Czyli m.in. o tym, jakie straszności odkryli Rosjanie na Półwyspie Kolskim
„Jako komunista nie wierzę w niebo czy w Pismo Święte, ale jako naukowiec wierzę od teraz w piekło” - powiedział niejaki dr Azzakow, komentując wpływ tamtych wydarzeń na jego wiarę. O jakie wydarzenia chodzi. Poniżej objaśniam co i jak.
fot. Półwysep Kolski - teatr tamtych wydarzeń (Pixabay.com)
W 1970 r. sowieci rozpoczęli bardzo ambitny projekt - postanowili wykonać najgłębszy odwiert w historii. Dziewięć lat później Supergłęboki Odwiert Kolski (SG-3) dotarł na głębokość prawie 10 km. To ciągle było jednak za mało. Kopano dalej.
Prace postępowały jednak coraz wolniej m.in. z powodu nagłych skoków temperatury, która na poziomie 12 km wynosiła już blisko 200 stopni Celsjusza. To, z czego słynna stałą się ta historia, zdarzyło się jednak nieco głębiej.
Otóż po osiągnięciu 12,262 km czujniki wskazywały już prawie 1100 stopni Celsjusza (!), a wiertło zaczynało płatać figle. W końcu naukowcy mieli wrażenie, że natrafili na jakąś pustą przestrzeń, coś w rodzaju pieczary. Najbardziej tajemnicze i najstraszniejsze były jednak dźwięki, które podobno udało się tam zarejestrować. Na nagraniach, które udostępniono (dostępne w linku bibliograficznym), słychać ludzkie jęki, jakby to tam właśnie znajdowały się dusze potępionych.
Mimo tego, że nie osiągnięto planowanych 15 km głębokości prace przerwano w 1994 r. Niektórzy z ekipy badawczej podobno odmówili dalszej współpracy. O pikantnych i tajemniczych szczegółach tamtych wydarzeń rozpisywały się gazety, choć podstawowe informacje wyszły prawdopodobnie z jakiegoś fińskiego dziennika.
Ktoś jednak postanowił zweryfikować fakty i okazało się, że najprawdopodobniej sprawa z głosami potępionych była sfingowana i pochodziły one z jakiegoś horroru włoskiego. Prawdą jest natomiast to, że prace przerwano z powodu wzrostów temperatur.
Czego uczy nas ta historia? Pozornie wygląda na to, że chrześcijanie mogą się czuć zawiedzeni tą historią - bo przecież opowieść o piekle mogłaby służyć za straszak na niewiernych. Ateiści natomiast pozornie mogą się podśmiewywać, że chrześcijańskie piekło to tylko fikcja stworzona i skierowana przeciwko nim. A w rzeczywistości my chrześcijanie nie potrzebujemy żadnych dowodów na istnienie piekła, więc dla nas nie ma znaczenia czy Rosjanie dokopali się do piekła, czy tylko cała ta historia była sfingowana. Nie brakuje wszak mistyków i wizjonerów, którzy widzieli piekło. A ateista, który nie chce się przekonać, nie przekona się, choćby nie wiem co. Zawsze znajdzie jakieś „ale”. Nie znaczy to, że jesteśmy zwolnieni z mówienia o Bogu. Tak czy inaczej prawda wyjdzie na jaw dopiero po śmierci. Musimy o niej mówić, żeby potem ci, którzy pójdą na zatracenie, nie mieli do nas pretensji, że nie próbowaliśmy ich przekonać.
Wybór Boga nie zależy od strachu przed piekłem, ale wolnej decyzji każdego z nas.
Bibliografia wpisu:
1. Czy Rosjanie naprawdę dokopali się do piekła i nagrali dźwięki potępionych?;
2. Na dnie słychać było krzyki milionów ludzi. Czy rosyjscy naukowcy odkryli na Półwyspie Kolskim bramę do piekła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz