, spraw społecznych? Helo, to nie średniowiecze tylko XXI w.” Odpowiedź: paciorki jako materia, z której są wykonane nic, ale jest Ktoś, z Kim one ułatwiają nam osobowy kontakt, a Kto, jak wierzymy, ma 100% kontroli nad przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jest tam też Pośredniczka, która zanosi nasze prośby przed Jego tron. Tym Kimś jest Pan Bóg, a ową Pośredniczką jest rzecz jasna Maryja.

Niech to będzie właśnie naszą dzisiejszą nauką, którą chciałem się z Wami podzielić – są na świecie sprawy, których najprawdopodobniej nie rozwiążemy bez zwrócenia się o pomoc do Kogoś silniejszego. Takie twierdzenie nie jest przejawem bezsilności, ale pewności, że prawdziwa siła tkwi gdzie indziej. Paradoksalnie tak jak to było w czasach objawień fatimskich i zarazem I wojny światowej, trójka dzieci z różańcami w rękach i ufnymi sercami może mieć większy wpływ na losy wielkich kampanii wojennych niż potężne armie i sprzęt wojskowy. Czasami wielką polityką wcale nie rządzą rozmowy w jeszcze większych salach czy na konferencjach, ale ciche modły zanoszone w małym pokoiku przez nikomu nieznaną osobę.

Czy tym samym postuluję skreślenie roli prowadzenia polityki i kampanii wojennych? Oczywiście, że nie. Nie i jeszcze raz nie. Są to sprawy bardzo ważne; dobrzy politycy i wojskowi są potrzebni jak woda dla ryby, ale czy same zabiegi czystko polityczne lub wojskowe gwarantują pewność jutra? Nie chodzi z drugiej strony o to, żeby w modlitwie widzieć jakiś talizman lub czar, bo tak widziane praktyki nie mają najmniejszego sensu. Chodzi o głęboką relację z Tym, Kto naprawdę może o wiele więcej niż my wszyscy razem wzięci.

Można oczywiście tłumaczyć obronę Jasnej Góry, Lepanto, cud nad Wisłą, Odsiecz Wiedeńską (12 września minęła kolejna rocznica :) tylko czysto po ludzku, ale jest wiele spraw i zagadnień, które zwyczajnie wymykają się ludzkiej logice, z których można by stworzyć pewnie opasłe tomisko. Warto poszperać po Internecie.

Zatrzymajmy się jeszcze w kilku zdaniach nad Wiedniem 1683, aby uniknąć gołosłowności. Armia turecka od dwóch miesięcy oblegała Wiedeń; składała się z ponad 100 tys. żołnierzy. Na pomoc obleganym przybył król Polski z ok. 25 tys. Dzięki odniesionemu zwycięstwu, do którego walnie przyczyniły się polskie siły, na stałe oddaliło się od Europy zagrożenie tureckie. Po sukcesie król Sobieski odesłał Ojcu Świętemu chorągiew Mahometa z wymownym napisem: „Przybyłem, ujrzałem, Bóg zwyciężył”. Zwycięstwo zawdzięczał Maryi, której sanktuaria (m.in. w Częstochowie) nawiedzał idąc pod Wiedeń. Poza tym polscy żołnierze ruszali do boju z hasłem: „Jezus, Maryja!”. Jako ciekawostkę dodajmy jeszcze, iż głównie na pamiątkę Victorii Wiedeńskiej obchodzimy w Kościele wspomnienie Imienia Maryi właśnie 12 września. Poza tym zbudowano w Rzymie świątynię pw. Imienia Maryi przy Forum Trajana, na pamiątkę zwycięstwa pod Wiedniem.

W ramach uzupełnienia lektury gorąco zachęcam do sięgnięcia po wpis z mojego drugiego bloga, gdzie swego czasu pochylaliśmy się nad bardzo podobnym zagadnieniem opisanym w Biblii (kliknij, aby przeczytać); może to być dobrą podpowiedzią dla współczesnego świata polityki i nie tylko.

Pragnę siebie i Was zostawić na koniec tego wpisu z nauką i pytaniem do refleksji:

Historia uczy nas, że w codziennym życiu nie warto na siłę polegać tylko na sobie i czysto ludzkich, materialnych sposobach działania i rozwiązywania rozmaitych problemów. Warto sięgać po pomoc z Nieba, która jest najpewniejszą drogą i wsparciem nie tylko w kontekście jednostek, ale również w skali całych narodów, a nawet świata.

Czy przypadkiem my ludzie nie polegamy zbyt mocno tylko na własnych siłach?



Najskuteczniejsza broń, którą można posiadać i używać bez zezwolenia

Dzięki, Kochani, za dzisiaj, że dotrwaliście do końca :) Wpisy póki co na Historii nauczycielce życia będą się pojawiać raz w tygodniu, dlatego czasami, gdy najdzie mnie trochę weny, to mogą być wpisy nieco dłuższe. Możecie rozłożyć sobie lekturę na kilka dni. Będę się jednak starał, żeby mieścić się z tekstem w rozsądnych granicach objętościowych :)

Zerknijcie proszę na komentarze pod spodem, gdzie wrzuciłem swój pierwszy i zarazem premierowy też na całym blogu, który stanowi postscriptum dla tego posta. Śmiało piszcie komentarze i refleksje, jakie pewnie zrodziły się w Waszych głowach po lekturze. Zapiszecie się w historii, publikując pierwszy komentarz na blogu nie licząc autora :) Każdy komentarz jest mile widziany, byle tylko nie zawierał spamu, niedozwolonych treści i słów. Szanujmy się też nawzajem i nie obrażajmy, czego też nota bene uczy nas nasza kochana historia :)

Bibliografia wpisu:

5. Zmienność sytuacji w I Wojnie Światowej i jej wykorzystanie przez elity przywódcze i Naród Polski, http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/05/zmiennosc-sytuacji-w-i-wojnie-swiatowej-i-jej-wykorzystanie-przez-elity-przywodcze-i-narod-polski/

1 komentarz:

  1. W lipcowo-sierpniowym numerze pisma misyjnego "Misjonarze Kombonianie" w jednym z artykułów znalazłem bardzo fajną historyjkę, którą można by odnieść do ludzkości, np. w XXI w., ale i nie tylko. W oryginalnym tekście chodziło głównie o zagadnienia związane z nawracaniem się, ale można to bez problemu odnieść do nieco bardziej ogólnych kwestii.

    "Jesteśmy (...) podobni do małego chłopczyka, który ze wszystkich sił sam próbował unieść ciężki wazon z kwiatami. Dwoił się i troił, włożył w to mnóstwo sił, ale i tak nie udało mu się go przesunąć nawet o milimetr. Po wielu próbach zrezygnował... Ojciec, który przyglądał się tej scenie, zapytał: "Synku, czy próbowałeś już wszystkich możliwości?". "Tak tatusiu" - odparł chłopiec. "Nie, ponieważ nie poprosiłeś mnie o pomoc"".
    Źródło: "Misjonarze Kombonianie", 4 (141) lipiec - sierpień 2017, s. 34.

    Wiele współczesnych spraw przypomina ciężkie wazony.
    Dlaczego nie poprosimy o pomoc Kogoś, Kto najlepiej nam pomoże?

    Czekam na Wasze komentarze! Nie dajcie się prosić :)
    Pozdrawiam Was ciepło.

    OdpowiedzUsuń