środa, 24 stycznia 2018

#21 Historia nauczycielką życia | Czarna legenda z kolędą w tle

    Czyli m.in. o tym, co łączy ks. Piotra Skargę i króla Władysława IV Wazę z pewną kolędą

Choć za nami już liturgiczny okres Bożego Narodzenia, to jednak ciągle jeszcze, aż do 2 lutego, bazując na naszej pięknej polskiej tradycji trwamy w radości tych Świąt. W związku z tym śpiewamy kolędy, podziwiając jeszcze szopki i dekoracje bożonarodzeniowe. Korzystając z tej okazji chciałbym odnieść się do bardzo interesujących losów jednej z kolęd, o których zapewne nie wszyscy słyszeli, ale nim do tego przejdę, słów kilka (no, może trochę więcej :) o najbardziej prawdopodobnym autorze słów tej kolędy. Chodzi o ks. Piotra Skargę.

Tego kapłana oraz wielkiego kaznodziei nie trzeba chyba nikomu, a już szczególnie miłośnikom historii, przedstawiać. Pewnie w zdecydowanej większości orientujemy się przynajmniej w podstawowych kwestiach poruszanych przez tego wybitnego przedstawiciela polskiej kontrreformacji, czyli ruchu postulującego reformy w Kościele katolickim, będące odpowiedzią na przemiany dokonane przez reformację. Nie jest nam obce pojęcie „Kazania sejmowe”, w których ks. Piotr wypunktował „liczne choroby” trawiące Rzeczpospolitą oraz sposoby przezwyciężenia kryzysów i napięć, z jakimi zmagała się nasza Ojczyzna w XVI w. Co ciekawe, „Kazania sejmowe” nie zostały nigdy przez autora wygłoszone.




Michał Szweycer jako porucznik 1 pułku ułanów, 1831, model do postaci Piotra Skargi w Kazaniu Skargi Jana Matejki, 1864;

To tylko przykładowe informacje na temat życia ks. Skargi, natomiast ja chciałbym odnieść się szczególnie dziś do tzw. czarnej legendy; do tego, co wydarzyć się miało rzekomo po jego „śmierci”. Świadomie użyłem cudzysłowu, gdyż po II wojnie światowej dość powszechnie mówiło się o tym, że tak naprawdę kaznodzieja nie umarł, lecz pogrążył się w letargu, z którego podobno miał się wybudzić... w trumnie. Na jakiej podstawie wysnuto takie przypuszczenia? Otóż na potrzeby procesu beatyfikacyjnego ponoć otworzono trumnę i specjalna komisja przebadała doczesne szczątki ks. Piotra. Z oględzin wynikało, że nieboszczyk miał uszkodzone dłonie. Mówiło się, że obudziwszy się z letargu mógł wpaść w szał próbując się wydostać; przypuszczano, że mógł także złorzeczyć Bogu. W związku tym, zaniechano procesu wynoszenia jezuity (bo jak wiemy lub nie, do tego zakonu należał ks. Skarga) na ołtarze.

Jest w tym wszystkim jednak pewien zgrzyt, a właściwie dwa zgrzyty: otóż oficjalnie proces beatyfikacyjny ks. Piotra rozpoczął się dopiero w 2014 r., a wcześniej w ogóle nie mogło być o nim mowy. Wprawdzie przy różnych okazjach nadawano jezuicie zaszczytne tytuły, np. „czcigodny Sługa Boży”, jednakże to nie miało nic wspólnego z beatyfikacją.

Natomiast co do rzekomego letargu lub śmierci klinicznej również należy to wszystko włożyć między bajki. Chociaż taką teorię postulowali np. profesorowie Zbigniew Mikołejko i Janusz Tazbir, to jednak ten drugi w 2010 r. publicznie przyznał, że zbyt pochopnie oparł się jedynie na pogłoskach. Fałszywa teoria rozpowszechniła się swego czasu na tyle, że trafiła już nawet do jednej z prestiżowych encyklopedii. Protokoły z oficjalnych badań szczątków kapłana oraz wiedza historyczna nie potwierdziły jednak uszkodzeń ciała, a jedynie fakt, że w pierwszych dziesięcioleciach po śmierci kaznodziei, gdy kości były wystawione w rozpadającej się trumnie na widok publiczny, wiele z nich zabrano jako relikwie (informacja w kronice z 1695 r.; Skarga zmarł w 1612 r.). Pozostałe kości umieszczono w nowej trumnie. Co ciekawe, ustalono także, że zmarły intensywnie w ciągu swojego życia używał aparatu głosowego.

Jaką naukę można wysnuć z powyższych rozważań? Myślę, że przede wszystkim taką, iż niejednokrotnie niepotwierdzone hipotezy stają się ni stąd ni zowąd obowiązującymi prawdami („kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”). Chociaż najczęściej sensacyjne doniesienia są chwytliwe i przykuwają uwagę tłumów, to jednak nigdy nie wolno rezygnować z prawdy historycznej, do której trzeba dochodzić. I wreszcie: być może dla niektórych ks. Piotr Skarga był tudzież jest postacią niewygodną, dlatego zabiegano i może zabiega się o to, żeby nie został wyniesiony na ołtarze, bo to wiązałoby się z kładzeniem jeszcze większego nacisku na jego nauczanie, ponadczasowe i jakże głębokie.

Na koniec słów kilka o zapowiadanej wcześniej kolędzie. Otóż chodzi o tę zatytułowaną „W żłobie leży”. Za autora jej słów uważa się właśnie ks. Skargę. Czy wiecie jednak, skąd pochodzi melodia tej kolędy? Stanowi ona nawiązanie do poloneza koronacyjnego króla Władysława IV Wazy.



Portret królewicza Władysława 1605 r., nieznany polski malarz;
źródło: Jakob Troschel - pl.pinterest.com, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3338070

Stąd też płynie mała nauka: o tym, że często nawet nie wiemy jakie perły historyczne są wokół nas. Przecież nie każdy z nas zdaje sobie sprawę, jak wielkie bogactwo choćby historyczne ukryte jest w naszych przepięknych polskich kolędach. Jest to już jednak temat na inną opowieść.

A już za tydzień pewna nowość na Historii nauczycielce życia, na którą serdecznie zapraszam.

PS, czyli Prośba Serdeczna :) Pamiętajcie, że czytając i udostępniając mój tekst na Blasting News (http://pl.blastingnews.com/felietony/2018/01/swiety-mikolaj-jednak-istnial-brytyjscy-naukowcy-przeprowadzili-ciekawe-badania-002292199.htmlbardzo mi pomagacie, także finansowo nie wydając żadnych pieniędzy. Z góry wielkie dzięki za pozytywną odpowiedź na moją prośbę.


Bibliografia wpisu:
  1. encyklopedia PWN;
  2. wikipedia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz