środa, 21 lutego 2018

#25 Historia nauczycielką życia | Kwantyfikatory wielkie historii

Czyli m.in. o tym jak pewnego razu w lutym ścięto Białą Różę


Każdy z nas spotyka się od czasu do czasu z pewnymi powiedzeniami na temat przedstawicieli jakichś nacji, np. każdy Włoch jest wesoły i lubi tańczyć, każdy Fin jest spokojny i ponury, Francuzi to żabojady, Niemcy są pracowici, a Grecy leniwi, itd., itp. Są to tak zwane stereotypy. Najczęściej (a może zawsze) są to uogólnienia, które nie są prawdziwe, bo przecież pewnie znajdziemy wielu Finów, którzy są bardziej wylewni w okazywaniu uczuć niż chociażby skoczek narciarski Janne Ahonen ;) albo Greków, którzy ochoczo pracują niczym mrówki.

O ile tego typu ogólniki są nierzadko czymś zabawnym, gdy ma się oczywiście zdrowe podejście i dystans do tego typu powiedzonek; nie ma w tym zazwyczaj nic złego ani świadomie obrażającego kogoś konkretnego. Okazuje się jednak, że często stosowanie tzw. kwantyfikatorów wielkich może nieźle namieszać w relacjach nie tylko między osobami, ale i całymi narodami.

Może nie orientujemy się do końca czym są wspomniane kwantyfikatory, dlatego wystukajmy parę słów wyjaśnienia. Najlepiej objaśnić to na przykładzie wziętym z życia codziennego. Zdarza się czasami, że ktoś zwraca się do kogoś mniej więcej tak: Ty zawsze się spóźniasz lub ty nigdy nie powiesz nic mądrego. W podobnych przypadkach jest jednak prawie zawsze tak, że ktoś przynajmniej od czasu do czasu jednak przychodzi w porę lub też zdarzy się, że powie coś naprawdę mądrego. Może nie zawsze, ale jednak :) Jakże często tego typu powiedzonka sprawiają, że w małżeństwach nastaje szereg cichych dni albo nawet rozpadają się stosunki koleżeństwa czy też przyjaźni. Tak więc słowa typu „zawsze”, „nigdy” są kwantyfikatorami wielkimi. Jak widać, trzeba je stosować z rozwagą i nierzadko lepiej użyć kwantyfikatorów małych, czyli np.: Ty często się spóźniasz albo zdarza ci się powiedzieć coś niemądrego. Prawda, że ciekawiej brzmi i jest pewnie bliższe prawdy?

Przenieśmy to teraz na grunt związany bardziej z narodami i historią. Trzeba przyznać, że wiele sporów, czasami wieloletnich czy nawet wielowiekowych, między jakimiś nacjami czy narodami ma swoją praprzyczynę w pewnego rodzaju kwantyfikatorach. I tak na przykład przedstawiciele jednej ze zwaśnionych stron uważają, że każdy z tych drugich jest fe, do niczego i w ogóle oszust, bandyta, rzezimieszek, splamiony krwią. A tamci z kolei podobne epitety używają w stosunku do tych pierwszych. Może to wynikać z jakichś dawnych niewyjaśnionych zatargów, zamazanego obrazu przeszłej historii (uogólnionego) lub też zwyczajnie niedostatecznego poznania drugiej strony. W takiej sytuacji trudno o przebaczenie i pojednanie.

Generalnie po co to wszystko piszę i do czego zmierzam? 22 lutego 1943 r. stracono Sophie i Hansa Schollów oraz ich kolegę. Z kolei kilka lat wcześniej, 29 stycznia 1939 r., zmarł Matthias Sindelar (urodzony nota bene 10 lutego 1903 r.). To oni są głównymi bohaterami dzisiejszego spotkania z Historią nauczycielką życia.

Sophie i Hans Scholl byli rodzeństwem. Należeli do tajnej chrześcijańskiej grupy o nazwie Biała Róża (niem. Weiße Rose), której członkowie byli zagorzałymi przeciwnikami Hitlera i nazistów. Działała głównie w Monachium od czerwca 1942 do lutego 1943 r. Oprócz wspomnianego rodzeństwa w skład trzonu organizacji wchodziło jeszcze pięciu innych studentów oraz profesor Kurt Huber.




Członkowie Białej Róży stosowali pokojowe metody walki z nazistowską władzą, roznosząc ulotki lub malując hasła w publicznych miejscach. Potępiali zbrodnie na Polakach i Żydach dokonywane przez ich rodaków (pewnie mieliby wiele do powiedzenia tym, którzy dzisiaj bezczelnie nazywają niemieckie obozy zagłady polskimi). Kresem działalności Białej Róży były aresztowania, po których w błyskawicznie przeprowadzonych procesach pokazowych zostali skazani na zgilotynowanie.

Matthias Sindelar był austriackim piłkarzem, pochodzenia żydowsko-czeskiego. Bez wątpienia należy do legend futbolu wszech czasów, a już na pewno z łezką wzruszenia w oku wspominają go austriaccy fani piłki nożnej. Wszak Sindelar to wielka gwiazda Wunderteamu, czyli genialnej ekipy piłkarskiej Austrii lat 20. i początku 30. XX w. Ze swoją drużyną zdobył nawet 4 miejsce na mundialu we Włoszech w 1934 r., co wtedy było wielkim niepowodzeniem znakomitego zespołu. Od tamtego czasu było już tylko gorzej. Na domiar złego w sport, jak i chyba wszystkie ówczesne dziedziny życia, coraz mocniej mieszała się polityka. W 1938 r. ojczyzna Sindelara – Austria – została siłą włączona do III Rzeszy (tzw. Anschluss Austrii). Ten wielki patriota nigdy nie pogodził się z tym, co się stało. Odmówił gry dla nazistowskich Niemiec. Wspierał piłkarzy pochodzenia żydowskiego, którzy nie mogli rozgrywać oficjalnych spotkań. Po zakończeniu przygody z piłką Mathhias Sindelar prowadził kawiarnię w Wiedniu.

Nazistowskie władze zdawały sobie sprawę z wrogości skierowanej przeciw niej, jaką okazywał Sindelar. Dał temu wyraz choćby w pamiętnym meczu nazwanym propagandowo „Anschlussspiel” pomiędzy Austrią i Niemcami, gdy po strzelonym przez siebie golu manifestował radość przed niemieckimi kibicami. Austriacy wygrali wówczas 2-0.

„Człowiek z papieru” (wątła budowa ciała) oraz „Mozart futbolu”, bo tak nazywano Matthiasa Sindelara, zmarł w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach. Znaleziono go martwego wraz z kochanką. Oficjalnie za przyczynę śmierci uznano zatrucie tlenkiem węgla. Nie wyklucza się jednak samobójstwa i zamieszania nazistów w ten zgon.



Matthias Sindelar
źródło: wikipedia (domena publiczna)

Przejdźmy powoli do konkluzji i dzisiejszych nauk. W słynnym liście polskich biskupów skierowanym do biskupów niemieckich w 1965 r. nasi hierarchowie napisali m.in.: „Wiemy o męczennikach +Białej Róży+, o bojownikach ruchu oporu z 20 lipca, wiemy, że wielu świeckich i kapłanów złożyło swoje życie w ofierze (Lichtenberg, Metzger, Klausener i wielu innych). Tysiące Niemców zarówno chrześcijan, jak i komunistów, dzieliło w obozach koncentracyjnych los naszych polskich braci...”. To wtedy padły pamiętne słowa: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie” (znane może bardziej w parafrazie jako „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”).

Przebaczenie i prośba o nie to moim zdaniem absolutny punkt wyjścia w trudnych relacjach między jakimikolwiek stronami czy to na poziomie osób, czy całych narodów i państw. Nie mogłoby ono jednak zostać urzeczywistnione, gdyby nie zaniechanie stosowania znanych nam już kwantyfikatorów wielkich. Bo tak jak w powyższym przypadku nie każdy Niemiec był nazistą. Wiem, że to żadne odkrycie, ale w dzisiejszych czasach powinniśmy chyba bardziej sobie uświadomić jego znaczenie, nie tylko jeśli chodzi o Niemców. Dużo mówi się też choćby o Ukraińcach, kojarzonych często przez pryzmat Bandery i UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Może to zabrzmi jak truizm, ale nie każdy Ukrainiec był członkiem UPA i wyznawcą Bandery. Oczywiście trzeba zawsze pamiętać o prawdzie historycznej i piętnować zło we wszelkiej postaci. Nie da się wybielić działań Hitlera, Bandery i wielu innych tego typu niechlubnych postaci na arenie dziejów. I nie wolno w jakikolwiek sposób pochwalać zła. To jasne! Trzeba jednak zawsze pamiętać o ludziach pokroju rodzeństwa Scholl, innych działaczy Białej Róży czy Matthiasa Sindelara, którzy nie ze względu na politykę ani jakiekolwiek własne korzyści, ale tak po prostu z moralnej powinności występowali przeciw złu i walczyli o prawdę i dobro w czasach, kiedy naprawdę niewielu stać było na tak heroiczne czyny.

I jeszcze może najważniejsza kwestia. Powyższych zasad powinni przestrzegać także inni w stosunku do Polaków. Mało tego, są sytuacje, kiedy trzeba jasno użyć kwantyfikatora wielkiego, broniąc prawdy. Najgłośniejszy chyba aktualnie przykład: Polacy NIGDY w sposób systemowo usankcjonowany nie przykładali ręki do mordowania Żydów w obozach zagłady. Obozy koncentracyjne ZAWSZE trzeba nazywać niemieckimi i koniec kropka. Zdarzały się oczywiście indywidualne przypadki kolaboracji z okupantem, ale nie inaczej było także w przypadku Żydów. Jednak jeśli chodzi właśnie o stworzenie i zarządzanie machiną śmiercią za nią odpowiedzialność ponoszą Niemcy.

To tyle dzisiejszych refleksji. Mam nadzieję, że nasze wspólne spotkanie z historią będzie owocowało w naszym codziennym życiu. Zapraszam jeszcze do obejrzenia filmiku i żegnam się z Wami do przyszłej środy. Zachęcam jeszcze choćby do odwiedzenia zakładki poświęconej postaciom historycznym. Można tam znaleźć tekst poświęcony na przykład Kazimierzowi Andrzejowi Kottowi, innemu wielkiemu bohaterowi.


PS O rany, to już ćwierć setki, jeśli chodzi o liczbę postów na Historii. Jeśli tylko uważacie, że to czym pragnę się z Wami dzielić jest w miarę sensowne, polubcie i udostępniajcie blogi w mediach społecznościowych. Zapraszam też do komentowania i współtworzenia historii. Z góry wielkie dzięki. Dziękuję także tym, którzy już teraz dołączyli do społeczności Biblii i Historii na Facebooku, Twitterze i Google+.

Pamiętajcie, że Biblia i Historia jest też na Blasting News: Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca, https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html. Tam możecie mnie wesprzeć finansowo, nie wydając ani grosza. Wystarczy, że przeczytacie i udostępnicie moje teksty. Szczególnie za to dziękuję!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz